Natalia Sekuła: w tym zawodzie trzeba mieć twardy tyłek

Natalia Sekuła: w tym zawodzie trzeba mieć twardy tyłek

Okazuje się, że prawdziwym wyzwaniem jest napisanie właśnie czegoś o sobie. Wydawać by się mogło, że najnaturalniejszą rzeczą, równie łatwą jak machanie ręką, jest zaprezentowanie siebie, bo któż nas zna lepiej? Z drugiej strony, jak trafnie stwierdziła noblistka Wisława Szymborska: ,,tyle wiemy o sobie na ile nas sprawdzono” i ta teza jest mi bliższa. Musicie wybaczyć, ale tutaj postawię kropkę i wątek traktujący o mojej niespełna czteroletniej pracy dziennikarskiej, dokończę później. Są sprawy ważniejsze.

Kiedyś dziennikarz potrafił opowiadać, intrygować, zwracać uwagę na ważne problemy, był pośrednikiem między światem, a odbiorcą, a nawet i jego tłumaczem. Według słownika jest to osoba zajmująca się gromadzeniem, przetwarzaniem, prezentowaniem materiałów w środkach masowego przekazu. Zatem dzisiaj dziennikarzem jest zarówno ktoś, kto zajmuje się przygotowaniem obiektywnych informacji, dąży do prawdy, jak i osoba, rozpisująca się o bieliźnie celebrytki, którą ukradkiem uchwycił paparazzi na swojej fotografii.

Idąc dalej, dziennikarzami nazywają się także ci, którzy na portalach społecznościowych zamieszczą trzy zdania swoich wywodów. Dziennikarstwo staniało, a jego granice zatarły się. Rokrocznie, jak podaje Ministerstwo Edukacji Narodowej, studia dziennikarskie wybiera 20 tysięcy młodych ludzi. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, iż jednym z głównych powodów, dla którego decydują się na ten zawód, jest chęć zdobycia popularności. Upatrują w nim trampolinę do szybkiej i błyskotliwej kariery.

Żyjemy w czasach przesytu informacyjnego, którego efektem jest dezinformacja. Jesteśmy zalewani nic nieznaczącymi treściami. Fakty stają się mniej istotne w kształtowaniu opinii publicznej, niż odwołania do emocji i osobistych przekonań. Trudno odróżnić prawdę od postprawdy, prawdy alternatywnej, aż wreszcie kłamstwa. Media nastawione są na pogoń za tanią sensacją, która się dobrze „klika” i przyniesie właścicielom oczekiwane dochody.

Telewizja publiczna opłacana z naszych podatków, która winna skupiać się na swojej misji, zajmuje się chociażby tworzeniem prześmiewczych „newsów” o tym, że dziennikarka konkurencyjnej stacji wrzuciła na Instagram zdjęcie z imprezy ze znaną piosenkarką. Śledząc media społecznościowe, stykamy się ze setkami apeli rodziców dzieci, które chorują na raka i zbierają pieniądze na sprowadzanie leków zza granicy, bo polski system leczenia w tym zakresie ofertę ma „ubogą”. Ale czymże jest ten temat w porównaniu z „aferą” Instagramową. Prawda?

Wszystko jest na sprzedaż. Łatwiej zarobić, karmiąc najniższe instynkty czytelników, niż stać się „podpalaczem” ich sumień. Wydaje mi się, że przed galopującą „prostytucyzacją” dziennikarstwa ostatkami sił bronią się media lokalne, chociaż i na tym podwórku można poczuć zgniliznę trącącą tanią sensacją i przekłamanymi tytułami.

 

Kto nie z nami, ten przeciw nam 

Kiedy przyszło mi napisać kilka słów do pięćsetnego wydania „Dobrego Tygodnika Sądeckiego”, w mojej głowie nadal pobrzmiewało (…)

To tylko niewielki fragment tekstu. Całość przeczytasz w specjalnym wydaniu „Dobrego Tygodnika Sądeckiego” – pobierz za darmo numer jednym kliknięciem:

Targi Edukacja, Kariera, Przyszłość

REPERTUAR KINA SOKÓŁ

Reklama