Krynica Źródłem Kultury 2024: Agnieszka Chylińska [RELACJA]

Krynica Źródłem Kultury 2024: Agnieszka Chylińska [RELACJA]

Jak unikać, a jeżeli się nie da, to jak reagować. W ostateczności, jak nauczyć się mówić „F*ck off!”.

Agnieszka Chylińska, ujęta najpojemniej i w sposób najbardziej przekrojowy, jak tylko się da – to prawdziwe kompendium wiedzy o życiowych i sercowych zawirowaniach. I choć nie musiałem z niego za często korzystać, to jakoś zawsze wolałem mieć, niż nie mieć. Jej twórczość to rozciągnięty w czasie runmageddon. Ekstremalny tor przeszkód, którego człowiek na co dzień stara się unikać, chociaż wie, że jeśli przy najszczerszych swoich wysiłkach i pomysłowości uda mu się początkowo jakoś wyratować, w końcu i tak zaliczy dzwon. A dzwony, jak to dzwony – są ważne, gdyż tylko one czegokolwiek nas uczą – o świecie i o sobie.

Agnieszka Chylińska | Fot. Konrad Obidziński

Drapieżna i ostra, delikatna i wzruszająca. Chylińska otworzyła weekend od pierwszego ze swoich scenicznych obliczy, czyli z buta, z półobrotu, nie biorąc przy tym żadnych jeńców. Piątkowy gig w Pijalni Głównej w Krynicy-Zdroju charakteryzowało wszystko. Wszystko, co definiuje ją od lat: tematy trudne, ciężkie, za ciężkie; prawda, która boli, szczerość emocji, ale i ta druga strona medalu, to typowe dla niej rozgorączkowanie i zawsze świetny kontakt z publicznością. Chylińska to właśnie… paleta. Paleta rozedrgania, krzyku, przeżywania, czucia i ten sznyt artystycznej bezpretensjonalności i bezobciachowości, przed którym człowiek totalnie się otwiera, usprawiedliwia, dając sobie zielone światło na większą-bądź-mniejszą szczyptę szaleństwa i wymianę pozytywnej energii.

Bywało się na Chylińskiej nie raz i nigdy nie widziałem jej w słabej formie. To swoisty fenomen profesjonalizmu, spełniania oczekiwań publiczności, ale w miarę rozsądku i nigdy wbrew temu, co w jej osobistym rozumieniu zamyka się w słowie „samorozwój”. O piątkowym wieczorze można powiedzieć wiele, przytoczyć setlistę, wskazać, co zagrało, co wygrało, co może nie do końca. Ale to Agnieszka, jej energia i głos są tymi składowymi, które sprawiają, że chce się być na jej koncertach, chce się bawić, chce się być szczęśliwym, chce się wykrzyczeć w eter wszystkie złości i frustrację, wypłakać wszystko to, co na co dzień boli i uwiera.

Agnieszka Chylińska | Fot. Konrad Obidziński

I za to właśnie uwielbiam cykl Krynica Źródłem Kultury, za temperamentność, której mi brakuje, za wielobarwność odcieni i gatunkowych klisz, sposobów przeżywania muzycznych form i formatów. Przeżuwania spraw dla każdego na swój sposób innych, ale zawsze dotykających sedna. Agnieszka Chylińska, jak chyba żadna inna znana mi artystyczna osobowość sceniczna, swoim spektrum stawania się, szerokiej amplitudy emocji – muzycznej, około muzycznej, tekstowej – stanowi dla mnie twarz twarzy i głos głosów tego wydarzenia. Kościec i zarazem pigułkę. Personę światła i mroku, która spadła na ziemię, by tam wzrastać. By być widzialną i dawać nam to, co ma najlepsze. Siłę.

To jest potrzebne, szczególnie dzisiaj. W społeczeństwie coraz bardziej przegranych i przerażonych swoim własnym cieniem nudziarzy brakuje tak kolorowych ptaków jak Ona, pozytywnych szaleńców, wiecznych dzieci. Za tych, którym organizatorom udało się wyłapać i zapakować do wesołego autobusu, by następnie przywieźć do Pijalni Głównej w Krynicy-Zdroju, serdecznie dziękuję. Niech występują, przed szereg i ponad wszystko, a nie poczęstuję ich kamieniem. Nigdy.

Foto: Konrad Obidziński, Video: Bartosz Szarek

Reklama