Piątek 13-go niezbyt szczęśliwy dla Sandecji

Piątek 13-go niezbyt szczęśliwy dla Sandecji

Piątkowego popołudnia rozpoczęła się 9. kolejka Fortuna 1 Ligi, a jej drugim pojedynkiem było starcie „czerwonej latarni” ligowej tabeli, Odry Opole z Sandecją Nowy Sącz. Obie strony chciały przełamać złą passę meczów bez wygranej, co było widać w grze obu ekip. Ostatecznie nikt nie miał powodów do ogromnej radości, bo po 90 minutach gry padł remis.

Przed meczem w gorszej sytuacji był zespół pod wodzą Piotra Plewnii, ponieważ do tej pory nie wygrał ani jednego spotkania w ligowych zmaganiach i zdołał zdobyć tylko 2 punkty. Na ich korzyść był jednak terminarz ligowy, ponieważ z powodu powołań zawodników do reprezentacji młodzieżowych odwołano ich zeszłotygodniowy mecz z Wartą Poznań. Dzięki temu nowy szkoleniowiec miał okazję dokonać kilku ważnych roszad. Na ławce zasiedli Piotr Żemło, Hubert Sobol i Martin Adamec a szansę gry dostali Tomáš Mikinič, Miłosz Trojak i Franciszek Wróblewski. Sądeczanie zmienili zaś dwóch graczy – w miejsce Michała Walskiego wybiegł Thiago, a po zmianie ustawienia Adrian Danek musiał oddać miejsce w składzie Radosławowi Kanachowi.

Początek spotkania należał do gości z Nowego Sącza. Niemal przez cały czas uprzykrzali życie obronie Odry, która była niezwykle niepewna. Zwiastunem emocji mogła być próba strzału przewrotką w wykonaniu Thiago, ale pierwsze powody do niepokoju i rozczarowania miejscowych sympatyków pojawiły się w 5 minucie. Chmiel dośrodkował z prawej strony pod nogi Kuna, który to oddał mocny, mierzony strzał na dalszy słupek bramki dając prowadzenie podopiecznym Tomasza Kafarskiego. Wydawało się, że to dopiero początek pogromu, ale zawodnicy ze stolicy polskiej piosenki ruszyli do ofensywy. 240 sekund po golu bliski pokonania Bielicy był Wróblewski, ale golkiper Sandecji popisał się efektowną robinsonadą. Po chwili mogło być już jednak 0-2, ale obok lewego słupka w sytuacji sam na sam uderzył Mateusz Klichowicz. Obecni na trybunach mogli na chwilę odstawić na bok leki z melisą. Pod koniec pierwszego kwadransa po raz kolejny swoim kunsztem bramkarskim mógł popisać się Bielica; w tym wypadku jego refleks sprawdził Bonecki.

Ofensywie Sandecji nie było jednak końca. Nie mija 120 sekund od ostatniej akcji, a Kacper Rosa musiał piąstkować mocne uderzenie Chmiela zza pola karnego. Jak się okazało, była to ostatnia chwila, kiedy „Biało-czarni” mogli cieszyć się z prowadzenia, bo futbolówkę ich do bramki zdołał strzelić Skrzypczak; jego niezwykle mocne kopnięcie pod poprzeczkę nie dało jakichkolwiek szans na interwencję. Ta akcja pokazała, że czasami chowanie się za gardą podczas huraganu ataków przeciwnika może przynieść pozytywny skutek. W 25 minucie padła druga bramka dla gości, ale arbiter liniowy uznał, że jej strzelec, Mateusz Klichowicz, był na spalonym w momencie podania do niego piłki. Kibice na stadionie przy Oleskiej 51 mogli poczuć odrobinę ulgi, bo słuszność decyzji asystenta Tomasza Wajdy jest niezwykle wątpliwa.

Z upływem czasu styl gry obu zespołów praktycznie nie zmieniał się, goście nader często przebywali na połowie przeciwnika, którego było stać tylko na nieliczne kontrataki. Swoich okazji nie wykorzystali kolejno Małkowski i Kun, a gospodarze mogli być zawiedzeni po pudle w wykonaniu Boneckiego. Poza tym, szans po obu stronach było jak na lekarstwo aż do końca pierwszej części gry. Stereotypowy „niedzielny kibic” mógłby przy okazji spoglądać na telefon w poszukiwaniu emocji w starciu Jagiellonii Białystok z Legią Warszawa, aniżeli emocjonować się rozgrywaniem akcji przez Odrę i Sandecję aż do gwizdka sędziego i zaproszenia zawodników do szatni na 15 minut przerwy.

Po wznowieniu gry emocji było mniej więcej tyle, co na koncercie lokalnego zespołu muzycznego podczas imprezy z okazji odpustu parafialnego. Na pierwszy, niecelny zresztą strzał trzeba było czekać 7 minut, a jego autorem był Małkowski. Płomyk nadziei dla widzów zaczął się tlić chwilę później; Janus dośrodkował z lewej strony na głowę Janusa, który pokonał Bielicę. Ponownie asystent podniósł chorągiewkę do góry, więc na tablicy wciąż widniał remis. Na kolejne emocje trzeba było czekać do 62 minuty; Thiago stanął przed szansą pokonania Rosy w sytuacji jeden na jednego, ale i tym razem nie udało się zmienić rezultatu meczu. Analogiczna sytuacja miała miejsce dokładnie kwadrans później, a górą w tej akcji był golkiper Odry. Po kilkuset sekundach jedną z niewielu okazji w tej połowie miał Bonecki; jego strzał z okolic 20. metra skończył się tak, że mielibyśmy podwyższenie, gdyby był to futbol amerykański.

Wyjątkiem potwierdzającym myśl z początku drugiej części meczu były okolice ostatniego kwadransa regulaminowego czasu gry; wówczas obu drużynom zaczęło zależeć na zdobyciu dwóch punktów więcej, niż utrzymać dotychczasowy wynik. Bramkarze mieli ręce pełne roboty po szansach Thiago, Adameca i Boneckiego, a minimalnie obok bramki uderzył zdobywca jedynego gola dla gości. Po takim natężeniu akcji z obu stron jeszcze lepiej mogła posmakować rozgrzewająca kiełbasa sprzedawana w punkcie gastronomicznym dla kibiców. W doliczonym czasie gry Bielica zdołał uchronić swój zespół przed stratą punktu w wyjazdowym meczu, a to po dobrej interwencji poprzedzonej akcją zakończoną przez Czyżyckiego.

Odra Opole – Sandecja Nowy Sącz 1-1 (1-1)

Bramki: Szymon Skrzypczak 19′ – Dominik Kun 5′

Żółte kartki: Adam Mesjasz, Franciszek Wróblewski – Damian Chmiel, Maciej Małkowski, Grzegorz Baran.

Odra: Kacper Rosa – Tomáš Mikinič, Mateusz Wypych, Adam Mesjasz, Łukasz Winiarczyk – Franciszek Wróblewski (71′ Bartłomiej Wdowik), Miłosz Trojak (81′ Martin Adamec), Mateusz Czyżycki, Krzysztof Janus (71′ Patryk Janasik) – Sebastian Bonecki – Szymon Skrzypczak.

Sandecja: Daniel Bielica – Michal Piter-Bučko, Dawid Szufryn, Marcin Flis – Dominik Kun, Radosław Kanach, Grzegorz Baran (74′ Bartłomiej Dudzic), Thiago (84′ Michał Walski), Damian Chmiel – Mateusz Klichowicz, Maciej Małkowski (74′ Maciej Korzym).

Sędziował: Tomasz Wajda (Żywiec).

Fot. Jarosław Para, MKS Sandecja S.A. (zdjęcie archiwalne)

Reklama