Widzicie go? Właśnie przysiadł tuż przy wejściu na deptak, w swoim kapelutku, z farbami i nieodłączną walizką, w której ma przenośną pracownię malarską.
Jest, przypatrzcie się, postawił ją tuż obok swoich nóg. Maluje na czym popadnie: opakowaniach po papierosach, drukach austriackich, szarym papierze czy w starych zeszytach. Rozrabia farby śliną, patrzy czasami w niebo, a później przenosi na te niewielkie kawałki niemal cały kosmos, światy mu dostępne. W tych światach rozmawia ze świętymi i z Bogiem, w tych światach jest kimś innym. Tuż przy nim przysiadł jakiś burek, tak jak on, skundlony, bezdomny, przygląda się temu, co rodzi się między głową a ołówkiem, a może w samym sercu artysty.
Tak, artysty, bo choć wygląda na żebraka, ma bełkotliwą mowę i odstrasza turystów, dobrze zna swoją wartość. Każdą pracę podpisuje: Nikifor malarz – Nikifor artysta. Dziś uchodzi za najwybitniejszego na świecie malarza prymitywistę. Jego pomnik znajdziecie na Trasie Nikifora, na skwerze pomiędzy ulicą Nikifora Krynickiego, a ulicą Leona Nowotarskiego. (…)