EKSTRAKLASA, 26 kolejka. Sandecja powiększyła niechlubną serię kolejnych spotkań bez zwycięstwa do 17 meczów. Jednak dla ostatniej drużyny w tabeli punkt zdobyty we Wrocławiu jest bardzo cenny.
ŚLĄSK WROCŁAW – SANDECJA NOWY SĄCZ 0:0
Żółte kartki: Celeban, Robak, Pawelec, Tarasovs – Benga, Kraczunow, Piter-Bućko, Kolev, Brzyski, Ksionz.
ŚLĄSK: Słowik – Celeban, Tarasovs, Rieder, Pawelec – Pich (61 Bergier), Srnić (68 Chrapek), Piech, Augusto – Sito Riera (81 Cholewiak), Robak.
SANDECJA: Gliwa – Bartosz, Kraczunow, Benga, Mraz – Cetnarski (79 Ksionz), Piter-Bućko, Kasprzak (90 Baran), Trochim, Brzyski (68 Małkowski) – Kolew.
Sandecja pojechała do Wrocławia po przełamanie. W Ekstraklasie przed spotkaniem ze Śląskiem nie wygrała od 16 meczów, co zepchnęło ją na ostatnie miejsce w tabeli. O pierwsze zwycięstwo w roli trenera sądeczan walczył także Kazimierz Moskal, który prowadzi zespół biało-czarnych od początku roku. Zwycięstwa odnieść się nie udało, ale punkt zdobyty we Wrocławiu na pewno trzeba szanować.
Obie drużyny musiały dzisiaj również poradzić sobie z dużym mrozem (około minus 15 stopni). Początek meczu sprawiał wrażenie jakby oba zespoły były sparaliżowane zimnem. Optyczną przewagę posiadał Śląsk, ale niewiele z tego wynikało, bo Sandecja była bardzo uważna w obronie, która była dzisiaj trochę przemeblowana (po raz pierwszy w podstawowym składzie zagrał Benga). Pierwsza połowa w wykonaniu obu drużyn była bardzo nudna i zmarznięci kibice mieli duże powody do niezadowolenia.
Po zmianie stron ożywił się Śląsk. Już na początku drugiej połowy okazje zmarnował Robak i Piech. W odpowiedzi nieprecyzyjne uderzenie z dystansu oddał Brzyski. Niecelnie z rzutu wolnego strzelał także Trochim. W 71 minucie Sandecję od utraty gola uratował Gliwa, który świetnie obronił strzał Robaka. Końcówka meczu znowu była nudna i podział punktów należy uznać za sprawiedliwy rezultat.
Fot. archiwum oficjalnej strony Sandecji (sandecja.com).