Pod patronatem DTS. Ujawniamy „Sekrety Nowego Sącza”

Pod patronatem DTS. Ujawniamy „Sekrety Nowego Sącza”

Izworski, Sekrety Nowego Sacza

Rozmowa z Dariuszem Izworskim – autorem książki „Sekrety Nowego Sącza

– Wydawało się, że o Nowym Sączu już wszystko wiadomo, a jednak okazuje się, że nie… Pana też to miasto zaskoczyło w trakcie pisania książki?

– To miasto i jego historia zaskakują mnie niemalże codziennie. Nie jestem profesjonalnym historykiem, ale odkrywanie pewnych smaczków związanych z dawnymi czasami jest dla mnie niezmiernie przyjemne. Niestety, a może na szczęście, formuła książki, narzucona przez wydawcę, nie pozwoliła cofnąć się w czasie dalej niż rok 1901. Owszem, osoby, o których pisałem, mogły urodzić się jeszcze w wieku wcześniejszym, ale najbardziej kluczowym było to, co robiły w Nowym Sączu (lub okolicach) w wieku XX.

– Która z historii była dla Pana zupełną nowością, odkryciem?

– Takie historie były dwie i obie dotyczyły konkretnych osób. Która z nich wywarła na mnie największe wrażenie? Nie wiem. Pierwszą z nich jest, a raczej była, osoba Jana Stacha – budowniczego największego kamiennego mostu na świecie wzniesionego przez jednego człowieka. Most, co prawda, znajduje się w Znamirowicach, ale powstał dlatego, że jego budowniczy nie miał jak dojeżdżać na targi organizowane w Nowym Sączu. Drugą z postaci był Wojciech Migacz – fotograf-amator z podsądeckiej Gostwicy i pionier fotografii na naszych terenach. Dowiedziawszy się, że skonstruowany przez niego aparat fotograficzny można oglądać w Muzeum Lachów Sądeckich w Podegrodziu, nie wahałem się ani chwili, aby pojechać na miejsce i obejrzeć go osobiście. Niby „zwykły” aparat, ale związane z nim opowieści do zwykłych już nie należą.

– Oczywiście nie będziemy ujawniać wszystkiego, zachęcając Czytelników do sięgnięcia po lekturę, ale… tytuł rozdziału: „Al Capone w spódnicy” brzmi bardzo intrygująco. Możemy odsłonić rąbka tajemnicy?

– Nawet musimy (śmiech). Z Nowym Sączem związane są postaci znane i szanowane, w tym konkretnym przypadku mam na myśli generała Pierackiego. Nam dziś kojarzy się on głównie z pośmiertnym pechem, który spowodował czterokrotną zmianę miejsca jego spoczynku, jednak tuż po jego śmierci pewna osoba sprawiła, że nad jego legendą zawisły czarne chmury. Co gorsza, osobą tą była rodzona siostra generała Wanda Parylewiczowa. Po raz pierwszy przeczytałem o niej w artykule dr. Łukasza Połomskiego, na który trafiłem na długo przed rozpoczęciem pisania książki. Potem, gdy wydawca poprosił o roboczy spis treści, przypomniałem sobie zarówno o pani Parylewiczowej, jak i o związanych z nią skandalach. Pomyślałem sobie wówczas: niezłe ziółko – trzeba o niej napisać. Więc napisałem.

– Jest jeszcze inna historia, którą warto przywołać? (…)

Całość przeczytasz w „Dobrym Tygodniku Sądeckim”

Reklama