Wesele w Nawojowej było tak kozackie, że dziennikarze TVN24 podchwycili temat dts24

Wesele w Nawojowej było tak kozackie, że dziennikarze TVN24 podchwycili temat dts24

Reporterzy TVN 24 podchwycili nasz temat. Dziś w magazynie „Czarno na białym” można było obejrzeć reportaż o najgłośniejszym weselu obecnych, niełatwych, „zamaskowanych” czasów. Pierwszoplanowi bohaterowie tego wesela byli niedawno naszymi rozmówcami.

Jeśli ktoś przeoczyl emisję, a chce sprawdzić jak ten ciężki temat rozgryzła telewizja, reportaż będzie można obejrzeć niebawem na platformie TVN24 GO, po wykupieniu dostępu.

U nas – jak zawsze za darmo – można słynne wesele przeżyć jeszcze raz dzięki wspomnieniom Państwa Młodych.

Życzymy zdrowia!

****

Gdyby Stanisław Wyspiański pisał swój dramat narodowy w 2020 roku, z pewnością zatytułowałby go „Wesele w Nawojowej”. Jeśli ktoś w szkole nie przeczytał tej obowiązkowej lektury, to z całą pewnością czytał o weselu w Nawojowej. Mało tego – wraz z kolejnymi raportami epidemicznymi o sytuacji w regionie, mamy coraz mocniejsze poczucie, że wszyscy w czwartek 11 czerwca byliśmy na tym weselu, a może chociaż na poprawinach. Z całą pewnością do tej pory mamy kaca. Wesele w Nawojowej, jako domniemane ognisko koronawirusa na Sądecczyźnie już stało się lokalnym mitem. Mity zaś mają to do siebie, że przez lata będziemy się o nie spierać, ale już zawsze pozostaną na poziomie domysłów.

O swoim weselu i jego nieprzewidzianych skutkach rozmawiamy z jego głównymi postaciami – Panią Młodą i Panem Młodym. Na ich prośbę taka identyfikacja bohaterów musi nam wystarczyć.

Macie poczucie, że wasze wesele było najgłośniejszym polskim weselem wiosną 2020 roku, a może nawet najgłośniejszym weselem ostatnich lat?

Pani Młoda: Czujemy to, chociaż na początku ten rozgłos przyniósł raczej obawy. Zwyczajnie martwiliśmy się, jak będzie wyglądała nasza przyszłość. Z biegiem czasu niepewność ustępowała, a dzisiaj raczej się śmiejemy z opowieści, jakie czytamy o naszym weselu i jego następstwach.

Obawy ustąpiły, ale ostatecznie nie zdecydowaliście się wystąpić w tej rozmowie pod swoimi nazwiskami i pokazać twarzy.

Pan Młody: Gdybym pracował w państwowej firmie z całą pewnością pozowałbym teraz do fotografii i mówił: tak to my! Proszę nas jednak zrozumieć – prowadzimy własne biznesy i nie mamy pewności, jak zareagowaliby nasi klienci, gdyby przeczytali, że to my jesteśmy „tą” parą młodą z Nawojowej. Powiedzmy jednak uczciwie, że bardzo wiele osób wie, że to właśnie o nas chodzi, ale to głównie rodzina i znajomi.

Czy nieplanowana popularność Waszego wesela sprawiła, że spotkaliście się z hejtem, z niechęcią, ze złym słowem?

Pan Młody: Nie, tego nie było. Oczywiście w internecie zdarzył się czasami jakiś nieprzychylny komentarz na nasz temat, ale ewidentnie pisany przez kogoś niezorientowanego w sytuacji. Złością i niechęcią reagowali ludzie, którzy żyją w pandemii strachu, nie w pandemii koronawirusa. To były jednak sporadyczne przypadki.

Pani Młoda: Niedawno miałam w gabinecie klientkę, która opowiadała o sytuacji epidemicznej, o tym, co przeczytała i w pewnym momencie zapytała mnie: „A słyszała pani o tym weselu w Nawojowej, po którym się tyle ludzi pozarażało”. Odpowiedziałam najspokojniej w świecie: „Słyszałam. To było moje wesele”.

Jaka była reakcja?

Pani Młoda: Ogromne zdziwienie, ale też nieźle się uśmiałyśmy. Ludzie są nakarmieni ogromną ilością plotek, jednak trudno każdemu tłumaczyć, że to chyba jednak nie my zaraziliśmy całą Sądecczyznę.

Pan Młody: Ale początkowo nie było nam wcale do śmiechu. Obawialiśmy się przede wszystkim o naszą pracę i przyszłość. Czuliśmy się trochę rozgoryczeni, bo przecież nie zrobiliśmy nic złego – po prostu zaprosiliśmy gości na nasze wesele, zorganizowane zgodnie z prawem i obowiązującymi w tamtym czasie przepisami. Kiedy wokół naszego wesela zrobiło się głośno w całej Polsce, przyszła obawa czy w przyszłości nie będziemy wytykani palcami, a klienci nie odwrócą się od nas.

Kiedy do Was dotarło, że na weselu mogło wydarzyć się coś złego?

Pan Młody: Kiedy tylko odebrałem telefon od naszego kuzyna informujący, że cioci wyszedł pozytywny wynik testu na koronawirusa. To było w czwartek 24 czerwca, czyli dokładnie dwa tygodnie po weselu, które odbyło się w Boże Ciało 11 czerwca. Gdyby objawy zakażenia u cioci nie pojawiły się kilka dni po imprezie, pewnie nigdy – oprócz naszych gości – świat by się nie dowiedział o weselu w Nawojowej. Ciocia była pierwszą osobą z grona obecnych, która miała wynik pozytywny.

O czym wówczas pomyśleliście?

Pan Młody: Pojawił się strach przed konsekwencjami, których nie byliśmy w stanie sobie wyobrazić. Zastanawialiśmy się czy dopełniliśmy wszystkich formalności jakich wymagały obostrzenia – to była gonitwa myśli. I wtedy zadzwoniła pani inspektor z Sanepidu, która zażyczyła sobie listy gości. Byliśmy zdziwieni, bo czternaście dni po imprezie każdy z naszych gości mógł się zarazić w dowolnym innym miejscu. Przecież równie dobrze ciocia, która jako pierwsza miała wynik pozytywny mogła zarazić się później albo wcześniej. Wszystko to tylko domysły. Oczywiście, że na weselu mógł być ktoś zarażony, ale np. moja mama miała pozytywny wynik 16 dni po weselu.

Pani Młoda: Ktoś inny zapłacił sobie za badanie, bo potrzebował wcześniej wynik. Potem było badanie grupowe i wyniki w 23 i 24 dniu po weselu. W tej grupie był ktoś pozytywny, ale czy to znaczy, że po tak długim czasie można każdego zarażonego podciągnąć pod nasze wesele?

W połowie lipca ogólnopolskie media informowały, że po weselu w Nawojowej zarażonych jest 151 osób, a tysiąc przebywa w kwarantannie.

Pani Młoda: Takie informacje dobrze się sprzedawały, ludzie klikali takie wiadomości, bo one brzmią jak horror. Jeden z tabloidów napisał, że w gminie Kamiona Wielka po naszym weselu do kwarantanny trafiły cztery tysiące osób. Czyli połowa mieszkańców gminy, z której nikogo nie było na naszym weselu. Początkowo zastanawiałam się, skąd biorą się takie liczby i dlaczego każdego zarażonego dopisują do naszego wesela? Na wymazie spotkaliśmy się z parą, która była na weselu w Nawojowej, ale 13 czerwca, czyli dwa dni później. Skierowali ich na testy, bo mieli dużo zakażeń w pracy. A w Sanepidzie, kiedy okazało się, że są pozytywni, zapytali czy dopisać ich do naszego wesela?

Pan Młody: Tamtej pary jednak nie przyklejono do naszego wesela, bo wytłumaczyli, że – owszem – na weselu w Nawojowej byli, ale akurat nie na naszym. Czasami mam wrażenie, że badający nie wiedzą, kogo wymazują. Brat mojej żony po dwóch tygodniach kwarantanny poszedł na testy i okazało się, że mają go zapisanego pod innym peselem. Czyli odsiedział w domu za kogoś innego? Takich przykładów było mnóstwo. Kiedy później przeanalizowaliśmy listę naszych 130 gości, wyszło nam, że 20 osób spośród nich było zarażonych. Tymczasem z każdym dniem z naszym weselem wiązano kolejne setki zarażonych osób. Staliśmy się tzw. ogniskiem zakażeń na cały region i ze zdumieniem czytaliśmy, ile to kolejnych osób z tego grona trafiło do szpitala.

Pani Młoda: Do szpitala, owszem, trafili moi dziadkowie. Byli zakażeni, ale przechodzili wirusa bezobjawowo. Problem w tym, że oboje dużo wcześniej cierpieli na choroby nowotworowe. Na dodatek, kiedy babcię wieziono do krakowskiego szpitala, karetka miała wypadek w Brzesku. Sprawa była głośna, bo rozbił się całkiem nowy ambulans. Z powodu tego wypadku babcię dokładnie przebadano i dopiero wówczas okazało się, że są przerzuty nowotworu do całego organizmu, a nas poinformowało, żeby się z babcią pożegnać.

Babcia zmarła?

Pan Młody: Zmarła na… koronawirusa. Taka była oficjalna przyczyna śmierci plus oczywiście choroby współistniejące. Według tych dokumentów wypadek karetki nie przyczynił się do śmierci babci, chociaż miała po nim cały brzuch fioletowy. Na szczęście do wypadku czuła się dobrze. Ale po nim nie wstała już z łóżka, organizm stopniowo przestawał funkcjonować.

Pojawiały się informacje, że na Waszym weselu była jedna zarażona osoba, od której się wszystko zaczęło.

Pan Młody: – Ciężko to zweryfikować. Jeśli tak faktycznie było, to i tak nie wiemy kto. Dzisiaj to wyłącznie grzebanie w domysłach, które ani trochę nie przybliżają nas do rozwiązania. Może to myśmy zarażali, może moja mama, albo jeszcze ktoś inny. A może do zarażeń nie doszło na weselu? Jak to teraz udowodnić?

Każde nowe informacje epidemiczne w regionie wiążą kolejne zakażenia z weselem w Nawojowej. Kiedy pojawiały się zachorowania w dużych sądeckich zakładach pracy, też jako ich ognisko podawano Wasze wesele.

Pan Młody: Dzisiaj, czyli kilka tygodni po tym, jak nasze wyniki były dwukrotnie negatywne, mogę powiedzieć, że zawsze chciałem się ożenić z dużym hukiem. No to mam, co chciałem (śmiech). Wyszło nawet dwa razy lepiej i głośniej. Teraz już się śmiejemy, kiedy dwa miesiące po imprezie ciągle czytamy, że wszystkie zachorowania nadal są kojarzone są z naszym weselem. W internecie ludzie podpowiadają nam żebyśmy sobie oprawili w grubą księgę, to wszystko, co się pisze o naszym weselu. Jak kiedyś wnukom pokażemy, to chyba nam nie uwierzą.

A co kiedyś powiecie wnukom? Że mieliście najsłynniejsze wesele w Polsce?

Pani Młoda: Pewnie tak im powiemy, chociaż wolelibyśmy zapamiętać swoje wesele z innych względów.

Pan Młody: I tak je zapamiętamy! Wesele było naprawdę kozackie. Bardzo dobrze się bawiliśmy do samego rana. Na butelkach z alkoholem były karteczki z koroną i zaleceniem, żeby się zawartością dobrze odkazić i zdezynfekować. Wydawało mam się, że wszyscy się dobrze odkazili. Ale wyszło jak wyszło.

Żadne z Was ani nikt z Waszych gości nie jest z Nawojowej, a do historii przeszliście jako młoda para z Nawojowej.

Pani Młoda: Bardzo nam się podobał ten lokal, byliśmy tam kilka razy wcześniej i chcieliśmy właśnie tam mieć wesele.

Pan Młody: Jest tam świetna obsługa, bardzo profesjonalna, cały czas w maseczkach i trzymająca się możliwie daleko od gości. Prosiłem chyba wszystkie kelnerki do tańca, ale żadna się nie zgodziła. Bardzo poważnie traktują swoją pracę. Wszystko było dopracowane ze szczegółami. Goście usadzeni rodzinami, najczęściej tak, jak mieszkają na co dzień. Były wyznaczone strefy, bezpieczne odległości, czysto, zdezynfekowane. Wszystko było zgodnie z wytycznymi, jak państwo polskie kazało. Kiedy okazało się, że na weselu był również wirus, to początkowo nie radziłem sobie z tą sytuacją psychicznie. To ja musiałem wysłać 150 osób do kwarantanny.

Pani Młoda: Zadzwonili z Sanepidu i musieliśmy podać nazwiska i kontakty do wszystkich gości. A nie wszyscy chcieli odbierać telefony od Sanepidu. Niektórzy się buntowali, mówili, że dobrze się czują i nie widzą powodu, żeby spędzać dwa tygodnie w kwarantannie.

Inna ogólnopolska gazeta pisze o Waszym weselu m.in.: „19 osób z kręgu tego wesela przebywa w szpitalu, 941 jest w kwarantannie”.

Pani Młoda: To chyba nie tak. Do szpitala trafiło pięć osób, w tym moja babcia – o której wspominałam – i dziadek, który jest w dużo gorszym stanie niż była babcia, bowiem również cierpi na zaawansowany nowotwór. Do izolatorium trafiła z kolei ciocia, która wybrała taką wersję dlatego, żeby jej mąż i syn nie przechodzili kwarantanny.

A Wy jakie mieliście objawy?

Pani Młoda: Ja nie miałam żadnych. Przeszłam zakażenie całkowicie bezobjawowo.

Pan Młody: Ja początkowo miałem zatkane zatoki, myślałem, że to skutek zawiania na motorze. Potem na krótko straciłem smak i węch. W sumie spędziliśmy 34 dni w domu, czekając – zgodnie z procedurami – na drugi negatywny wynik.

Miesiąc izolacji zamiast miodowego miesiąca.

Pani Młoda: I tak mieliśmy szczęście, bo wtedy nie czekało się na wyniki tak długo, jak teraz, a przecież pomiędzy dwoma negatywnymi wynikami trzeba odczekać tydzień. Ten czas bardzo się dłużył, bo nawet jeśli picie porannej kawy w łóżku jest na początku atrakcją i przyjemnością, to jednak przy naszej aktywności chcielibyśmy się wyrwać z czterech ścian.

Pan Młody: A najdalej mogliśmy do ogródka, ale ile można katować trawnik kosiarką? Jedyny plus tej całej sytuacji jest taki, że dzisiaj mógłbym otworzyć dodatkową działalność gospodarczą: profesjonalne doradztwo w organizacji wesel w czasach pandemii. Do usług!

Nie zgodziliście się dotychczas na rozmowę z żadnymi mediami…

Pan Młody:  Myślę, że większość mediów nie była zainteresowana naszym zdaniem, bo gazecie która ma siedzibę w Warszawie łatwo napisać, że po naszym weselu w gminie Kamionka Wielka cztery tysiące ludzi przebywa w kwarantannie, chociaż nie mamy tam żadnych znajomych. Odmówiliśmy wystąpienia przed kamerą dużej stacji telewizyjnej, ponieważ zachodziła obawa, że materiał może uderzać w jednego z naszych gości, senatora Prawa i Sprawiedliwości. A przecież polityka z naszym weselem to już zupełnie nie miała nic wspólnego.

Rozmawiał Wojciech Molendowicz

O wirusie z Nawojowej

WYBORY 2024

REPERTUAR KINA SOKÓŁ

Reklama