Szacunku do jedzenia nauczyłam się w Afryce

Szacunku do jedzenia nauczyłam się w Afryce

Można podróżować wiele, a tak naprawdę nie być nigdzie. Można o jedzeniu i kuchni wiedzieć wszystko, ale o tym, co znaczy wyrażenie „umrzeć z głodu”, całkowicie nic. ANNA STARMACH zwiedziła spory kawałek świata. Była w krajach bogatych i tych uchodzących za biedne. Ale o tym, czym jest prawdziwy głód, dowiedziała się dopiero w Etiopii. Tam nabrała szacunku do jedzenia.


Jej świat dzieli się na jedzenie i jeżdżenie. Ale że jeżdżenie do miejsc dalekich i bliskich, też jest związane z kuchnią i gotowaniem, rachunek ostateczny jest prosty. Bo Ania nawet kiedy jest na wakacjach, to jakby trochę była w pracy. Odwiedza targi, szuka smaków i połączeń, które ją zaskoczą, zachwycą i zainspirują. I robi to całkiem spontanicznie. – Bo jedzenie jest dla mnie wszystkim – nie kryje. – Sztuką, pasją, sposobem spędzania czasu, pretekstem do rozmów, przekazywaniem miłości i dzieleniem się z najbliższymi. Całe moje życie kręci się wokół stołu, a ja mogę godzinami opowiadać o tym, co mnie inspiruje, jakich zapachów szukam i za czym jeżdżę na krańce świata.

Dom

Pociąg do kuchni wyniosła z domu. Celebrację wspólnych posiłków także. Tata Andrzej Starmach, znany krakowski marszand, uwielbia jeść i wyszukiwać na mapie Polski i świata restauracje, w których znajdzie idealny smak foie gras czy kaczki z jabłkami. Jest wybredny, chce wiedzieć za co płaci.

– Pamiętam z dzieciństwa, że chodziliśmy do takich restauracji, w których była szansa, by siąść przy stoliku na zewnątrz. Tak, by moja młodsza siostra Agatka mogła sobie spokojnie pospać w wózku. Często gościliśmy wiec Pod Bażantami na granicy Krakowa i Korzkwi, w lokalu słynącym z dziczyzny. Siedzieliśmy tam długie godziny, dopóki Agatka się nie obudziła i płaczem nie wymusiła na nas wyjścia. Drugą taką restauracją była krakowska Nowina, w której zawsze wybierałam jedno jedyne danie: omlet. Trzecie miejsce to włoskie Da Pietro na Rynku Głównym, gdzie serwowali ciepłe bułeczki pieczone z ciasta na pizzę – opowiada.

Smaków dzieciństwa się nie zapomina. Ale Ania dziś nieco inaczej patrzy na kuchnie. Świadomie wybiera miejsca, do których trafia i dania z karty. Bo choć w głowie ma wkodowane potrawy, które zna i kocha, jak pomidorową, szarlotkę czy pierogi, które robiła babcia, zwycięża chęć poznania czegoś nowego.

– Jestem krytyczna – nie kryje. – Nic tak mnie nie wkurza jak fakt, gdy ktoś mając doskonały produkt, potrafi go zepsuć. Na przykład kupił fantastyczny kawałek mięsa, który podaje całkowicie niedoprawiony i przesmażony. I co nam wtedy po genialnej polędwicy? – pyta.

Docenia sezonowość, wykorzystanie lokalnych i dostępnych warzyw, owoców, mięs. Jeśli ma wybór, wybierze świeże pomidory, nie te z puszki.

– Zwykle unikam miejsc pustych, sterylnych, a także takich, w których obsługa daje mi do zrozumienia, że nie ma ochoty się mną zająć. Wiem też, co powinnam dostać na talerzu. Nie jestem stara, ale jadłam już w tylu miejscach i tyle rozmaitych dań, że mam wyrobiony smak i trudno mnie oszukać, nabierając na polepszacze smaku bądź inne sztuczki – podkreśla.

Afryka

Nigdy nie marnowała żywności, starała się jej nie wyrzucać, choć czasami było to trudne. Dziś przestrzega tego bardziej rygorystycznie niż kiedyś. Dziś, czyli po powrocie z Afryki, gdzie pojechała jako ambasador Światowego Programu Żywnościowego. – W Etiopii uświadomiłam sobie, że zapomniałam, i chyba nie tylko ja, czym to jedzenie naprawdę jest. Jaka jest jego podstawowa funkcja. Zapomniałam, że jest produktem, który ratuje od śmierci – zauważa. Tam zrozumiała, że tak naprawdę żyjemy w luksusie, który pozwala nam myśleć o posiłkach w tak różnych kontekstach. I choć pojechała do Etiopii przygotowana, po lekturze książek, z których próbowała zrozumieć ten kraj i jego historię, to tak naprawdę nie miała pojęcia z czym się zetknie. – Trafiłam do przepięknego miejsca, do pięknych ludzi, którzy codziennie muszą walczyć z okrutnie niewdzięczną i trudną ziemią. Oni wiedzą, co to znaczy umierać z głodu – mówi.

KATARZYNA KACHEL

Fot. Arch. A. Starmach

Więcej ciekawych tekstów znajdziesz w „Dobrym Tygodniku Sądeckim”:

 

Share on twitter
Share on facebook