Słyszy głośne „wow”, a potem zapada cisza

Słyszy głośne „wow”, a potem zapada cisza

            Urodziła się w Nowym Sączu, a dzieciństwo spędziła w Krynicy-Zdroju, biegając po okolicznych lasach i górkach. Szybko jej podstawowym wyposażeniem stały się mapa i plecak. – Myślę, że swoje zamiłowania do wspinaczki odkryłam w lesie bukowym dziadka, a do jaskiń w rurze od parowu – śmieje się Karolina Barciszewska-Kozioł. Dziś góry to jej codzienność, nie wyobraża sobie bez nich życia. W Tatrach pracuje i wypoczywa.

           Mała Karolinka wybierała się na górskie wycieczki z mamą i dziadkiem. Odkryła wtedy piękno Beskidu Sądeckiego, Pienin, Gorców, a przede wszystkim Tatr.

– Będąc w szkole podstawowej, poznałam sądecką taterniczkę jaskiniową Annę Antkiewicz, która zaszczepiła we mnie pasję wspinaczkową. Co roku uczestniczyłam w rajdach szkolnych. W liceum moją wychowawczynią była Urszula Garwon – artystka i zarazem przewodniczka beskidzka, która często organizowała plenery malarskie w Beskidach czy Pieninach, albo po prostu wycieczki z noclegiem w schronisku – opowiada 26-latka.

Gdy Karolina była w klasie maturalnej, jej rodzina rozpoczęła przygodę z wolontariatem dla Tatr. Sądeczanka spędzała w górach każdą wolną chwilę, a dzięki pracy w Tatrzańskim Parku Narodowym poznała je z wielu stron. – Do naszych zadań należało np.: sprzątanie szlaków, monitoring przyrodniczy, praca w Informacji Turystycznej, prelekcje nad Morskim Okiem czy nad Smreczyńskim Stawem, praca przy ekspozycjach muzealnych, czy naprawa szlaków. Po trzech latach znałam już każdy szlak, każdy znakowany szczyt.

 

Przewodniczka tatrzańska

Czasem w życiu jest tak, że los sam za nas decyduje i tak też było ze mną i z przewodnictwem. Kompletnie tego nie planowałam. Pewnego dnia kolega Maciek zadzwonił z informacją, że zakopiański PTTK organizuje kurs – wspomina Karolina.

Sądeczanka zapisała się, przeszła egzamin wstępny i rozpoczęła ponad dwa lata ciężkiej pracy. – W program naszej edukacji nie wchodziły tylko same Tatry, ale wszystkie okoliczne pasma górskie: od Pienin po Gorce, Beskidy, Fatry, Góry Choczańskie, Niżne Tatry, Słowacki Raj aż po Magury i Góry Lewockie, a przy okazji wszelkie kościółki, zabytki, szlaki i drogi na tym terenie.

Kurs zakończył się egzaminem wewnętrznym, a następnie państwowym. Pierwszego dnia sprawdzano wiedzę teoretyczną, następnego kursanci musieli wykazać się znajomością metodyki prowadzenia grup w mieście oraz w górach, a po południu odbył się egzamin z pierwszej pomocy. Trzeciego dnia sprawdzano wyposażenie górskie, znajomość orientacji w terenie, a potem w Kotle Czarnego Stawu Gąsienicowego przyszli przewodnicy zmierzyli się z technikami linowymi: wspinaczką, zjazdami, asekuracją. – Po trzech latach owocnej pracy, razem z Małgorzatą Przybylską – również Laszką, zostałyśmy Przewodniczkami Tatrzańskimi!

Obecnie Karolina zajmuje się oprowadzaniem turystów i pracuje w Pawilonie PTTK Włosienica – półtora kilometra od Morskiego Oka. Ponadto działa w Stowarzyszeniu Przewodników Tatrzańskich im. Klemensa Bachledy, gdzie jest w komisji rewizyjnej oraz komisji szkoleniowej i robi kurs taternictwa jaskiniowego.

– Najważniejsze w pracy przewodnika tatrzańskiego jest to, aby grupa wróciła bezpiecznie ze szlaku, a przy tym był to dla niej owocny czas – stwierdza sądeczanka. –  Wyjazd w Tatry powinien być żywą lekcją przyrody i historii.

Karolina przyznaje, że kiedy w maju i czerwcu oprowadza turystów, pogoda często płata figla. – W tym roku był śnieg, deszcz, i burze. Często grupy przyjeżdżały nieprzygotowane na takie warunki. Wtedy zadaniem przewodnika jest tak dostosować plan, aby dzieci zobaczyły piękno Tatr, ale też nie nabawiły się przeziębienia czy urazu do gór.

Jak mówi 26-latka, praca przewodnika nie jest łatwa, ale przynosi sporo satysfakcji. – Często dzieci są tak zauroczone krajobrazem, że słyszę tylko głośne „wow”, a potem cisza. Czasem mówią, że wrócą z rodzicami. Bardzo wzruszający jest moment, kiedy żegnam się z grupą i widzę, że jest zadowolona ze wspólnego dnia, a dzieci wiele się nauczyły. Kilka razy zdarzyło się, że dzieciaki nie chciały mnie wypuścić, każde z nich chciało się pożegnać. Raz nawet grupa zaśpiewała mi na koniec „Białą armię” Beaty Kozidrak.

 

Słowacka strona gór

            Sporo miejsca w sercu Karoliny zajmuje Słowacja. – Od dziecka pamiętam widok płaskich pól i strzelistych, zaśnieżonych Tatr. W 2013 roku trafiłam na słowacki wolontariat dla Tatr i momentalnie Skalnate Pleso stało się moim kolejnym domem! Widać stamtąd przekaźnik na Przehybie, tak samo jak z progu Doliny Pięciu Stawów Polskich oraz z mojego sądeckiego domu.

Miłośniczka gór śmieje się, że jej dom jest tam, gdzie widać przekaźnik w jej rodzinnym Beskidzie, a granica Polski z południowymi sąsiadami istnieje dla niej tylko na mapie.

Język słowacki znam dobrze, mam dwóch przyjaciół Słowaków – oni mówią po słowacku, ja po polsku i dogadujemy się. Kiedy rozmawiam np. z mieszkańcem środkowej Słowacji lub Bratysławy, gdzie język jest inny, staram się mówić po słowacku, lub używać słów podobnych do słowackich – wyjaśnia.

Karolina zdradza, że pomiędzy polskimi i słowackimi turystami można dostrzec ogromną różnicę. – Może dlatego, że Słowacja jest niewielkim krajem, a ponad 61 proc. jej powierzchni zajmują góry. My ich mamy po prostu mniej. Niestety często jest tak, że polski turysta spędza czas w kolejkach: najpierw na zakopiance, potem w sklepach, po bilety do parku, czy na kolejkę na Kasprowy Wierch, w schronisku. Słowacy są bardziej zorganizowani, przygotowani pod względem ubioru i świadomi tego, gdzie idą. Oczywiście nie jest tak ze wszystkimi turystami, ale z większością.

 

Miłość do gór i sztuki

26-latka jest obecnie w połowie studiów magisterskich na Uniwersytecie Śląskim w Cieszynie na kierunku Edukacja Kulturalna. Wcześniej ukończyła edukację artystyczną w zakresie sztuk plastycznych w PWSZ w Nowym Sączu oraz Katolickie Liceum Plastyczne. Jednak i jej pasja do sztuki przeplata się z miłością do gór. Wśród prac Karoliny, które miała już okazję pokazywać na wielu wystawach, dominują akwarele i fotografie przedstawiające górskie widoki.

Choć przewodniczka spędza w Tatrach mnóstwo czasu służbowo, to często wybiera się tam także w wolnych chwilach sama, z przyjaciółmi lub z mamą i rodzeństwem. – Rodzina bardzo mocno mnie wspiera w mojej górskiej pasji. Każdy z nas ma lekkiego świra na punkcie gór, to też bardzo pomaga. Szczególnie kiedy przychodzą święta, a my zamiast świętować w domu, wsiadamy w auto i jedziemy w miejsce, w którym jeszcze nie byliśmy.

Karolina zdradza, że jednym z miejsc, które darzy szczególnym sentymentem, jest Mięguszowiecka Przełęcz pod Chłopkiem. – W Tatrach Polskich jest to najwyżej położona przełęcz dostępna szlakiem, poza tym jej wysokość jest adekwatna do mojej daty urodzenia. Staram się zawsze z okazji urodzin tam iść. To taki mały zwyczaj.

 

Kilka porad na górskie wędrówki od Karoliny:

  1. Nie wybieraj popularnych tras. W Tatrzańskim Parku Narodowym jest wiele pięknych dolinek czy szlaków, gdzie można naprawdę zobaczyć piękno gór, a nie tylko asfalt, Morskie Oko, Kościeliską czy Kasprowy Wierch.
  2. Zawsze zabieraj ze sobą papierową mapę. Bateria w telefonie szybko się rozładowuje, a aplikacje przestają działać przy braku zasięgu lub są mało dokładne.
  3. Zawsze miej ze sobą napoje, jedzenie, ciepły polar i coś na deszcz.
  4. Wychodzenie w góry o wczesnej porze to dobry pomysł. Najczęściej pogoda psuje się po południu.

Fot. W Pieninach z mamą  Arch. K. Barciszewskiej-Kozioł

 

WYBORY 2024

REPERTUAR KINA SOKÓŁ

Reklama