Moja przygoda z dziennikarstwem była jak romans…

Moja przygoda z dziennikarstwem była jak romans…

Anna Dominik Krupa

Dokładnie rok temu, 4 czerwca, ukazało się 500. wydanie „Dobrego Tygodnika Sądeckiego”. Wówczas to redakcja DTS samozwańczo ogłosiła ten dzień świętem dziennikarstwa. Dziś przypominamy opisaną w tamtym numerze przygodę z dziennikarstwem jednej z naszych koleżanek – Anny Dominik-Krupy. Koniec końców nie związała się na stałe z tym zawodem, a została… majorem nawigatorem.   

Nie tylko o pijaczkach, złodziejaszkach i paniach lekkich obyczajów

Moja przygoda z dziennikarstwem była jak romans: krótka, intensywna w doznaniach i na długo zapadająca w pamięć. Zanim kamasze na stałe zagościły na mych stopach, a mundur stał się garsonką biurową, przez dwa lata kolaborowałam z sądeckim światkiem dziennikarskim, ocierając się też na chwilę o niszową TVP Kulturę.

Była wczesna wiosna 2006 r., gdy przekroczyłam progi sądeckiego oddziału „Dziennika Polskiego”. Zaczynałam właśnie drugi semestr studiów podyplomowych na kierunku dziennikarskim i, co za tym idzie, szukałam redakcji, która przyjęłaby mnie na krótkie praktyki. Adres przy Narutowicza znałam bardzo dobrze, gdyż będąc krnąbrną nastolatką, bywałam tuż obok w popularnym wówczas pubie „Absolwent”. Innych prasowych lokalizacji po prostu nie kojarzyłam. Nie przygotowałam się na rozmowę, nie błyszczałam publikacjami w studenckich periodykach. Ówczesny dyrektor oddziału musiałby mocno wysilić wyobraźnię, by owego dnia dojrzeć we mnie potencjał. Na próbę dokooptował mnie do zdobywającej wówczas swoje dziennikarskie szlify Katarzyny Gajdosz. Miałyśmy współtworzyć dodatek studencki. Dostawałam też pomniejsze zadania do wydań codziennych: jubileusze, zebrania, konferencje – mało ambitne i zupełnie nieciekawe. Po dwóch tygodniach, gdy redakcja nieco do mnie przywykła, przyniosłam swój pierwszy duży tekst. Tak na próbę, bez nadziei na jakikolwiek oddźwięk, zwłaszcza że tematykę poruszałam w nim kontrowersyjną i bolesną. Traktował o zamieszkach antysemickich pod koniec XIX wieku na terenie Sądecczyzny. Ku memu zaskoczeniu, materiał ukazał się w magazynie weekendowym wypełnionym reportażami i wywiadami, dojrzałym, wręcz ekskluzywnym dziennikarstwem. To był ten powiew, który dodał mi skrzydeł.

Potem opublikowałam jeszcze kilkanaście dużych tekstów, głównie historycznych, a po kilku miesiącach zaproponowano mi – nieopierzonej dziennikarskiej debiutantce – własną rubrykę felietonową!!! W „Anno Domini…” – taki nosiła nagłówek – połączyłam dwie pasje – historię i pisanie, przekuwając je na lekkostrawne, krótkie teksty bazujące na prasowych wzmiankach z przełomu XIX i XX w. oraz starych, zakurzonych księgach policyjnych, odkrytych przeze mnie w starosądeckim muzeum podczas pisania pracy magisterskiej. To była kopalnia wspaniałych, zapomnianych historii z naszego regionu m.in. o wielkim podróżniku i geografie, niestrudzonym eksploratorze Alaski Stefanie Jaroszu czy Kazimierzu Kubali, pionierze polskiego lotnictwa, który pod koniec lat 20. wraz z Ludwikiem Idzikowskim podjął dwie (niestety nieudane) próby przelotu przez Atlantyk. Z ksiąg policyjnych odtworzyłam historie lokalnych pijaczków, drobnych złodziejaszków czy pań lekkich obyczajów kupczących swym ciałem podczas cotygodniowych jarmarków. Jakież było moje zdziwienie, gdy jedną z wiernych czytelniczek mojej rubryki okazała się być pani Irena Styczyńska – Honorowy Obywatel Nowego Sącza, wielka znawczyni i popularyzatorka dziejów Sądecczyzny. To, że mnie czyta wyznała mi podczas wywiadu przeprowadzonego na kilka miesięcy przed jej śmiercią…

W tym czasie dostałam propozycję współpracy przy produkcji programu „Sztuka Ekranowana” dla TVP Kultura. Zanim skoszarowano mnie na dobre w Wyższej Szkole Oficerskiej Sił Powietrznych w Dęblinie wspólnie z producentem programu Przemysławem Fikiem zmontowaliśmy i ukończyliśmy trzy odcinki. W 2009 r. „Sztuka Ekranowana” zdobyła Srebrny Medal na 52 New York Festivals, wśród pokazowych odcinków znalazł się jeden z tych, przy których pracowałam. Pękałam z dumy.

Czy żałuję, że moja kariera dziennikarska skończyła się zanim na dobre zaczęła i że wybrałam inną drogę? Nie raz, nie dwa z rozrzewnieniem wspominałam czasy pracy nad artykułami, szperanie po muzeum, przesiadywanie w bibliotekach, wywiady z ciekawymi ludźmi. Obecnie moja praca daleka jest od tego, co wówczas robiłam. Od czasu do czasu zdarza mi się jeszcze coś napisać i opublikować, tak by nie wypaść z wprawy. Większość czasu zajmuje mi jednak bujanie w obłokach, w czym się zawodowo specjalizuje, będąc odpowiedzialną m.in. za tworzenie i koordynację elementów przestrzeni powietrznej z organami cywilnymi na potrzeby wojska. Może kiedyś wrócę do dziennikarstwa. Myślę że te drzwi ktoś jeszcze przede mną uchyli…

Anna Dominik-Krupa

Major nawigator w Centrum Operacji Powietrznych -Dowództwie Komponentu Powietrznego w Warszawie. Pasjonatka dalekich, zwłaszcza azjatyckich podróży, spełniająca od kilku lat swe dziecięce marzenia o zobaczeniu najważniejszych cywilizacyjnych wytworów rąk ludzkich takich jak Angkor Wat, terakotowa armia cesarza Qin Shi, piramidy Indian Ameryki Środkowej czy Machu Picchu, wychodząca z założenia, że życie ma się tylko jedno więc należy czerpać z niego garściami.

Dobry Tygodnik Sądecki, nr 500, 4 czerwca 2020 

Oglądaj nasz kanał Studio DTS na You Tube

WYBORY 2024

REPERTUAR KINA SOKÓŁ

Reklama