Rozmowa z Barbarą Porzucek – nauczycielką muzyki w I Liceum Ogólnokształcącym w Nowym Sączu
– Pamięta Pani swój pierwszy dzień w szkole?
– Kiedy poszłam do szkoły jako uczeń czy jako nauczyciel?
– Byłam ciekawa, czy o to Pani dopyta. Co bardziej utkwiło w głowie?
– Pamiętam dokładnie, kiedy poszłam do szkoły jako uczennica pierwszej klasy. Chodziłam do „piątki” [obecnie SP nr 8 – przyp. red.]. Dla mnie było to przerażające uczucie, bo dopiero co przeprowadziłam się z rodzicami z Raciborza do Nowego Sącza. Nie miałam tu żadnych znajomych. Oprócz jednej „koleżanki”, którą poznałam w kościele dzień przed rozpoczęciem roku szkolnego. Czas podstawówki, mimo trudnych początków, wspominam bardzo miło. Podobnie szkołę średnią – II LO .
– Pierwszy dzień w szkole jako nauczyciel był mniej traumatyczny?
– Tak. Jestem nauczycielem z powołania. Zawsze marzyłam o uczeniu dzieci. Pamiętam, że byłam spokojna, ale wewnątrz zdenerwowana. Kiedy nauczyciel wchodzi do klasy, zamyka drzwi, zajmuje miejsce za biurkiem i patrzy na twarze uczniów, wtedy zdany jest tylko na siebie. Musi być zaradny, odważny i nieskończenie cierpliwy.
– Do przedmiotu, który Pani uczy, uczniowie podchodzą chyba raczej na luzie?
– Wbrew pozorom wymagania miałam i mam – bo nadal jeszcze uczę – dosyć duże, o czym przypominają mi uczniowie, szczególnie z tego wczesnego okresu mojej zawodowej drogi. Bardzo mi zależało, żeby młodzież umiała i chciała śpiewać, poznała historię muzyki, słuchała dobrej muzyki, aby obudzić w niej ekspresję, radość tworzenia i zdobywania wiedzy. Ten przedmiot wymaga od nauczyciela ciągłego dokształcania, szukania nowego repertuaru. Poza tym nauczyciele muzyki mają na głowie wszystkie szkolne akademie. Są odpowiedzialni za przygotowanie programu artystycznego. A dawniej takich akademii bywało trzy-cztery w miesiącu. Spotykałam się więc z uczniami nie tylko na lekcjach, ale i na zajęciach artystycznych. To tam mogłam bliżej poznać moich uczniów. Takie zajęcia pozwalają na budowanie więzi między uczniem a nauczycielem, więzi, które potrafią przetrwać lata. Zdarzyło mi się (…)