Trzy dni muzycznego święta i rozrywka na najwyższym poziomie. Podsumowujemy IMIENINY MIASTA 2021! [RELACJA]

Trzy dni muzycznego święta i rozrywka na najwyższym poziomie. Podsumowujemy IMIENINY MIASTA 2021! [RELACJA]

Początkiem lipca Nowy Sącz obchodzi swoje imieniny, a wydarzenia kulturalne związane z tą imprezą od zawsze przyciągały tłumy mieszkańców i gości. Nie inaczej było w tym roku. W dniach 9-11 lipca na wszystkich spragnionych koncertowych i estetycznych wrażeń czekała moc muzycznych atrakcji, konkursy dla publiczności oraz nagrody. W sumie ponad dziesięciogodzinne muzyczno-wokalne „balety”, które postanowiłem skromnie udokumentować słowem i obrazem. Zainteresowanie wydarzeniem było duże, a niewątpliwym magnesem przyciągającym widownię byli artyści wielkiego formatu, czyli dla mnie osobiście wszyscy bez wyjątku, którzy wpisali się w imieninowy line-up.

Dzień 1

9 lipca o godzinie 19.00 w Amfiteatrze Parku Strzeleckiego odbył się niezwykły koncert pt. „Czy mnie jeszcze pamiętasz – tribute to Niemen” z Tomaszem Bulzakiem, zwycięzcą wiosennej edycji programu „Szansa na sukces”, u steru. Wspólnie ze swoim zespołem Hardway Band i Kwartetem Galicyjskim, a także Ewą Novel oraz znanym wszystkim z Lachersów Tomkiem Jaroszem, dali popis nad popisy. Ale po kolei…

Nieśmiertelne utwory Czesława Niemena doczekały się już zyliona interpretacji. Stąd muszę przyznać, że podszedłem do „Czy mnie jeszcze pamiętasz – tribute to Niemen” zarówno z ekscytacją, jak i ze sporymi obawami. W końcu biorąc poprawkę na przepastny katalog podobnych przedsięwzięć w temacie Mistrza Niemena można było zastanawiać się, czy kolejny projekt tego typu ma sens. A jeżeli nawet, to czy wniesie jakąkolwiek wartość dodaną.

„Czy mnie jeszcze pamiętasz – tribute to Niemen”

I znowu moje przedkoncertowe obawy zostały rozwiane już pierwszymi dźwiękami, które uskutecznił sam Tomasz Bulzak kompozycją „Czy mnie jeszcze pamiętasz?”. Wszyscy pojawiający się na scenie wokaliści podeszli do twórczości Niemena na swój oryginalny sposób, nie odbierając kompozycjom potęgi i szlachetności. Z szacunkiem do pierwowzorów poleciały w stronę widowni porywające interpretacje utworów: „Domek bez adresu”, „Wspomnienie”, „Bema pamięci żałobny rapsod”, „Sen o Warszawie”, „Jednego serca”, „Com uczynił”, „Płonąca stodoła” i „Dziwny jest ten świat” (na bis), inkrustowane wspaniałymi wokalizami Bulzaka, Novel i Jarosza.

Oprócz najpopularniejszych utworów Niemena w uwspółcześnionych aranżacjach zebrana tego wieczoru publiczność miała przyjemność usłyszeć także mniej znane kompozycje jednego z najważniejszych twórców muzyki w Polsce: „Status mojego ja”, „Począwszy od Kaina” czy „Trąbodzwonnik”.

Wszyscy bez wyjątku byli rewelacyjni, jednak to Pani Ewa rozłożyła mnie na łopatki emocjonalną interpretacją „Terra Deflorata” – wzruszającą, dopracowaną, czułą, mocną. Widać było, że wykonanie kosztowało artystkę wiele wysiłku, ale warto było tego doświadczyć. Nie umniejszając niczego żadnemu z występujących, ale dla mnie osobiście wykonanie wieczoru. Publiczność nie kryła zachwytu i wzruszenia. Zresztą gromkie brawa po każdym utworze i owacje na stojąco na koniec mówią same za siebie.

Wykonywanie tak mocno zakorzenionych w masowej świadomości kompozycji Niemena – i to jeszcze na żywo!, nie należy do najłatwiejszych. Do tego zrozumienie wielopłaszczyznowych tekstów i prawda interpretacyjna złożyły się na tak pożądane podczas występów „live” napięcie, które udało się utrzymać do samego końca. Nie bez pomocy przyjaciół – starych wyjadaczy z Hardway i równie zdolnego, co pięknego Kwartetu Galicyjskiego. To oni nadali wyśpiewanym w eter tekstom Czesława Niemena wspaniałą i godną muzyczną oprawę. Brawo!

Występ Bulzaka, Novel i Jarosza chłonęło się wszystkimi zmysłami. Ich współpraca była elektryzująca, a ekspresja tak niesamowita, że nie dało się od nich oderwać wzroku. Każde z trojga solistów zatracało się w muzyce i przeżywało ją na swój własny sposób, nie tracąc kontaktu ze sobą nawzajem, bandem czy kwartetem.

„Czy mnie jeszcze pamiętasz – tribute to Niemen” to nie był koncert, a muzyczno-wizualny spektakl, który na długo pozostanie w mojej pamięci. No i ta konferansjerka… Panie Krzysztofie Witowski – klasa.

Dzień 2

Drugi dzień IMIENIN MIASTA uświetnił zespół, którego nie trzeba w szczególny sposób przedstawiać, utworami, których raczej nie trzeba przesadnie zapowiadać. Ale zanim Wilki, scenę Amfiteatru zaanektował na niespełna godzinę eklektyczna gatunkowo grupa TFB (The Freedom Birds) z Nowego Sącza, która rozpoczęła swój wysokooktanowy występ (niepozbawiony momentów lirycznych), jak i cały drugi dzień wydarzenia, kawałkiem „Czekam, czekam”. Za sprawą tego wspaniałego otwarcia wieczoru żagle Amfiteatru Parku Strzeleckiego nabrały wiatru przeróżnych uczuć i emocji, które niosły widownię przez niemal półtoragodzinny set.

TFB (The Freedom Birds)

Autorski repertuar zahaczył między innymi o: „Lustra”, „Tajemnicę”, „Skrzydła”, „Lawendową”, „Wodospady”, „Wahadła” i „Nowe niebo”. Podczas występu TFB znalazło się miejsce na covery takich zespołów jak Raz, Dwa, Trzy („Już”) oraz Maanam. Interpretacja „Luccioli” to zupełnie osobna historia. Ten wspaniały kawałek w równie wspaniałej, choć zmienionej (głównie za sprawą wokalu Klaudii Szwajkosz) aranżacji – rozbrzmiał dwukrotnie. Po raz pierwszy w ramach zaplanowanego występu i po raz drugi podczas podwójnego bisu, który grupa uskuteczniła z niekrytą przyjemnością.

Przyznaję się bez bicia, że jakoś nigdy nie było mi po drodze z zespołem TFB, ale zawsze chciałem zobaczyć ich na żywo. A to, co zaprezentowali na scenie, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. TFB to nowoczesny band, który umie bawić się dźwiękiem i gatunkowością. Gitary, sekcja perkusyjna – bomba. Do tego rewelacyjna Klaudia Szwajkosz na wokalu – artystka kompletna, eklektyczna i wielowymiarowa. Emanująca emocją i  energią, ale i umiejętnością czerpania, jak i dawania radości z muzyki wykonywanej „live”…

A wracając do tematu zespołu, którego raczej nie trzeba przedstawiać, utworami, których raczej nie trzeba zapowiadać czy przesadnie anonsować. Wilki – gwiazda wieczoru, ale i całej serii koncertów w ramach imieninowej imprezy Nowego Sącza, rozpierzchły się po scenie Amfiteatru delikatnie po godzinie 20.00 i otworzyły swój występ kawałkiem „Fajnie, że jesteś”. Później posypały się największe hity: „Aborygen”, „Love Story”, „Na zawsze i na wieczność”, „Bohema”, „Cień w dolinie mgieł”, „Słońce pokonał cień”, „Niech mówi serce”, „Na krawędzi życia”, „Amiranda”, „Baśka”, „Pijemy za lepszy czas”, „Son of the blue sky”… Oj, działo się! Wrażenia podczas koncertu, poza muzyką Wilków i wokalem Roberta Gawlińskiego, dodatkowo wzmacniały efekty filmowe, zaprezentowane w formie wizualizacji i teledysków wyświetlanych z plecami zespołu.

Wilki

Na koniec nie mogło obejść się bez owacji na stojąco, skacząco i wrzeszcząco oraz bisów, które Robert Gawliński i spółka zaprezentowali w trzech muzycznych odsłonach: „Nie zabiję nocy”, „Nie stało się nic” oraz „O sobie samym”.

Z każdą upływającą minutą sobotni koncert nabierał coraz większych rumieńców. Początkowo onieśmielona publiczność zaczęła powoli gromadzić się pod sceną, tańcząc, podskakując rytmicznie, bijąc brawo i machając rękami. Nie mówiąc o wspólnym odśpiewywaniu wybranych utworów Wilków razem z ich liderem. Już po paru pierwszych kawałkach wszyscy gotowali się na całkowite szaleństwo. Wystarczyło kilka pierwszych taktów „Baśki”, „Pijemy za lepszy czas” czy „Nie stało się nic”, a wszyscy wiedzieli, co robić. Śpiewać, ile sił w gardle, płucach i przede wszystkim w serduchu.

Co tu kryć, był to kolejny fantastyczny koncert IMIENIN MIASTA. Nie zabrakło emocji i fantastycznego grania, a wszyscy bawili się znakomicie. Drugi dzień muzycznych „baletów” zakończył się kilkanaście minut przed 22.00, jednak dla fantastycznie bawiącej się publiczności (w tym mnie) koncert minął w mgnieniu oka.

No i ta konferansjerka… Panie Krzysztofie Witowski – klasa.

Dzień 3

Lwią część niedzielnej odsłony IMIENIN MIASTA zagarnęły dla siebie zespoły folklorystyczne, które nam Sądeczanom przesadnie przedstawiać nie trzeba. Jako pierwszy roztańczył i rozśpiewał scenę Amfiteatru Parku Strzeleckiego Regionalny Zespół „Sądeczanie”. Oprócz typowo regionalnego repertuaru zespół uraczył publiczność wspaniałą, kolorową suitą tańców narodowych Ukrainy. Po nich zaprezentowała się najstarsza grupa folklorystyczna powstała w Nowym Sączu (jeszcze w latach 50.). Mowa tutaj o Regionalnym Zespole Pieśni i Tańca „Lachy”, który zaproponował widowni krakowiaka, program Lachów Sądeckich i Górali Sądeckich (od Łącka). Jako trzeci na deskach Amfiteatru zameldował się już nie folklorystyczny, a katolicki zespół religijny Promyczki Dobra. Znane i lubiane nie tylko na Sądecczyźnie i poza Sądecczyzną, ale również poza granicami naszego kraju Promyczki Dobra, oprócz sztandarowego repertuaru, zaprezentowały dwie premiery, które pojawią się na nowej płycie zapowiedzianej ze sceny przez opiekuna zespołu ks. Andrzeja Mulkę.

Regionalnym Zespole Pieśni i Tańca „Lachy”

Druga część i swoista przeciwwaga względem tego, co materializowało się na scenie przy ulicy Ogrodowej od godziny plus-minus 15.00 do 18.00, przybrała formę „płomiennie” rockowego (nie bez momentów lirycznych) występu pochodzącej z Tęgoborzy grupy Poisons. Założony w roku 2013 przez trójkę rodzeństwa oraz ich rodziców zespół w 2016 roku wydał swój debiutancki album pt. „Ucieczka”. Wokalistką z mocarnym „wygarem” i autorką tekstów jest Elżbieta Gołąb. Na gitarze elektrycznej oraz akustycznej wywija Angela, a tej basowej – Martin. Klawisze oraz instrumenty perkusyjne z fasonem obsługuje Sergiusz. A nad całym projektem czuwa Ricardo Gołąb – menadżer, również autor tekstów i, jak się okazało podczas występu – wspaniały pirotechnik.

Poisons

Niedzielny koncert Poisons, może nie od strony repertuarowej, ale składu, można nazwać niespodzianką. A to dlatego, że razem z familią Gołąb na scenie swój debiut zaliczył drugi gitarzysta – Adrian Chojnacki, świeży narybek zespołu. Poisons dał dynamiczny i pełen energii koncert, który przyciągnął całkiem sporą grupę osób. Z dymem i ogniem ulotniły się w eter Amfiteatru mocarne (ale i te o balladowej proweniencji) utwory autorskie („Deszcz”, „Być kochanym”, „Wróżba” czy „Ucieczka”), ale również trzy ogniste covery: „Co mi Panie dasz” z repertuaru Bajmu. Następnie cover coveru (Marilyna Mansona) „Sweet Dreams (Are Made of This)” duetu Eurythmics oraz „Faster” Within Temptation na finał. Chciałoby się więcej, no ale w kolejce do sceny czekał jeszcze jeden band, który niejako pogodził ze sobą folklorystyczny początek i rasowo rockowe interludium niedzielnego wydarzenia.

Lachersi w składzie: Tomasz Jarosz (wokal), Kuba Nieć (gitara elektryczna), Paweł Stec (gitara basowa), Grzegorz Strączek (perkusja) oraz na instrumentach dętych Sylwester Groń (klarnet) i Erwin Żebro (trąbka) wbili na scenę delikatnie po godzinie 19.00, a skończyli dopiero przed 21.00 i to po trzech bisach!

W tym temacie publiczność okazała się „bezlitosna” dla zespołu Tomka Jarosza i spółki. Na pierwszy ogień poszły melodie Lachów Sądeckich, Limanowskich i Szczyrzyckich podanych na Lacherską nutę. Przyozdobione folkowymi dźwiękami trąbki i klarnetu, ale w mocno uwspółcześnionych, rockowych aranżacjach, poleciały między innymi: „Kozali Mi Łorać”, „Nie chodź Jasiu po polanie”, „Hej tam wcora z wiecora”, „Lament pijaka” czy „Łącko zielona”. Podczas drugiego rozdania uderzyły w przybyłych już autorskie kompozycje nawiązujące do tradycji rodzimego folkloru: „Co.Hanka”, „Z bocianami”, „Obcasy”, „Bez układów”, „Twój rodowód”, „Twoja szansa” czy „Do dna”. Na wspomniane już – jedyne podczas całości wydarzenia! – potrójne bisowanie złożyły się utwory „Ubaw”, powtórka z rozrywki, czyli „Hej tam wcora z wiecora”, a na koniec „Babinka”.

Lachersi

Lachersi zafundowali wszystkim prawdziwe folkowo-rockowe widowisko muzyczne, porażające dynamiką, energią, ale też dbałością o piękno dźwięku i wykonawczą perfekcję. Nie obyło się bez wspólnego zdjęcia, które już wisi na facebookowym fanpage’u grupy, podziękowań dla cudownej publiczności, organizatorów, akustyków i wszystkich w mniejszym lub większym stopniu zaangażowanych w to trzydniowe święto. Wspaniałe zwieńczenie IMIENIN MIASTA. Wspaniałe IMIENIN MIASTA.

No i ta konferansjerka… Panie Krzysztofie Witowski – klasa.

Bartosz Szarek

Fot. Bartosz Szarek

WYBORY 2024

REPERTUAR KINA SOKÓŁ

Reklama