Minęło 30 lat od pożaru na Przehybie i 27 lat od śmierci opiekuna schroniska

Minęło 30 lat od pożaru na Przehybie i 27 lat od śmierci opiekuna schroniska

Dokładnie 30 lat temu pożar zniszczył schronisko na Przehybie. Odbudowano je m.in. dzięki fundacji, którą założył jej wieloletni kierownik. Jan Bielak, bo o nim wspominamy, urodził się 18 września 1944 roku. Był znanym przewodnikiem beskidzkim i goprowcem. 1 listopada 1976 roku został gospodarzem schroniska na Przehybie. Zmarł tragicznie w 1994 roku. O tym wydarzeniu przypomniała nam kartka z kalendarza, który ,,Dobry Tygodnik Sądecki” wydał w ubiegłym roku.

 

Gazetę do słuchana sponsoruje CSZ PTASZKOWA

Kto chociaż raz w życiu nie stanął na szczycie Przehyby Wielkiej, kto bladym świtem wraz ze wschodzącym słońcem nie zachwycił się cudowną panoramą ośnieżonych Tatr z tarasu tamtejszego schroniska turystycznego, ten nie poznał urody Beskidu Sądeckiego. Ten nie zna Sądecczyzny.

Patrząc ze schroniska na południe na Tatry Bielskie, u podnóża Przehyby ściele się zwykle nad ranem gęsta mgła spowijająca Szczawnicę i Pieniny. Patrząc zaś na północ w dali rozciąga się widok na dolinę Dunajca, Stary i Nowy Sącz. Niezapomniane widoki. Kwintesencja krajobrazów ziemi sądeckiej. Potwierdzona zresztą przez czynnik niebiański, czyli św. Jana Pawła II. Ale o tym później.

Ta magia sprawiła, że od ponad 100 lat interesowali się tymi szlakami górskimi turyści amatorzy pieszych wędrówek. Przecierali na początku XX wieku szlaki wiodące na Prehybę, bo taką nazwę nadali jej mieszkający u podnóża góry Łemkowie. Prehyba – po łemkowsku przełęcz – była dla Łemków mieszkających w Szlachtowej, Jaworkach górą wręcz symboliczną. Turyści w przeciwieństwie do Łemków, którzy tam żyli i wypasali swoją żywiznę, dojeżdżali w Beskid Sądecki zwykle pociągiem i wędrowali z Rytra, Piwnicznej-Zdroju albo Starego Sącza na szczyt Prehyby. Ta nazwa powoli zanikała w latach 70. XX wieku, bo i Łemków nie było już tutaj od 1947 r. (wysiedlono ich w ramach Akcji „Wisła”) i dziś najczęściej używa się nazwy Przehyba w odniesieniu do góry, ale też i schroniska. Kiedy jednak góra była jeszcze Prehybą, działacze Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego Oddział „Beskid” z Nowego Sącza na czele z prof. Feliksem Rapfem postanowili wybudować tam schronisko. Tak olbrzymie bowiem było zainteresowanie pieszymi wędrówkami po Beskidzie Sądeckim.

Okazałe stylowe schronisko oddano do użytku w 1938 r. Stało się miejscem pielgrzymowania szczególnie młodzieży gimnazjalnej i szkół średnich z pobliskiego Nowego Sącza. Co w czasie okupacji niemieckiej sprawiło, że to właśnie oni ze swoimi nauczycielami stanowili bazę oddziału partyzanckiego Armii Krajowej, którą dowodził przedwojenny nauczyciel, turysta, narciarz Julian Zubek „Tatar”. Prehyba była ich ostoją. Za co zapłaciła zresztą wysoką cenę. W grudniu 1944 r. Niemcy spalili schronisko doszczętnie. Powojenny głód wędrowania i zatrzymania się na górze dzień-dwa sprawił, że grupa zapaleńców z PTTK w 1953 r. wybudowała (niosąc na swoich barkach) schron turystyczny tzw. „Betlejemkę”. Bardzo skromnie wyposażoną, ale to już było coś. Kiedy w 1958 r. oddano do użytku duże przestronne schronisko „Betlejemkę” przeniesiono poniżej stoku i przetrwała ona jeszcze długie lata.

Pierwszym kierownikiem nowego schroniska został do 1966 r. Alfred Lastawica. Wtedy też młodzież sądeckich szkół średnich – ta turystycznie nastawiona – na kilkaset metrów przed wejściem na Przehybę śpiewała pieśń zaczynającą się od słów: „Cztery mile za Szczawnicą jest schronisko z Lastawicą”.

Zaopatrzenie dostarczano do schroniska wyciągiem towarowym tzw. drewnianym korytem. Ponadto nie było sieci elektrycznej, więc wieczorami silnik spalinowy w tzw. bunkrze napędzał agregat prądotwórczy i światło paliło się do godz. 22. Wówczas wyłączono głośno pracujący silnik, by zapewnić ciszę nocną. Piękne to były czasy, wszak niektórzy w naszym I Liceum Ogólnokształcącym im. Jana Długosza w Nowym Sączu grupą zapaleńców i piękną jesienią co sobotę po szkole (tak, tak uczyliśmy się również w soboty) pędzili biegiem na dworzec PKP i pociągiem tzw. „robotniczym” do Rytra, by poprzez Polanę Konieczną niemal na wyścigi dostać się do schroniska. A pod szczytem i kapliczką czekał cudowny wieczór ze śpiewem na ustach przy akompaniamencie gitary oraz winem marki wini, zwanym „patykiem pisane”. Ale zawsze z umiarem.

Cały tekst przeczytasz w e-wydaniu DTS:

schronisko na Przehybie w trakcie budowy w 1937 r.

Fot. Archiwum Muzeum Okręgowego w Nowym Sączu

współczesne zdjęcie  z archiwum gospodarzy schroniska.

Reklama