Wielka Sobota u nadpopradzkich górali

Wielka Sobota u nadpopradzkich górali

Wielka Sobota to dzień święcenia pokarmów. W regionie górali nadpopradzkich do koszyka wkładano: chrzan, baranka (pieczonego w domu w specjalnej formie), wędliny, szynkę własnego wyrobu, kiełbasę, ser biały z gospodarstwa, masło, bryndzę, sól i pieprz, jajka (farbowane w cebuli), chleb upieczony w domu, spyrkę, zboże, babkę pieczoną przez gospodynię…

Do koszyka wkładano wszystkiego, co było w domu po trochu, żeby niczego przez cały rok nie brakowało.

Niektórzy ludzie ze wsi nie święcili kiełbasy. Wierzono, że jak się święci kiełbasę, to potem gady podchodzą do domu, choć jest też wersja, że wyjmowało się ją z koszyka przed obchodzeniem domu.

Gospodyni zanosiła pokarmy do święcenia w koszyku zwanym kobiałką, zrobionym z wikliny lub korzeni drzew (biedniejsi nosili w tobołkach).

Kobiety z gór (a czasem i chłopy albo służące) nosiły na plecach kobiałki w łoktusach (chusta – przyp. red.), zawiązywanych z przodu. Dzieci niosły koszyczki z wikliny z jajeczkiem lub pieczonym barankiem  (jeśli rodzinę było stać).

Koszyk obkładano bukszpanem i serwetką. Czasem święconkę przystrajano ręcznie robioną na szydełku serwetą oraz gałązkami mirtu, który hodowała w domu każda gospodyni.

Pokarmów zabierano tyle, żeby wystarczyło dla każdego w rodzinie. Jajek nie malowano, tylko gotowano w łupinach z cebuli, burakach lub w trawie. Malowania jajek dzieci uczyły się dopiero po wojnie – w szkole.

Jajek święcono przynajmniej tyle, ilu było domowników.

W kościele  koszyk trzeba było podnieść do góry „żeby kropło”. „Jak nie kropło to niewozne było”.

Po powrocie ze święconką nie było wolno wejść do domu, póki nie obeszło się niosąc koszyk dookoła domu. Następnie kładziono kosz na stole i pozostawał tam do śniadania wielkanocnego. Niektórzy uważali, że  po święceniu pokarmów z koszykami trzeba obiec wokół domu, ale wyjmowano wcześniej kiełbasę, żeby  później nie było wokół domu węży.

W Wielką Sobotę również obowiązywał post. Dopiero jak oddzwoniły dzwony można było już jeść, ale nie korzystano z tego.

Poświęcone jedzenie spożywało się na śniadanie w Wielką Niedzielę, po powrocie z Rezurekcji. To było rodzinne  śniadanie. Domownicy dzielili się jajkiem.

Kolejność jedzenio – nojpiyrw jojko, chrzon i sól, późni wszytko po kolei.

Trzeba było koniecnie zjeś troche jojka i troche chrzonu. Jojko trzeba było tak łołupić, zeby skorupka nie spadła na ziemio, bo to było świencone przecie. Skorupki potem wynosiuło sie na cysty przykrywce i dawało kurom wydziubać, to tyz zeby na cystym trowniku dziesi dali łod chołpy.

Musiały być starse jojka,  zeby się dobrze łupiuły. Skorupka ni miała prawa sie zmarnuwać  bo to było świente. Jak na cysty trownik spadła to nie było takiego grzychu .

W niektórych domach przed rozpoczęciem śniadania wielkanocnego każde z dzieci musiało ugryźć kawałek z korzenia chrzanu, z ręki ojca. Chrzan był bardzo ważny.

Na podstawie wywiadów terenowych zebranych przez Dariusza Rzeźnika i Wandę Łomnicką-Dulak oraz materiałów archiwalnych MCK Sokół opracowała Wanda Łomnicka-Dulak.

Targi Edukacja, Kariera, Przyszłość

REPERTUAR KINA SOKÓŁ

Reklama