Sandecja nie dała rady Stomilowi

Sandecja nie dała rady Stomilowi

W środku tygodnia odbyło się kolejne spotkanie Sandecji Nowy Sącz w ramach Fortuna 1 Ligi. Po kilkunastogodzinnej podróży do Olsztyna, „Biało-czarni” zmierzyli się z tamtejszym Stomilem. Po dość ciekawym pojedynku jak na ten szczebel rozgrywek, ze zwycięstwa mogli cieszyć się gospodarze. 

W piątek sądeczanie pokonali GKS Tychy 1-0 po bramce Mateusza Klichowicza. Dlatego też Tomasz Kafarski po raz trzeci z rzędu postawił na takie samo zestawienie w myśl zasady, że zwycięskiego składu się nie zmienia. Szkoleniowiec Stomilu, Piotr Zajączkowski, zdecydował się zaś na jedną zmianę w porównaniu ze zwycięskim starciem przeciwko Odrze Opole. Artur Siemaszko zastąpił lekko kontuzjowanego Waldemara Gancarczyka. Środowy mecz był rozgrywany w warunkach typowych dla wieczorów późnym latem – przy delikatnym wietrze i kilkunastostopniowej temperaturze.

W pierwszych minutach obie ekipy grały bardzo statycznie, a futbolówka rzadko opuszczała środkową strefę boiska. Było tak głównie dlatego, że przed polem karnym dobrze działały bloki obronne. Pomagało im w tym niemrawe tempo meczu, bo szybkich ataków było mniej więcej tyle, ile pieniędzy jest w kieszeni emeryta po zakupie niezbędnych leków. W 7 minucie Siemaszko zaskoczył obrońców mocnym i niespodziewanym dośrodkowaniem z prawej strony do Sobczaka. Napastnik Stomilu z numerem 9 uderzył piłkę głową na 8. metrze i dał prowadzenie swojej drużynie. Widać było, że sądeczanie zaczęli skupiać się na kontratakach, a gospodarze dyktowali tempo gry. Zawodnicy byli jednak na bakier ze skutecznością, a zagrożenie powstawało głównie po uderzeniach zza 16-tki.

Dobre wrażenie na kibicach mogła zrobić gra defensywna Stomilu; gracze Piotra Zajączkowskiego strefowo potrafili w kilku zawodników pokryć jednego piłkarza Sandecji tak, aby ten nie miał innej opcji, niż oddanie piłki pod nogi rywali. W środku pola niezbyt dobrze radził sobie Thiago, który bardzo często tracił futbolówkę na rzecz Stomilu. W okolicach 20 minuty olsztynianie cofnęli się mocno do defensywy i byli niczym byk w klatce, zanim ruszy do pokazu rodeo – jeśli już byli bliżej połowy gości, to starali się taką sytuację wykorzystać szukając akcji oskrzydlających. Najlepszą okazją w pierwszej połowie dla Sandecji było uderzenie Flisa z rzutu wolnego z 34 minuty, kiedy Skiba niezbyt pewnie próbował chwycić piłkę w „koszyczek”. Po 300 sekundach minimalnie z najbliższej odległości pomylił się Baran po dośrodkowaniu z prawego narożnika boiska w wykonaniu bohatera poprzedniej opisywanej akcji i strzale głową.

W drugiej połowie obraz gry na jej początku nie zmieniał się; „Biało-czarni” przeważali nad swoimi rywalami, a „Duma Warmii” szukała okazji, żeby „ukąsić” Sandecję po szybkim kontrataku. W 53. minucie Danek pokusił się o kilkunastometrowy rajd i strzał zza pola karnego po prawej stronie boiska; gdyby tylko piłka była nieco mniej podkręcona, to zapewne znalazłaby się w siatce; ostatecznie nieznacznie minęła lewy słupek bramki. Po chwili doszło do szybkiej kontry, po której na wprost bramkarza znalazł się Siemaszko; uderzył wewnętrzną częścią buta, ale zamiast 2-0 był jęk zawodu na trybunach, bo zabrakło kilku centymetrów od prawego słupka. Piłkarze nie zwalniali tempa i w 59 minucie mogło być 1-1; Małkowski wycofał piłkę w polu karnym do Kanacha, ten kropnął prosto w interweniującego Skibę, a Kun nieznacznie pomylił się przy dobitce niemal do pustej bramki.

Ofensywa Sandecji trwała w najlepsze, ale na jej owoce trzeba było czekać do 70 minuty; Małkowski wyszukał przy wyrzucie z autu dobrze ustawionego Korzyma, ale napastnik „Biało-czarnych” pogubił się pod polem bramkowym i obrońcy klubu z Olsztyna zdołali powstrzymać byłego piłkarza m.in. Legii Warszawa i Górnika Zabrze. Po 420 sekundach Klichowicz spróbował zaskoczyć Skibę „centrostrzałem” z prawej strony, ponownie interwencja bramkarza Stomilu nie była najwyższych lotów. Ostatnie chwile regulaminowego czasu gry były niemal lustrzanym odbiciem wcześniejszych 60-ciu minut. Znacznie częściej przy futbolówce był Stomil, a sporo niebezpieczeństwa pod bramką Bielicy stwarzał bardzo aktywny Japończyk, Hoki Hinokio. Ostatecznie sądeczanie musieli uznać wyższość olsztynian, ale nie mogą zwieszać głów, bo w niedzielę czeka ich kolejne starcie, tym razem u siebie z GKS-em Bełchatów.

Stomil Olsztyn – Sandecja Nowy Sącz 1-0 (1-0)

Bramki: Szymon Sobczak 7′,

Żółte kartki: Bartłomiej Niedziela – Maciej Korzym, Grzegorz Baran.

Stomil: Piotr Skiba – Janusz Bucholc, Rafał Remisz, Jakub Mosakowski, Lukáš Kubáň – Artur Siemaszko (75′ Hoki Hinokio), Maciej Pałaszewski, Wiktor Biedrzycki, Grzegorz Lech, Mateusz Gancarczyk (19′ Bartłomiej Niedziela) – Szymon Sobczak (65′ Mateusz Cetnarski).

Sandecja: Daniel Bielica – Michal Piter-Bučko, Grzegorz Baran, Marcin Flis – Dominik Kun (64′ Damian Chmiel), Radosław Kanach (82′ Michał Walski), Thiago, Adrian Danek – Maciej Małkowski, Maciej Korzym, Mateusz Klichowicz (83′ Bartłomiej Dudzic).

Sędziował: Konrad Kiełczewski (Białystok).

Widzów: 2579.

Fot. Adrian Maraś, MKS Sandecja S.A. (zdjęcie archiwalne)

Reklama