Olga Tokarczuk w Nowym Sączu. Rozważania nad miską pierogów

Olga Tokarczuk w Nowym Sączu. Rozważania nad miską pierogów

10 października Olga Tokarczuk otrzymała literacką Nagrodę Nobla. Niemal dokładnie dwanaście lat wcześniej, 15 października 2007 r. odwiedziła Nowy Sącz promując swoją najnowszą wówczas książkę „Bieguni”. Uczestnicy spotkania zachwycali się jej literaturą, a pisarka tego wieczoru zachwycała się… pierogami w Ratuszowej.

Spotkanie autorskie w podziemiach Sądeckiej Bibliotece Publicznej prowadzili Grzegorz Rapcia i Wojciech Kudyba, autorzy bardzo popularnych wówczas w Nowym Sączu „Duetów literackich”. Październikowy wieczór z przyszłą noblistką dobrze zapamiętał prof. Wojciech Kudyba:

– Z tamtą historią i wizytą Olgi Tokarczuk wiąże się pewna prehistoria. Otóż dwa lata wcześniej w ramach „Duetów literackich” rozmawialiśmy z Grzegorzem Rapcią o twórczości Olgi Tokarczuk jeszcze bez samej pisarki. Konkretnie o wydanym wówczas przez nią zbiorze opowiadań „Gra na wielu bębenkach”. I to był jakby wstęp do tego, co miało się dopiero wydarzyć, czyli do spotkania nie tylko z jej twórczością, ale również z samą Olgą Tokarczuk.

Jak wspomniałem, prowadziliśmy w tamtym okresie „Duety literackie”, więc pewnie naturalną rzeczą było, iż pani dyrektor zwróciła się do nas, aby poprowadzić wieczór autorski Olgi Tokarczuk. To było ciekawe doświadczenie, choć nasza rola sprowadzała się raczej do moderowania rozmowy pisarki z publicznością. A Tokarczuk opowiadała o swojej najnowszej książce. Zaprezentowała się wówczas jako alterglobalistka, ktoś pokazujący niebezpieczeństwa współczesnego świata i narzędzia, dzięki którym jesteśmy tego świata – w jakimś sensie – niewolnikami: PIN kod w wielu miejscach, dowód osobisty, konto w internetowej sieci. A tytułowi „Bieguni”, czyli ludzie będący nieustannie w ruchu, ciągle w drodze, to też przecież – mniej lub bardziej świadomi – alterglobaliści, którzy chcą być wolni od różnorakich uzależnień współczesnego świata.

Bardzo dobrze na tym spotkaniu reagowała publiczność. Padło kilka ciekawych pytań, m.in. o jej psychologiczne wykształcenie, o dzieciństwo Olgi Tokarczuk spędzone częściowo w bibliotece, gdzie pracował ojciec przyszłej noblistki. Było nawet pytanie o jej ulubione kwiaty, ale dzisiaj, po latach nie potrafię powiedzieć, jaka odpowiedź wówczas padła.

Spotkanie w bibliotece nie kończyło jednak tego jesiennego wieczoru z Olgą Tokarczuk. Pamiętam, że byliśmy później – wspomniany Grzesiek Rapcia, Witek Kaliński i ja – na wspólnej kolacji w Ratuszowej. Przy stole dominowały tematy prywatne, m.in. kulinarne. Tokarczuk opowiadała o kuchni dolnośląskiej, a jedliśmy – a jakżeby inaczej – specjalność firmy czyli pierogi przyrządzane na różne sposoby. Zresztą, kto ze znanych pisarzy nie jadł pierogów w Ratuszowej? Na pewno pisarka kosztowała wtedy różnych rodzajów pierogów i bardzo je chwaliła. To był zresztą bardzo miły wieczór, bo sama Olga Tokarczuk jest osobą ciepłą, otwartą, nie tworzącą dystansu, bez pozerstwa czy gwiazdorzenia, choć – jak to pisarka – w dyskusji obstawała przy własnej wizji świata, bardzo różnej od mojej. Zapamiętałem wówczas, iż Grzesiek dziwił się głośno, że Olga Tokarczuk nie dostała jeszcze nagrody Nike, najcenniejszego polskiego wyróżnienia literackiego. Pisarka powiedziała wówczas, że „Bieguni” to dla niej coś w rodzaju literackiej pracy habilitacyjnej. Rok później właśnie za tę książkę dostała Nike. A niemal dokładnie dwanaście lat później w identyczny październikowy dzień nagrodę Nobla. Jak zareagowałem na tę wiadomość? Byłem niezwykle zaskoczony. Bardzo mile zaskoczony. Oczywiście na tzw. giełdzie noblowskiej od lat funkcjonują jakieś nazwiska, ale może właśnie dlatego, że te nazwiska często padają, uodparniamy się i potem przychodzi wielkie zaskoczenie.

Not. (mol)

Zdjęcia: Archiwum Sądeckiej Biblioteki Publicznej w numerze:

 

 

Reklama