Sukces Sandecji chłodnym okiem

Sukces Sandecji chłodnym okiem

Rozmowa z Antonim Bugajskim, dziennikarzem „Przeglądu Sportowego”, piłkarskim ekspertem

– Sandecja w Ekstraklasie, czyli beniaminek w czystej postaci, który jeszcze nigdy nie był w tym miejscu. Sensacja na skalę kraju?

– Osobiście nie wierzyłem, że Sandecja awansuje. Myślałem, że to będzie taki stały fragment gry, czyli drużyna wyrywa się z peletonu, harcuje, ale na koniec – jak zwykle – brakuje jej sił na skuteczny finisz. Tak było przez wiele lat z Termalicą. Zanim awansowała, wielokrotnie się parzyła, dramatycznie w końcówkach traciła przewagę. Wydawało się nawet, że to trochę jest wykalkulowane, że ten awans się nie opłaca. I podobnie wydawało mi się w przypadku Sandecji – poharcują, ale jak przyjdzie decydująca rozgrywka, to ustąpią pola innym. W sposób wyrachowany ustąpią, bo najprostsze pytanie brzmi: po co im awans?

– No więc: po co im awans?

– Właśnie! Kibice uznają takie pytanie nie na miejscu, bo kibice zawsze mają duży ładunek entuzjazmu i optymizmu, nieważne czy to się dzieje w Nowy Sączu w Warszawie czy w Limanowej. Dla kibiców sprawa jest oczywista. Pytanie „po co ten awans” muszą sobie natomiast postawić ci, którzy wykładają pieniądze na piłkę. Bo czasami awans to początek poważnych problemów. Oczywiście jest chwała, splendor, budowanie pozytywnej legendy… Ale to trwa kilka tygodni, a potem przychodzi szara rzeczywistość, kiedy trzeba się zmierzyć z tymi wszystkimi wyzwaniami stawianymi przede wszystkim przez Komisję Licencyjną. No więc nie tylko finanse, które są absolutnie ważne, ale też infrastruktura. I Sandecja to właśnie przerabia na własnej skórze, bo w momencie, kiedy chciałoby się pokazać własnej publiczności w meczach z najlepszymi w Polsce, to proponuje się im wyjazd do Niecieczy. To nie jest fajne dla kibiców, którzy szybko się przekonają, że w tej wersji jest to wyrób czekoladopodobny. Owszem, niby Ekstraklasa jest, ale na każdy mecz trzeba gdzieś tam jeździć. Oczywiście ważne są deklaracje właścicieli, że powstanie nowy stadion, bo to sygnał, że jest jakiś cel przed tą drużyną, a nie perspektywa spadku po przezimowaniu w Niecieczy. Tak być nie może. To nie może być epizod, ale trwałe wejście na piłkarskie salony. Do tego potrzebne są inwestycje.

– A do inwestycji potrzebne są pieniądze.

– I one w Ekstraklasie są. Pomijam fakt, że z tej pozycji łatwiej o umowy sponsorskie, ale przede wszystkim za prawa telewizyjne klub otrzyma na „dzień dobry” – bez szczegółowych obliczeń – 6-8 mln zł. Im wyższe miejsce w tabeli, tym większe pieniądze i mówimy tu o kwotach, jakich Sandecja nigdy jeszcze nie miała do dyspozycji.

– W ogólnopolskich mediach pojawiały się opinie: po co Ekstraklasa w Nowych Sączach, Niecieczach…

– Zdecydowanie bym to oddzielił. Termalica to jednak fanaberia milionera, zabawka. Ale nie tylko zabawka, bo to również element promocji własnej marki itd. Nieciecza to osobna kategoria, zjawisko, którym się zainteresowały media zachodnie. Nowy Sącz natomiast bardziej przypomina sytuację z Grodziskiem Wielkopolskim, choć od tamtego jest większy i o nieporównywalnym potencjale. Pamiętam jak właściciel Groclinu Zbigniew Drzymała na początku naszego wieku dostał się na piłkarskie salony, zdobył wicemistrzostwo Polski i zagrał w pucharach europejskich całkiem niezłe mecze z Manchesterem City i Herthą Berlin. Potem przyznał jednak, że taka formuła klubu się wyczerpała, bo przez kilka lat na swojej skórze przetestował, że w mieście poniżej stu tysięcy mieszkańców Ekstraklasa nie ma sensu. Powiedział, że to jest wieczna udręka, nieustanne poszukiwanie źródeł finansowania, choć akurat prywatnemu inwestorowi było łatwiej, bo wydawał własne pieniądze.

– No więc Nowy Sącz nie ma tych stu tysięcy mieszkańców…

– Statystycznie nie ma, ale Nowy Sącz jest postrzegany w Polsce jako miasto wielkich szans, wielkich możliwości i poważnych biznesmenów. W końcu to miasto milionerów! No więc gdyby Sandecja została potraktowana przez tych wszystkich wpływowych sądeczan jako wspólne dobro i wspólny interes, to Ekstraklasa ma sens. W innym wypadku nie będzie prostym zadaniem utrzymać Sandecję na przyzwoitym ligowym poziomie. To się nie udało w Grodzisku, Wodzisławiu, Pniewach, Wronkach – to wszystko już było w naszej piłce. Wronki są zresztą świetnym przykładem, gdzie Rutkowski – właściciel firmy Amica – w pewnym momencie doszedł do wniosku, że to nie ma sensu i przeniósł swój piłkarski interes do Lecha Poznań. Wszyscy poważni ludzie, którzy podejmowali takie próby, uznawali w pewnym momencie, że w tej wersji to nie ma sensu.

– A w Nowym Sączu to ma sens?

– Ma sens pod warunkiem, że to będzie wspólne dobro. To nie może być tak, że miasto będzie utrzymywać klub. To będzie rujnujące dla budżetu miasta, tak jak jest rujnujące dla Zabrza i Chorzowa – miast o wiele większych i z większym potencjałem. To byłoby drenowanie miejskiej kasy, które będzie działało wszystkim na nerwy, a satysfakcji z tego będzie niewiele. Może naiwnie, ale wyobrażam sobie, że są tutaj potrzebne inwestycje ludzi związanych z miastem, odwołanie się do lokalnego patriotyzmu i społeczna odpowiedzialność biznesu – jak mawia prof. Janusz Filipiak.

– Kolejki chętnych sponsorów chyba jednak nie widać.

– Jeszcze raz powtórzę za profesorem Filipiakiem: tylko człowiek naiwny może sądzić, że na polskiej piłce nożnej można zarobić. To nie jest tak, że ktoś robi interes inwestując w polski futbol. To się nie udaje! To są wieczne wydatki, a zapłatą jest wyłącznie satysfakcja sportowa i ewentualnie wyzwiska kibiców. To nie jest tak, że Robert Lewandowski rodzi się w każdym klubie i potem można go sprzedać za np. 50 mln euro.

– Wróćmy do budżetu Sandecji – w I lidze to było 2,5 mln zł, a prezes Danek przyznał, że poza księgową nikt z otoczenia na pracuje na etacie. Ostatnia taka amatorska organizacja kontra Legia Warszawa z budżetem 100 mln zł…

– Sprostuję: Legia po grze w Lidze Mistrzów dysponuje obecnie budżetem 240 mln zł. Ten klub finansowo odjechał konkurencji. Ale wróćmy na ziemię. Żeby żyć w Ekstraklasie na przyzwoitym poziomie, trzeba mieć budżet w wysokości ok. 18 mln zł. Dla przykładu Śląsk Wrocław dysponuje budżetem na poziomie 25 mln, ale Wiśle Płock wystarcza 12 mln, ale to już jest absolutne minimum. Policzmy więc: jeśli Sandecja będzie miała nadal zabezpieczone te 2,5 mln plus 7 mln z praw telewizyjnych, to będzie potrzebowała jeszcze co najmniej 5 mln od sponsorów, żeby przyzwoicie funkcjonować. Sandecja będzie miała jeszcze jeden problem, bo miasto oprócz dotychczasowej dotacji będzie musiało znaleźć środki na budowę stadionu, czyli realne wydatki na klub w budżecie miejskim będą bardzo poważne. I to może się okazać bardzo kontrowersyjne na każdym etapie. Dużo zależeć będzie od tego, jak prezydent sprzedawał będzie ideę budowy stadionu, że ma on służyć ludziom, a nie tylko meczom piłkarskim. Przyzwolenie społeczne na budowę stadionu jest absolutnie kluczowe – jak w Tychach albo Lublinie. Najgorzej gdyby Sandecja grała słabo w Niecieczy, zacznie tracić punkty, to będzie narastać frustracja, a jednocześnie będzie trwała duża inwestycja od nazwą, budowa stadionu, która będzie pochłaniać dziesiątki milionów złotych. To może okazać się trudne dla przeciętnego sądeczanina, który będzie sobie zadawał pytanie: po co?

– A jak Sandecja zagra w Ekstraklasie? Skład na dzień dzisiejszy znamy.

– Takim składem raczej zagrać nie może, z naciskiem na „raczej”. Pomiędzy I ligą a Ekstraklasą nie ma przepaści i to pokazały Wigry Suwałki, które doszły do półfinału Pucharu Polski i zagrały tam dwa bardzo dobre mecze z Arką Gdynia. Awans Sandecji – według mnie – jest przypadkiem, który jest zresztą esencją piłki nożnej. W Ekstraklasie na przypadek zdawać się nie można, więc wzmocnienia są konieczne. Porównałbym jednak Sandecję do Termaliki, bo to zbliżony potencjał sportowy. Nieciecza przez pierwsze dwa miesiące w Ekstraklasie miała poważne problemy, przegrywała wszystko, jakby nie pasowała do tego towarzystwa. Żeby na starcie nie tracić tego dystansu warto ten doświadczony skład trochę uzupełnić. To przecież nie jest drużyna, która będzie się potykać o własne nogi, a choćby tylko nazwiska Małkowski czy Korzym coś znaczą w skali kraju. Na pewno przydałby się transfer, który dla całej piłkarskiej Polski będzie sygnałem – jesteśmy gotowi do walki, meldujemy się wśród najlepszych! To również skuteczny element gry psychologicznej, która jest tu bardzo istotna.

Rozmawiał Wojciech Molendowicz

WYBORY 2024

REPERTUAR KINA SOKÓŁ

Reklama