Przyganiał kocioł garnkowi

Przyganiał kocioł garnkowi

Nie mogło być inaczej: w pierwszej lidze czytelniczej popularności znalazły się relacje z sesji rady miasta poświęconej przyszłości Sandecji, której największym sponsorem jest Nowy Sącz (przez 10 lat utrzymanie klubu kosztowało budżet około 30 mln zł).

Jedynym konkretem, jaki pozostał po poniedziałkowym posiedzeniu sądeckiego „parlamentu”, jest przygotowany przez prezydenta i podpisany przez radnych list do premiera Morawieckiego z prośbą o finansową pomoc w budowie stadionu. Nikt nie ma wątpliwości, że to priorytet w trosce o dobro drużyny, która podczas swojej krótkiej przygody w Ekstraklasie zasłynęła tym, że nie mogła grać u siebie.

Niestety innych konkretów nie było. Były za to wzajemne pretensje, żale i przytyki czyli kolejna bitwa na słowa w wojnie silniejszego liczebnie obozu radnych PiS i Głuca z ekipą Handzla. W pewnym momencie, gdy okazało się, że z tej wymiany ciosów nie wyniknie nic, co Sandecji może pomóc, zniesmaczeni kibice z okrzykami na ustach wyszli z Sali, czym zadziwili i przestraszyli przewodniczącą rady. Zasadności lęku roztrząsać nie będę, ale zdziwieniu – dziwię się.

Każdy pedagog i każdy psycholog, ba!  – każdy człowiek z przeciętnie rozwiniętą inteligencją emocjonalną wie, że agresja nakręca agresję, a przemoc często zaczyna się od niby-niewinnych słów, od których później może gładko przejść do czynów. Każdy też powinien wiedzieć, że jeden z najważniejszych mechanizmów uczenia się polega na modelowaniu czyli mówiąc najprościej – na naśladownictwie. Jak można od kibiców wymagać grzeczności, dyplomacji i powściągliwości, jeśli tym samym kibicom wcześniej zaprezentowano spektakl pełen złośliwości – nie pierwszy zresztą w tej kadencji. Ależ oczywiście: kibice byli głośniejsi i patrzyli gniewniej niż radni jeden na drugiego. Cóż… czasem uczeń przerasta mistrza.

 

Reklama