Chłopak z Nowego Sącza skradł show królowi futbolu

Chłopak z Nowego Sącza skradł show królowi futbolu

Chłopak z Nowego Sącza zagrał w drużynie największych gwiazd światowego futbolu, z okazji 200-lecia Stanów Zjednoczonych, strzelając gola po podaniu Pelego. Na Jagiellońskiej nie mieszka od 75 lat, ale posiada swój biogram w Encyklopedii Sądeckiej. Ma też sądeckie wspomnienia. Właśnie rozwikłaliśmy jedną z ciekawszych zagadek sądeckiego futbolu.

Życiorys i sportowa kariera Janusza Kowalika to materiał na film akcji z wątkami sensacyjnymi, w których FBI toczy grę z KGB o duszę 23-letniego piłkarza. Właśnie wylądował za oceanem stawiając wszystko na jedną kartę. Wybierając życie i grę w piłkę na Zachodzie zatrzasnął za sobą na głucho dopiero co uchylone drzwi polskiej reprezentacji. Być może zostałby jednym z bohaterów srebrnej drużyny Kazimierza Górskiego na Mundialu w 1974 r. i stając trzeci raz oko w oko z legendarnym Seppem Maierem sprawiłby, że Polska awansowałaby do finału Mistrzostw Świata. Wszak w strzelaniu goli niemieckiemu bramkarzowi miał już Kowalik doświadczenie. Podobno Kazimierz Górski pojechał rozmawiać z nim o powołaniu przed Mundialem. Tak mogło być, ale nie będzie. To tylko gdybanie, tzw. alternatywna wersja historii.

Jednak intuicja go nie zawiodła – w amerykańskiej lidze piłkarskiej NASL w 1967 r. został królem strzelców i najbardziej wartościowym zawodnikiem rozgrywek. Niedługo później powtórzył ten wyczyn jako snajper Sparty Rotterdam w lidze holenderskiej (66 goli w 123 meczach), w jednym z sezonów przegrywając koronę króla strzelców z Johanem Cruyffem. W pierwszej reprezentacji Polski rozegrał co prawda tylko 6 meczów, ale nielegalne opuszczenie kraju w 1966 r. uniemożliwiło mu dalszą karierę w drużynie narodowej. Do Polski już nigdy na stałe nie wrócił. Nie wrócił też do Nowego Sącza, z którym wiążą Janusza Kowalika wspomnienia z dzieciństwa. Mieszka w Holandii.

Kibice zachodzili dotychczas w głowę, jak to możliwe, że zawodnik tak utytułowany i znany w latach 60. i 70. XX wieku jak Janusz Kowalik, nie zostawił w Nowym Sączu żadnego piłkarskiego śladu. We wszystkich notkach biograficznych Kowalika jako miejsce urodzenia podawany jest Nowy Sączu, a jednak ten nieduży, ale błyskotliwy napastnik według wszystkich źródeł jest wychowankiem Cracovii.

Wyjaśnienie jest proste – śmieje się Janusz Kowalik, urodzony 26 marca 1944 r. – Urodziłem się w Nowym Sączu, bowiem moi rodzice mieszkali tu przez jakiś czas podczas wojny. Mama Stefania z domu Chmielowska była sądeczanką. Ojciec z kolei to rodowity krakus z krakowskiego rynku. Kiedy miałem rok, przeprowadziliśmy się do Krakowa.

Stefania Chmielowska – jak podkreśla Janusz Kowalik – spokrewniona była z Adamem Chmielowskim, św. Bratem Albertem. Ojciec Janusza Kowalika, jako żołnierz brał udział w obronie Modlina, a po powrocie z niemieckiej niewoli do Nowego Sącza miał współpracować z tamtejszą komórką Armii Krajowej. Po wojnie Kowalikowie wyjechali do Krakowa, gdzie ojciec przyszłego piłkarza był m.in. szkoleniowcem młodzieżowych grup Cracovii.

W naturalny sposób trafiłem do tego klubu w wielu 10 lat, mieszkaliśmy zresztą blisko stadionu – wspomina Janusz Kowalik. – Do Nowego Sącza często jeździliśmy w odwiedziny do cioci, która mieszkała przy ul. Jagiellońskiej. Trudno jednak powiedzieć, że mam w Sączu jakichś znajomych. Przecież kiedy wyprowadzałem się do Krakowa, ledwie umiałem mówić.

A w Krakowie piłkarska kariera Janusz Kowalika potoczyła się błyskawicznie i błyskotliwie. Jak pisze Antoni Bugajski w książce „Był sobie piłkarz”, Kowalik zadebiutował w I lidze nie mając nawet 17 lat i od razu zdobył gola w wyjazdowym meczu Cracovii ze Stalą Mielec (5:1). Wiosną 1961 r. w półfinale nieoficjalnych młodzieżowych mistrzostw Europy U-18 w Portugalii Polska pokonała 2-1 RFN. Kowalik zdobył obydwa gole, a w bramce zachodnich Niemców stał Sepp Maier późniejszy mistrz świata z 1974 r. i jeden z największych bramkarzy w historii futbolu. Ich drogi zejdą się jeszcze w przyszłości. Widać to na naszym archiwalnym zdjęciu z listopada 1970 r. kiedy to Bayern Monachium w europejskich pucharach pokonał Spartę Rotterdam 2-1. W bramce Bayernu stał Maier, w ataku Sparty grał Kowalik.

W 1976 r. z okazji 200-lecia powstania Stanów Zjednoczonych, drużyna pod szyldem Team Amercia wzięła udział w turnieju z Włochami, Anglią i Brazylią. Tamto wydarzenie Janusz Kowalik wspominał m.in. w wywiadzie z Jerzym Filipiukiem w „Dzienniku Polskim”:

„ (…) Wystąpiłem w ekipie „gwiazd świata”, grającej pod firmą USA, w meczach zorganizowanych z okazji 200-lecia Ameryki. W Waszyngtonie przegraliśmy z Włochami 1-2, w Filadelfii z Anglią także 1-2, a w Seattle zremisowaliśmy z Brazylią 0-0. W drużynie Włoch grali między innymi Dino Zoff, któremu strzeliłem gola z podania Pelego, dalej Paolo Rossi, Franco Causio i Marco Tardelli. W ekipie Anglii wystąpił Kevin Keegen, a w Brazylii Zico i Rivelino. Atak „gwiazd świata” tworzyli Georgio Chinaglia, Pele i Kowalik. A na ławce rezerwowych siedział George Best, którego nasz trener Eddie Firmani, noszący przydomek „Złoty paw”, usunął z ekipy za picie alkoholu. Pele przeciw Brazylii nie grał (…)”

W meczu z Włochami Kowalik strzelił gola, a podającym miał być osobiście Pele (zdjęcie z tego meczu obok, z dedykacją Pele dla Kowalika). Gdyby to przełożyć na język dzisiejszego futbolu, to coś jakby w ataku drużyny gwiazd zagrali: Ronaldo, Messi i… Kowalik z Nowego Sącza.

Tak o tym okresie kariery Janusza Kowalika pisze Antoni Bugajski: „(…) To był moment jego wielkiej chwały. W maju 1976 r. grał razem z Pele, a zaledwie miesiąc później na Soldier Field wystąpił przeciw niemu w ligowym meczu Chicago Sting – Cosmos Nowy Jork. Kibice ostrzyli sobie apetyt na przyjazd trzykrotnego mistrza świata, a tu na boisku błyszczał Polak. Gospodarze wygrali 4:1. Kowalik strzelił dwa gole, Chinaglia i Pele żadnego. – Gazety na drugi dzień pisały, że skradłem show królowi futbolu – śmieje się Kowalik (…)”

 

Targi Edukacja, Kariera, Przyszłość

REPERTUAR KINA SOKÓŁ

Reklama