Miłosz, Różewicz? Dajcie coś trudniejszego!

Miłosz, Różewicz? Dajcie coś trudniejszego!

Rozmowa z Moniką Gromalą – literaturoznawczynią i kulturoznawczynią

– Tytuł Pani książki wydanej przed rokiem brzmi bardzo naukowo: „Resuscytacje Celana – strategia widmontologiczna”. Możemy przełożyć to na język dla „normalnych ludzi”?

– Pozwoli Pani, że rozłożę tytuł książki na segmenty. Zacznijmy od zagadkowo brzmiącego Celana. Chodzi o Paula Celana – niemieckojęzycznego poetę żydowskiego pochodzenia, urodzonego w 1920 roku Czerniowcach, który po II wojnie światowej zdecydował się zamieszkać we Francji.  Dużo tego prawda? Rumun z żydowsko-niemieckiej rodziny, mieszkaniec Paryża piszący poezję po Zagładzie w języku niemieckim. Powszechnie Celan uznawany jest za jednego z najwybitniejszych pisarzy i bodaj jednego z najtrudniejszych (w odbiorze, ale i w zwyczajnie ludzkim obyciu) pisarzy, którzy swoją twórczością próbowali odpowiedzieć na traumatyczne doświadczenie Holocaustu. Ktoś, kto zdaje sobie sprawę, że Celan popełnił samobójstwo w 1950 roku, mógłby pomyśleć, że książka sprowadza się do resuscytacji (to zwyczajny termin medyczny resuscytacja naczynioniowo-krążeniowa) trupa. Rzeczy przecież niemożliwej, ale jakże fascynującej z punktu widzenia posthumanistyki… Jednak ucinając wszelkie spekulacje, nie uprawiam tutaj żadnej literackiej nekromancji. Resuscytacje Celana są esejem filozoficzno-krytycznoliterackim, w którym przedstawiam pewną – do tej pory nieużywaną w badaniach literaturoznawczych – strategię lub też możliwość – możliwość widmontologiczną – czytania Celana. Jeśli zaś chodzi o jeszcze bardziej tajemniczą „widmontologię”, to jest ona niczym innym jak myśleniem (zapożyczonym z filozofii Jacquesa Derridy) o innym sposobie bycia. Zapyta Pani o jakie bycie tu chodzi? I tu dochodzimy do clue sprawy. Chodzi mianowicie o bycie-niemożliwe, o nieistnienie, o niemożność istnienia jakiegokolwiek bycia po Zagładzie, o podmioty widmowe. Gdybym miała w jakiś sposób to uprościć, to powiedziałabym: o duchach Holocaustu. Należy jednak poczynić rozróżnienie między spirytystyczną obecnością znaną z horrorów (w tym horrorów podejmujących w jakiś sposób temat Zagłady), a widmową obecnością Derridy, zakorzenioną mocno w fenomenologiczno-psychoanalitycznym kodzie.

– Widmontoligia głosi, że „społeczeństwo po końcu historii zacznie się kierować w stronę estetyk, które są obecnie postrzegane jako dziwne i staromodne, a więc w stronę „ducha” przeszłości…”.

– Projekt widmontologii Derridy jest w gruncie rzeczy projektem etycznym, może nawet dydaktycznym, w którym koncentrujemy się na tym, co wyparte i zapomniane, inne, słabe, takie, które nie otrzymało swojego  wyraźnego głosu i teraz tego własnego głosu się domaga. Pomyślmy o ofiarach politycznych albo totalitarnych systemów, którym odebrano język, i których głos został nie tyle nawet zapomniany ile zgładzony. Nazistowski upiorny pomysł eksterminacji polegał przecież na tym, należało nie tylko unicestwić Żydów ale doprowadzić do tego, że pamięć po nich zniknie, że nikogo już – używając słownika widmowego – nie nawiedzi. Okazuje się jednak, że Zagłada wraca: w postaci traumatycznych wspomnień,  różnych zaburzeń natury psychiatrycznej. Ci, którzy ocaleli, naznaczeni są różnego rodzaju piętnami, bliznami i niedającymi się zagoić ranami. Muszą jednak „jakoś żyć” ciągle nawiedzani przez „duchy” tych, którzy zostali spaleni w piecach krematoryjnych i starać się albo przepracować swoje traumy, albo stale je odtwarzają. Sądzę, że nie trzeba znać Freuda, żeby znać ten mechanizm niemożności pogodzenia się ze stratą, z nieprzerwaną żałobą.  Kiedy myślimy o twórczości Celana, mamy do czynienia właśnie z tym rodzajem traumy, której nie można w żaden sposób przekroczyć. Poezja Celana, pisana przecież w języku niemieckim, jest ciągle nawiedzana. Nie przez heglowskiego ducha, ale przez widma ofiar, które nie chcą pozostawać bezimienne. Tylko z drugiej strony w jaki sposób w popiołach odnaleźć jednostkowe istnienie?

– Skąd Pani zainteresowanie twórczością Celana? „Poezją traumy”, mroczną, naznaczoną cierpieniem?

– Twórczością Celana zajmuje się już od kilku lat. Na początku traktowałam jego poezję jako rodzaj wyzwania. Miłosz, Różewicz? Dajcie coś trudniejszego – niech będzie Celan. Później jednak zrozumiałam, że jest to także coś w rodzaju „nawiedzenia”, kiedy coraz bardziej poznawałam historię Zagłady. W moim przekonaniu temat Holocaustu jest wciąż niedostatecznie przeanalizowany,
a przede wszystkim nieprzepracowany. Widzimy to zwłaszcza dzisiaj, kiedy nasz dyskurs polityczny stara się zupełnie zmarginalizować czy nawet wypaczyć to tragiczne doświadczenie.

– Sam Celan też wydaje się być postacią „mroczną i cierpiącą”, nie poradził sobie z traumą, umiera w wieku 50 lat, popełniając samobójstwo.

– Paul Celan był szalenie interesującą postacią. Jeden rozdział w książce poświęcam jego epistolarnej relacji z Ingeborg Bachmann, w której faktycznie odgrywa rolę „wampirycznego” szwarc – charakteru. Był on człowiekiem nieszczęśliwym, straumatyzowanym, często przewrażliwionym na swoim punkcie i przede
wszystkim zmuszonym do odgrywania niezwykle trudnej roli tego, który swoją twórczością ma „dać świadectwo”. W swoim życiu doznał wielu bardzo ciężkich epizodów depresyjnych, zakończonych próbami samobójczymi i wielomiesięcznymi pobytami w szpitalach psychiatrycznych. W okolicach 20 kwietnia 1970 roku popełnił samobójstwo rzucając się z Pont Mirabeau do Sekwany. Jego ciało odnaleziono dopiero na początku maja.

– Pani też tworzy, a Pani wiersze dotykają tematu śmierci, ale w niecodzienny sposób – ta śmierć nie jest traumą, nie jest też mistyczna, po prostu „liczymy raz dwa i…”. To dość nietypowa tematyka u tak młodej osoby.

– Zna Pani to powiedzenie, które mówi, że sto procent palaczy umiera? Podobnie jak sto procent tych, którzy nie palą. Śmierć jest powszechna, jest oczywista, ale wciąż pozostaje tym strasznym doświadczeniem granicznym, którym nie potrafimy się pogodzić, z którym nie potrafił pogodzić się też Paul Celan. Pisanie o śmierci w jakiś sposób ją osłabia, oswaja.

– Monika Gromala urodziła się w 1991 r. w Nowym Sączu i… od zawsze kochała poezję, literaturę?

– Powiedzmy, że zawsze traktowała literaturę jako swojego rodzaju wyzwanie. Nie chodziło tylko o to ile książek się czyta, ale w jaki sposób je
się czyta. Zawsze wierzyłam w interpretację i nieskrępowaną, nieposiadającą granic rozmowę o literaturze. I to samo staram się przekazać studentom polonistyki.

– A Monika Gromala prywatnie? Mieszka Pani w Krakowie i jest Pani szczęśliwą posiadaczką kota…
– Uściślając: mieszkam – jeszcze – w Krakowie. Prowadzę tam zajęcia dla studentów polonistyki na Uniwersytecie Jagiellońskim. W najbliższym czasie wyprowadzam się do Warszawy, gdzie będę dalej kontynuować badania dotyczące twórczości Celana. Jeśli chodzi o kota, to jego najszczęśliwszą posiadaczką stała się obecnie moja mama, która przejęła nad nim opiekę ze względu na moje liczne zagraniczne podróże badawcze. Kot Dłużak nie jest fanem Celana, zauważyłam to w momencie, w którym częściej niż zwykle zaczął siadać na niemieckojęzycznym tomie jego wierszy. Z obawy, że zacznie miauczeć z umlautami, schowałam książkę nieco wyżej.

Spotkanie autorskie z Moniką Gromalą odbędzie się w piątek 15 marca o godz. 17. w zabytkowych piwnicach Sądeckiej Biblioteki Publicznej przy ul. Franciszkańskiej 11. Poprowadzi je Joanna Babiarz z Sądeckiego Klubu Literackiego.

Reklama