Mieszka w prywatnej bajce

Mieszka w prywatnej bajce

Jadąc główną drogą w Łomnicy-Zdrój i skręcając w lewo, na „Jarzębaki”, a potem do przysiółka „Do potoka”, możemy znaleźć się w miejscu jak z bajki. Do prywatnego, tonącego w zieleni uroczyska, należącego do emerytowanego policjanta Mirosława Długosza i jego rodziny, prowadzi kręta bita droga. W końcu, zza zakrętu, wyłania się drewniana brama, za nią urocza kotlinka, a w niej, co krok, miniaturowe budowle, wykonane przez gospodarza.

Mirosław Długosz smykałkę do rzeźbienia i artystyczny zmysł odziedziczył po swoich rodzicach. – W Łomnicy-Zdroju mieszkam od dziecka. Jestem z tym miejscem bardzo związany, tak samo jak moja rodzina. Nie wyobrażamy sobie, byśmy mogli mieszkać gdzie indziej. W sumie, jak sięgam pamięcią, podobny talent do rzeźbienia, jeśli można to tak nazwać, miał mój ojciec, a także brat. A co ciekawe, moja mama Bronia była malarzem pokojowym, co było dość niezwykłe jak na tamte czasy. Ona również miała jakiś zmysł artystyczny, który po niej odziedziczyłem. Rodzice prowadzili gospodarstwo, tato był cieślą, budował drewniane domy a także robił dachy – wspomina.

Sam przez lata zajmował się czymś zupełnie innym: był policjantem. Pracował na posterunkach w Piwnicznej-Zdroju, Muszynie oraz Krynicy-Zdroju. Za rzeźbienie wziął się kilkanaście lat temu, ale tak na poważnie, systematycznie, pracuje nad swoimi budowlami od pięciu lat.

– Choć wieżę Eiffla zbudowałem w 2006 roku, a więc czternaście lat temu. To był taki spontaniczny pomysł. Wieża powstała w całości z drewnianych listewek, w skali 1:150. Od środka ma podświetlenie. Mam do niej duży sentyment, jak zresztą do wszystkich rzeczy, które zrobiłem. Mająca blisko pięć metrów wieża jest już mocno podniszczona i chyba nadaje się bardziej do kasacji niż do dalszej renowacji – śmieje się pan Mirosław. Prawdziwej wieży Eiffela nigdy nie widział, jedynie replikę w Wiedniu, na Praterze. – I raczej się do Francji nie wybieram, bo tutaj mam swój raj, w którym naprawdę wypoczywam.

 

Musi być „od siekiery”

Drewniana wieża góruje nad innymi ciekawymi obiektami, które można znaleźć w ogrodzie pana Mirka. Są drewniane domki, pociągi, a nawet statki.

– Z moją pracą jest tak, że jak już wymyślę jakiś projekt, muszę go natychmiast zrealizować. Jestem pod tym względem osobą dość niecierpliwą, bo zaczynam pracę i chcę jak najszybciej widzieć efekt końcowy. Nie umiem się wtedy od pracy oderwać. Pociąg, stylizowany na Union Pacific, powstawał (…)

To tylko niewielki fragment tekstu. Całość przeczytasz w specjalnym wydaniu „Dobrego Tygodnika Sądeckiego” – pobierz za darmo numer jednym kliknięciem:

Reklama