Radny rekordzista: W pierwszej Radzie był większy entuzjazm

Radny rekordzista: W pierwszej Radzie był większy entuzjazm

Rozmowa z Józefem Hojnorem – od 24 lat radnym miejskim

– Jest Pan prawdziwym rekordzistą, radny od 1994 r., czyli 24 lata. Liczył Pan, ile to kadencji?

– Sześć razy sądeczanie wysłali mnie na służbę do Ratusza. To powód do dumy i satysfakcja, że mieszkańcy naszego miasta chcą, bym reprezentował ich w Radzie Miasta Nowego Sącza.

– Dla historycznej precyzji uzupełnijmy, że była mała przerwa w 2010 r. Przypomnijmy krótko, z czego wynikało wygaszenie mandatu?

– To była brudna intryga polityczna obliczona na usunięcie mnie z życia społecznego za moją krytyczną oceną poczynań ratuszowych. Mieszkańcy miasta doskonale to zrozumieli i po paru miesiącach uzyskałem najlepszy wynik w Nowym Sączu 14,98 proc., biorąc pod uwagę ilość głosujących.

– Kolejne wybory i kolejna wygrana? Jest jakaś recepta, jak zostać radnym w Nowym Sączu?

– Recepta jest bardzo prosta. Uczciwość, sumienność i skuteczność w codziennej pracy na rzecz mieszkańców. W tym nie ma wielkiej filozofii. Jestem zawsze przygotowany do sesji.  Czytam i analizuję dokumenty, na komisjach zadaję pytania, konsultuję swoje decyzje z mieszkańcami. Ot co.

– Nie znudziło się Panu? Nie czuje się Pan zmęczony, wypalony?

– Skoro zdecydowałem się ponownie poddać ocenie mieszkańców to odpowiedź jest jasna. Jestem gotowy do dalszej pracy.

– Za Panem właściwie ćwierćwiecze. Zmieniają się rządzące ugrupowania, zmieniają się pokolenia… Dostrzega Pan różnice w sprawowaniu funkcji radnego na początku a teraz?

– W tym czasie, toż to faktycznie prawie ćwierć wieku, miasto zmieniło się diametralnie. W Radzie Miasta było w tym okresie wielu sądeczan. Jedni dłużej, drudzy krócej, ale każdy z nich dołożył swoją cegiełkę do rozwoju Sącza. Oczywiście byli i są radni tzw. milczący, którzy wykonują jedynie polecenia swojej centrali. Oni na całe szczęście są w zdecydowanej mniejszości. Dużo większa grupa to radni aktywni żywo zainteresowani rozwojem miasta, kontaktujący się na co dzień z mieszkańcami.

– Wyborcy są teraz bardziej wymagający wobec przedstawicieli, których wybrali? 

– Ludzie doskonale wyczuwają, czy ktoś pełni funkcję z powołaniem. Wyborcy doskonale wiedzą, którzy przedstawiciele są zdolni do rzeczowej oceny problemu i skutecznego jego rozwiązania.

– A radni? Jak z Pana perspektywy z biegiem lat zmieniała się postawa radnych i podejście do pełnionej funkcji? Mniej w radnych służebności, więcej chęci zaistnienia choćby medialnego?

– Uważam, że jestem radnym nie tylko mieszkańców swojego okręgu, ale całego miasta i tak postrzegam swoją służbę. Mieszkańcy przekazują mi swoje uwagi praktycznie na każdy temat. Ja zaś mam obowiązek i przyjemność przekazywania tych uwag w formie zapytań i interpelacji do prezydenta miasta i jego służb. Chętnie z tej formy reprezentowania zdania mieszkańców korzystam. Media odgrywają dzisiaj bardzo dużą rolę. To od nich również zależy postrzeganie pracy samorządowej. Trzeba o tym wiedzieć, ale warto zawsze być sobą. Ludzie nie znoszą udawania, a jeśli ktoś aktorstwo pomylił z funkcją radnego, to media szybko obnażą prawdziwe oblicze zainteresowanego. Zdaję sobie sprawę ze swoich niedoskonałości, pracuję nad nimi. Wielkim moim problemem jest punktualność. Znajomi czasem podają mi wcześniejszą godzinę spotkania, żeby zobaczyć się o czasie.

– Powtarza Pan, że bycie radnym to „służba”. To dziś bardzo niemodne słowo. Brzmi zbyt idealistycznie…

– Mieszkańcy obdarzając mnie zaufaniem niejako wynajmują mnie do reprezentowania ich spraw, przedstawiania ich problemów w Ratuszu i skuteczności w działaniu. To właśnie jest służba, dla mnie nie brzmi idealistycznie, brzmi realnie. Realnie służyłem Ojczyźnie trzy lata na okręcie podwodnym ORP Orzeł, to była realna służba i prawdziwy patriotyzm.

– Do Rady Miasta idzie się dla pieniędzy, dla kariery? 

– Nigdy w ten sposób nie patrzyłem na funkcję radnego. Prowadzę firmę i w ten sposób zarabiam na życie. Dieta radnego często służy mi do współfinansowania różnych przedsięwzięć charytatywnych. Nie robię tego dla rozgłosu. Ostatnio np. pomagałem rodakom żyjącym na Ukrainie. Jeżeli karierą nazwać rozpoznawalność w Nowym Sączu to może jestem rozpoznawalny, doświadczałem tego choćby na trybunach Termaliki, jeżdżąc na wszystkie mecze Sandecji.

– Bycie radnym to szczebel, by piąć się dalej?

– Wielu posłów, prezydentów miasta, radnych Sejmiku Wojewódzkiego zaczynało swoją drogę w Radzie Miasta. To właściwa kolejność w aktywności samorządowej i później w służbie na rzecz Polski. Ja zaś bardzo dobrze czuję się w tym miejscu i nie zamierzam go zmieniać.

– Którą z kadencji najlepiej Pan wspomina? Jako najbardziej rzeczową, kompetentną i sumiennie działającą Radę Miasta? W ogóle była taka?

– Kadencja 1998-2002.

– Dlaczego?

– Wspaniały skład osobowy Rady Miasta, ludzie z sukcesami i doświadczeniem zawodowym. Wielu radnych świetnie przygotowanych, kompetentnych w sprawach gospodarczych i z ogromnym doświadczeniu życiowym. Żywię do nich wielki szacunek. Poza tym ta wymiana zdań, dyskusje, opinie na bardzo wysokim poziomie…

– Łatwiej jest być radnym opozycyjnym, czy tym z ekipy rządzącej?

– Ja nie uznaję pojęcia radny opozycyjny. To wymysł polityków, którzy chcą skupić wokół siebie „swoich wyznawców” i wmawiają im, że Radę trzeba podzielić na swoich i opozycyjnych. Swój za wyższą dietę związaną z funkcją w prezydium lub komisjach, ma być podległy i uległy, a ci nienależący do ich grupy to radni opozycyjni. To zaprzeczenie samej idei samorządności, bo Rada jest od tego, aby wspólnie rzetelnie dbać o rozwój miasta i kontrolować prezydenta. Radny nienależący do grupy trzymającej władzę, jest skazany na ciągłą walkę z grupą rządzącą, żeby jego uwagi zostały zaakceptowane – do legendy przeszło już wołanie o przysłowiową wywrotkę „szutru”.

– Można się spotkać z oceną, że każda kolejna kampania jest coraz brutalniejsza, a równocześnie każda kolejna Rada jest coraz mniej kompetentna. W Pana opinii też tak jest?

– Nie zgadzam się z takim stwierdzeniem. W każdej Radzie są ludzie przygotowani merytorycznie do pełnienia funkcji i są też inni. Może w pierwszej Radzie po uzyskaniu pełnej niepodległości był większy entuzjazm, nie było takich niszczących samorząd podziałów, bo wszyscy byli z tej pierwszej prawdziwej i jedynej Solidarności.
Dzisiaj zadaniem radnych i moim oczywiście też jest obronienie samorządu przed przeniesieniem wojny polsko-polskiej z Warszawy do Nowego Sącza. Chcę wierzyć, że wszyscy będą prowadzić kampanię uczciwą. To serce, a rozum podpowiada niestety co innego. W rozpoczętej już kampanii wyborczej doskonale to widać. Jedno małżeństwo wpisuje się w ten konflikt, a np. mój kandydat na prezydenta ma zupełnie inną filozofię uprawiania polityki. Buduje mosty. To bardzo ważne dla nas, naszych dzieci i wnuków. Ja podpisuję się pod tym hasłem dwiema rękami.

 

A to ciekawe

  • Rada Miasta Nowego Sącza ma jednego radnego, który legitymuje się nieprzerwanym (z krótką przerwą) stażem od 24 lat – jest nim Józef Hojnor.
  • Nieprzerwanie przez 20 lat funkcje radnych pełnili: Antoni Rączkowski i Jerzy Wituszyński (1994-2014).
  • Sześciu radnych 16-letnim i dłuższym staż w Radzie Miasta to: Teresa Krzak, Stefan Chomoncik, Grzegorz Dobosz, Elżbieta Chowaniec, Józef Gryźlak i Janusz Kwiatkowski.
Źródło: Jerzy Leśniak, „Nowa encyklopedia sądecka”

Pobierz bezpłatnie specjalne „wyborcze” wydanie „Dobrego Tygodnika Sądeckiego:

WYBORY 2024

REPERTUAR KINA SOKÓŁ

Reklama