Nie lubię, kiedy czas ucieka

Nie lubię, kiedy czas ucieka

Rozmowa z dr Iwoną Bugajską-Bigos – wykładowcą PWSZ w Nowym Sączu, twórczynią

– Niedawno spotkała się Pani w warszawskiej rezydencji ambasadora USA z drugą damą Stanów Zjednoczonych, by rozmawiać o arteterapii. Jak doszło do tego wyjątkowego spotkania?

Kiedy pojawiłam się w pracy, dotarła do mnie nieoczekiwana informacja, że ktoś mnie poszukuje. Na adres służbowy instytutu przyszedł e-mail. Oddzwoniłam i okazało się, że to ambasada amerykańska w Polsce. Zapraszają mnie na spotkanie 14 lutego do Warszawy. Ze względu na to, że zajmuję się arteterapią, moje działania i publikacje w języku angielskim zostały zauważone w Internecie. Na drugi dzień jeden z pracowników z Waszyngtonu odbył ze mną długą rozmowę telefoniczną. Wiedziałam tylko, że mam się spotkać z bardzo ważną osobą, która zajmuje się arteterapią. Dopiero później, kiedy już wyraziłam zgodę, dowiedziałam się, że tą tajemniczą osobą będzie druga dama USA, czyli pani Karen Pence.

Wyłoniono cztery osoby z Polski, między innymi mnie. Spotkanie było bardzo ciekawe i zaskakujące. Odbyło się w rezydencji pani ambasador i dotyczyło arteterapii i jej pojmowania, zakresu. Pani Pence wzbudziła mój wielki szacunek i sympatię, również przez fakt, że przez 25 lat sama zajmowała się edukacją artystyczną, była nauczycielem i wdrażała arteterapię, wychowując trójkę dzieci – podobnie jak ja. Jest szalenie miłą i otwartą osobą. Z wielkim zaciekawieniem wysłuchała tego, co mamy do powiedzenia. Zainteresowały ją moje działania związane z osobami niepełnosprawnymi, wdrażaniem arteterapii w edukację, praca ze studentami, czy też opracowane przeze mnie programy kształcenia. Opowiadałam też o coraz większym, międzynarodowym zasięgu naszych uczelnianych projektów artystycznych, do których zapraszamy również osoby niepełnosprawne.

 

– Czym właściwie jest arteterapia i skąd Pani zainteresowanie nią?

– Z racji zawodu, wykształcenia i tego, że od wielu lat pracuję jako nauczyciel, teraz na uczelni, a wcześniej na gruncie szkolnym, spotykałam się z dziećmi niepełnosprawnymi. Były to dzieci z zespołem Downa, niepełnosprawnościami ruchowymi, deficytami słuchu, wzroku i różnymi poważnymi, przewlekłymi chorobami. U takich dzieci zawsze można było zauważyć ogromną wrażliwość artystyczną, wielkie zainteresowanie twórczością plastyczną i to „coś”, co zawiera się w ich pracach i czyni je niezwykłymi. Zawsze miałam dobry kontakt z osobami z niepełnosprawnościami, czy chorymi i pracowałam w szkole z dziećmi i z młodzieżą, więc to się tak naturalnie potoczyło. Później zainteresowałam się arteterapią, rozumianą w węższym znaczeniu, jako terapeutyczne wykorzystanie sztuk plastycznych.

Na gruncie polskim arteterapia rozwija się bardzo szeroko i prężnie. Nie jest jeszcze zauważona, jako oficjalne źródło pomocy, jak w większej części świata, natomiast dzieje się naprawdę dużo. Jest uniwersalna, możliwa do zastosowania właściwie u wszystkich. Ja cenię w niej interdyscyplinarność, czyli możliwość wykorzystywania bardzo wielu mediów, narzędzi artystycznych z licznymi odbiorcami. Praca na uczelni daje mi możliwość udziału w wielu międzynarodowych wydarzeniach np. konferencjach, sympozjach. Sama też takie organizuję i propaguję nasze działania na arenie międzynarodowej.

 

– Jak wyglądają zajęcia z arteterapii?

– Teraz na przykład jako PWSZ realizuję projekt „Arteterapia przez sztuki plastyczne” w ramach Uniwersytetu Młodego Odkrywcy. Są to zajęcia skierowane do grupy dzieci od 6. roku życia do okresu nastoletniego. Biorą w tym udział także rodzice i dzieci niepełnosprawne. Wszystko jest przygotowywane według moich autorskich scenariuszy, które staram się tworzyć tak, aby zajęcia były interesujące, miały walor edukacyjny i rozwojowy i żeby wymagały zastosowania różnych technik i mediów artystycznych.

W arteterapii bardzo ważne jest to, że nie liczy się jakość produktu, pracy. Oczywiście ja jako artysta, plastyk, nauczyciel bardzo chętnie widzę wysoką jakość, ale absolutnie nie jest to priorytetem. Działania artystyczne wspomagają komunikację niewerbalną, która ma niezwykłe znaczenie na przykład w pracy z osobami niepełnosprawnymi, które czasem nie są w stanie komunikować się w inny sposób. Arteterapia ma ogromny potencjał.

 

– Arteterapia została też wprowadzona w program studiów w PWSZ.

– Tak, mamy specjalność o nazwie: Edukacja Artystyczna z Arteterapią i Terapią Zajęciową. Jest przygotowana według najnowszych standardów. Przedmioty z zakresu arteterapii zostały też wdrożone na kierunku pedagogika na specjalności Praca Kulturalno-Oświatowa z Terapią Zajęciową.

Od 2013 roku należę do międzynarodowej organizacji Network of European Art Therapists, która zrzesza po dwóch przedstawicieli z różnych krajów. Należą do niej już osoby z 33 państw, nawet spoza Europy. Jest to bardzo ciekawe doświadczenie, bo spotykamy się raz w roku w różnych miejscach Europy i omawiamy własne działania i kolejne zadania na następny rok. Nasz sposób kształcenia studentów i stosowania arteterapii, a zwłaszcza autorskie projekty, które od kilku lat przeprowadzam z dr Anną Steligą z Uniwersytetu Rzeszowskiego i publikacje, które przygotowujemy, wzbudzają duże zainteresowanie.

 

– Jest też Pani pomysłodawcą samego kierunku Edukacja Artystyczna?

– W trakcie studiów podyplomowych z zakresu zarządzania oświatą, które  realizowałam w PWSZ, zapytałam, czy uczelnia nie myśli o uruchomieniu kierunku artystycznego. Za jakiś czas zaproszono mnie na rozmowę i stwierdzono, że uczelnia do tej pory tego nie planowała, ale te plany mogą się zmienić. Udało się kierunek otworzyć. To było dosyć karkołomne, ponieważ nie pracowałam wtedy jeszcze na uczelni. Owszem, zajmowałam się nauczaniem, ale w szkole. Uruchomienie kierunku było więc dla mnie dużym wyzwaniem.

Bardzo cieszy mnie rozwój Edukacji Artystycznej. Staramy się być elastyczni, proponujemy nowe specjalności, które będą atrakcyjne dla młodzieży. Jesteśmy już po dziesięcioleciu istnienia, obecnie jest to jedenasty rok naszego działania. Śledzimy pilnie losy naszych absolwentów i cieszymy się z ich sukcesów, często międzynarodowych.

 

– A jak to się stało, że Pani życie związało się ze sztuką?

– Zawsze lubiłam rysować, malować. Mój tata był nauczycielem plastyki i robił to świetnie. Jest osobą bardzo uzdolnioną manualnie, precyzyjną. I jakoś tak się to potoczyło. Może nie od razu, ale już studia magisterskie rozpoczęłam z zakresu wychowania plastycznego, czyli dzisiejszej edukacji artystycznej, w Cieszynie. Potem były kolejne etapy: studia podyplomowe na Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie, studia doktoranckie, doktorat i cały czas praca związana z edukacją artystyczną.

 

– Co z rodziną? Ona też „siedzi” w sztuce?

– Kiedy studiuje się artystycznie, to studiuje cała rodzina. Studia magisterskie to były czasy, kiedy często blejtramy robiło się samodzielnie. Zawsze miałam pomoc ze strony rodziców, za co jestem im bardzo wdzięczna. Dość szybko rozpoczęłam też życie rodzinne i moja edukacja była związana z macierzyństwem, więc to jest trudne do pogodzenia i tu też moi rodzice bardzo mnie wspierali.

Mój mąż i moje dzieci są do tego wszystkiego przyzwyczajeni. Też wspierają. Mąż jest nieoceniony w sprawach logistycznych, transportowych i tak dalej. Biorą udział w moich wystawach, cieszą się z osiągnięć.

 

– Jak pogodzić macierzyństwo, posiadanie rodziny z rozwijaniem kariery naukowej i działalnością artystyczną?

– Jest to bardzo trudne. Byłoby super móc tylko i wyłącznie tworzyć, choć myślę, że nauczanie to też nieodłączna część mojego życia zawodowego i rodzinnego. Na pewno wymaga to ogromnej koncentracji na wszystkim, co się robi. Nie ma czasu na jego marnowanie. Jestem osobą, która bardzo nie lubi, kiedy czas ucieka, bo zdaję sobie sprawę, co w tym momencie mogłabym zrobić, albo co na mnie czeka. Ważna jest dobra organizacja, potrzeba realizacji założonych planów, a czasem elastyczność, jak to w życiu.

Zawsze godziłam rodzinę z pracą zawodową, własnym kształceniem, rozwojem naukowym i artystycznym. Mam nadzieję, że tak było i udało mi się to pogodzić.

– Jakie techniki plastyczne są Pani najbliższe i co Pani czuje, kiedy tworzy?

Często piszę w komentarzach, że sztuka jest też formą autoterapii. Nie od dziś wiadomo, że pomaga prywatnie w bardzo wielu sytuacjach, nawet patrząc na losy artystów – sięgając po sztandarowego Van Gogha czy Fridę Kahlo. W rozmowach ze studentami słyszę, jak bardzo sztuka im pomaga w życiu, często w odreagowaniu wielkich napięć, czy przeżyć.

Moim głównym obszarem zainteresowania jest zgodnie z wykształceniem malarstwo, ale mam tu na myśli przede wszystkim tkaninę artystyczną i emalię, która jest niecodzienną, mało spotykaną techniką, jaką odkryłam jakieś osiem lat temu.

– Na czym polegają te techniki?

Polska tkanina artystyczna ma doskonałe tradycje, wywodzące się na przykład z gobelinów, ale tkaniem nie jestem zbyt zainteresowana. Zajmuję się tkaniną artystyczną, która jest bardzo plastycznym medium, dającym ogromne możliwości eksploracji i poszukiwania własnych środków wypowiedzi. Działam na bazie batiku, czyli farb zatapianych w gorącym wosku, potem wielokrotnie wytrawianego w autorski sposób, który łącze z haftami. Kojarzy się to z typowo kobiecą, pracochłonną czynnością, ale na stałe weszło w zestaw moich prac, które oczywiście ewoluują.

Natomiast emalia to coś ciekawego. Jest głównie narodową techniką Słowaków, Węgrów, czy niektórych części Rosji i Ukrainy, owianą wielką tajemnicą. Poznałam ją dzięki wyjazdom na międzynarodowe wydarzenia. Emalia to wypalanie metalu w bardzo wysokiej temperaturze, powyżej 830 stopni przy wykorzystaniu różnych barwników, odczynników, które również traktuję bardzo autorsko. Efekty są zaskakujące i nie do końca przewidywalne. Ekscytuje mnie eksploracja i poszukiwanie własnych środków wyrazu w tym zakresie.

– Czy kobieta – artysta to rzadkość?

– Myślę, że artystą był na przykład Picasso. Jestem raczej kobietą – twórcą. Jest sporo kobiet, które tworzą. Nawet większość moich studentów jest płci żeńskiej. Myślę, że to nie jest taka rzadkość, zwłaszcza w połączeniu z rolą nauczyciela czy nauczyciela akademickiego.

Mnóstwo ludzi zajmuje się jakąś formą twórczości, nawet we własny, amatorski sposób, choć często trudno nazwać go amatorskim, bo nieraz poziom prac jest wysoki. Kiedy w PWSZ zakładany był kierunek artystyczny, jednym z celów było wykorzystanie naturalnego potencjału regionu. Sądecczyzna to taka Mekka ludzi uzdolnionych artystycznie, co widać w bardzo wielu dziedzinach sztuk plastycznych, architekturze, rzeźbie ludowej, czy też wielu współczesnych zawodach jak fotografia, projektowanie graficzne. Jest tu mnóstwo utalentowanych ludzi.

Pobierz bezpłatnie specjalne wydanie DTS Kobieta:

 

 

WYBORY 2024

REPERTUAR KINA SOKÓŁ

Reklama