Talizman od Mistrza Hasiora

Talizman od Mistrza Hasiora

Pacholęciem będąc, służyłem do majowych mszy św. w szkolnym kościele pw. św. Kazimierza w Nowym Sączu. Dlaczego tylko na „majówkach”? Otóż niezbyt biegle opanowałem ministranturę w języku łacińskim, więc byłem jedynie dzwonkowym bez aktywnego udziału w wypowiadanych kwestiach.

Wtedy to w 1958 r. zetknąłem się ze sztuką Władysława Hasiora. On sam osobiście instalował na ścianach, na rusztowaniu, ceramiczne Stacje Drogi Krzyżowej. Mój Boże! Oczywiście nie wiedziałem, że to jest sam Hasior, który w przyszłości wyrósł na jednego z najwybitniejszych artystów XX wieku. Wtedy też nie wiedziałem, bo skąd, że to jest jego praca dyplomowa na Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie.

Pierwsze świadome i dojrzałe doświadczenie artystyczne nastąpiło w 1967 r. Całą licealną klasę, pod kierunkiem prof. Danuty Palecznej, udaliśmy się, nie bez oporów, do Muzeum Regionalnego celem obejrzenia indywidualnej wystawy Hasiora. To był szok! Mistrz zaprezentował, jakbyśmy dzisiaj powiedzieli, kontrowersyjne dzieła stworzone z tkanin, futer i przede wszystkim z elementów pozbieranych wręcz na wysypiskach śmieci – szkło, druty, folia, blacha. Tak skomponowane, z niekiedy prześmiewczymi tytułami, że wręcz dech zapierało. Co za niebywała intuicja artystyczna! Jeśli wspomniane Stacje Drogi Krzyżowej w kościele św. Kazimierza były niezwykle sugestywne i lapidarne w swojej wymowie, to ta pierwsza wystawa Hasiora w rodzinnym mieście odbiła się szerokim echem, wywołując wielkie emocje wśród zwiedzających. Od zachwytu po wyrazy zgrozy. Co to za sztuka? A jednak była, nowatorska na skalę europejską, wręcz światową! Hasior się rozwijał od monumentalnych projektów pomników, przez portrety kolażowe, pejzaże, by dojść do wspaniałych sztandarów.

Nie ma sensu przypominać tutaj biografii artysty, bo została wszechstronnie opisana w różnych publikacjach nie tylko poświęconych sztuce. Jednakże najbardziej fascynująca opowieść o artyście jest zawarta w albumie wydanym w 2002 r., już po jego śmierci, Ireny Styczyńskiej i Antoniego Kroha pt. „Sądecki rodowód Władysława Hasiora”. Z niego dowiadujemy się, jakim skromnym i jednocześnie bardzo wrażliwym był chłopakiem. Urodził się 14 maja 1928 r. w Nowym Sączu. Rodzina klepała biedę, więc sam się utrzymywał. Mieszkał (…)

To tylko niewielki fragment tekstu. Całość przeczytasz w specjalnym wydaniu „Dobrego Tygodnika Sądeckiego” – pobierz za darmo numer jednym kliknięciem:

 

 

Reklama