Katolickie społeczeństwo bez wyroku linczowało publicznie jednego człowieka

Katolickie społeczeństwo bez wyroku linczowało publicznie jednego człowieka

Jestem typową sądeczanką, taką z krwi i kości, z siatkami zakupów przedzierającą się przez Maślany Rynek. 

Niedawno obchodzono Dzień Samorządowca. To okazja do opowiedzenia o osobach, które z samorządem związały swoją karierę. Sięgamy do naszego archiwum DTS i przypominamy rozmowę z Edytą Brongiel, kiedy pełniła jeszcze funkcję sekretarza Nowego Sącza, a dziś jest zastępcą wójta Gródka nad Dunajcem:

Z siatkami zakupów na Maślanym Rynku

Rozmowa z Edytą Brongiel, sekretarzem miasta Nowego Sącza

– Pokazuje Pani znajomym zdjęcia 15-miesięcznego synka w telefonie. Sprawia Pani wrażenie szczęśliwej matki.

– Bardzo szczęśliwej. Ale to inne macierzyństwo, niż to, które wcześniej znałam. Mam w sobie ogromne pokłady spokoju. Jestem dużo bardziej pobłażliwa dla młodszego syna, niż przed laty byłam dla starszego.

– Ze względu na wiek?

– Pewnie tak.

– No to teraz będzie Pani musiała powiedzieć ile ma lat, a kobietom nie zadaje się takich pytań.

– No więc niech pan nie pyta o wiek i dzieci. Jestem szczęśliwą matką dwóch synów, z tym, że drugiego urodziłam w momencie, kiedy kobiety raczej nie myślą już o macierzyństwie.

– Ryzykowała Pani karierę i stanowisko dyrektora gabinetu prezydenta odchodząc na urlop macierzyński w podczas gorącej kampanii wyborczej jesienią 2014.

– Niczym nie ryzykowałam, bo kariera nigdy nie była u mnie na pierwszym miejscu. Poza tym pracy w urzędzie nie oceniam w kategoriach kariery. Kariera kojarzy mi się z korporacją.

– Ale w każdej firmie istnieje coś takiego jak intrygi personalne, więc dlaczego w ratuszu nie? Pani jedzie na porodówkę, a ktoś próbuje zainstalować się za wolnym akurat dyrektorskim biurkiem.

– Ani przez moment nie miałam takich myśli. I miałam rację. Kilka miesięcy po moim o powrocie do pracy prezydent wręczył mi nominację na sekretarza miasta. A wcześniej po prostu cieszyłam się, że jestem w ciąży, a obydwa urlopy macierzyńskie to najlepsze okresy w moim życiu.

– Najlepszy okres w Pani życiu chyba jest teraz – jest Pani najważniejszą kobietą w Nowym Sączu.

– Ani przez sekundę tak o sobie nie pomyślałam. Zwyczajnie nie mam takiego poczucia.

– Skromność czy kokieteria?

– Szczerość.

– A istnieje rodzaj żeński od sekretarza miasta?

– Według mnie nie.

– Czyli ustawodawca po prostu nie przewidział, że kobieta może zajmować takie stanowisko.

– Myślę, że to nie sprawa ustawodawcy, tylko języka polskiego, który nie dopuszcza takich dziwolągów. Uważa pan, że „ministra” brzmi dobrze i poprawnie?

– A jakby tu przyszły dzieci ze szkoły z wizytą i zapytały, na czym polega praca sekretarza miasta, to jakby im to Pani wytłumaczyła?

– Byłoby ciężko wytłumaczyć w kilku zdaniach. Sekretarz koordynuje pracę całego urzędu…

– Uff, na pewno dzieci byłyby zachwycone takim wyjaśnieniem i potem opowiadały w domu, że pani sekretarz koordynuje pracę całego urzędu! Przychodzi Pani rano do pracy i od czego zaczyna.

– Od przeglądnięcia wielkiej teczki wypełnionej setkami pism, które muszę zadekretować do odpowiednich wydziałów Urzędu Miasta.

– Mówiąc prościej, zrzuca Pani robotę na innych.

– Nigdy tak nie robię! Proszę nawet nie żartować! Pierwsze zadanie, jakie dostałam od prezydenta to rozwiązanie ciągnącego się latami konfliktu sąsiedzkiego, gdzie mieszkanka nie ma dostępu do własnej posesji. Udało mi się sprawę pchnąć do przodu i mam nadzieję, że znajdzie szczęśliwy finał. Pracy jest mnóstwo. Właśnie przygotowywałam pracę urzędu, by program 500+ był sprawnie wdrożony w Nowym Sączu. Moja praca to również czytanie mnóstwa ustaw i przepisów. Już przy tym pierwszym zadaniu musiałam poznać np. Prawo Wodne.

– Nie jest prościej poprosić specjalizującego się w danej dziedzinie urzędnika i zapytać o opinię prawną?

– Czasami tak właśnie jest, ale jeśli chcę kimś kierować, to muszę wiedzieć, o czym mówię. To nie jest dobry system zawołać urzędnika, żeby zreferował problem.

– A nie wolałaby Pani poczytać do poduszki dobrą książkę, zamiast ustawy zabierać do łóżka?

– Nie zabieram ustaw do łóżka. Gazety zabieram.

– Gazety zaangażowane?

– „Do Rzeczy” i „W Sieci”… To czytam do poduszki.

– Mocny przechył na prawą burtę, a przecież rodzinne tradycje są u Pani zgoła inne. Jak Pani o polityce rozmawia z ojcem, który nigdy nie ukrywał lewicowych sympatii?

– Rozmawiamy na argumenty albo nie rozmawiamy o polityce wcale. Przy rodzinnym stole szkoda czasu na politykę.

– Jak to szkoda czasu? Przecież tkwi Pani po same uszy w samym centrum politycznych wydarzeń tego miasta.

– I bardzo dobrze, bo zawsze się interesowałam i polityką, i Nowym Sączem. No więc teraz mam to, czego chciałam i to dwa w jednym. Kiedy jeszcze pracowałam w banku, czyli wiele lat temu, miało się odbyć referendum w sprawie odwołania ekipy prezydenta Andrzeja Czerwińskiego. I przychodzili do mnie – jako klienci – zwolennicy obydwu stron. Leszek Kopeć z grupy tzw. „referendziarzy” i radny Antoni Rączkowski. I przy mnie w banku gorąco dyskutowali, a mnie puchły uszy i oczy wychodziły z orbit.

– Podobało się Pani jak ludzie się kłócą w mało wyszukany sposób?

– Zawsze interesowały mnie sprawy miasta. Zawsze!

– Niektórzy wypominali Pani, że do ratusza przyszła – jak to złośliwi żartownisie zwykli mawiać – za poprzedniego reżimu, czyli prezydentury Józefa Antoniego Wiktora i Stanisława Kaima.

– I co mam na to odpowiedzieć? Każdy tu przyszedł za jakiegoś – jak pan to powiedział- reżimu. Za Czerwińskiego, na Wiktora, za Nowaka. Ale ja początkowo nie miałam łatwo, niektórzy podchodzili do mnie jak do jeża. Kiedy jako kierownik referatu promocji i integracji europejskiej szłam do kogoś po ważny podpis, miałam sprawę wyrytą na blachę, żeby się nie dać z niczego zagiąć. Starałam się, czytałam, uczyłam się. Jestem ambitna i tak przełamywałam lody.

– Kiedy Pani przychodziła do urzędu nie było jeszcze internetowych komentarzy, a transfer i tak wzbudził emocje.

– Ale były komentarze prasowe i ten tytuł „Odkrycie prezydenta Kaima”. Nie przechowuję w pamięci, kto to napisał i w jakiej gazecie, ale mam poczucie, że nie zostałam potraktowana sprawiedliwie.

– Żałowała Pani, że nie została w bezpiecznym banku, zamiast się wystawiać dziennikarzom na łatwy cel?

– Nie było mi łatwo, nie miałam przecież na sobie pancerza ochronnego, w jaki muszą być zaopatrzone osoby działające publicznie.

– To niech Pani sobie teraz wyobrazi tę samą sytuację w czasach internetowych i dziesiątki komentarzy, a nie jeden gazetowy tytuł. Co by Pani z tym zrobiła?

– A co bym mogła zrobić? Niech komentują. Zastanawia mnie jednak taka postawa, publiczne, bezpardonowe opluwanie innych w społeczeństwie uchodzącym za religijne. I robią to – po pierwsze osoby deklarujące się jako wierzące i wyznające pewien zbiór zasad, a po drugie – najczęściej nie posiadające podstawowej wiedzy na temat, który komentują.

– Czyli wnikliwie czyta Pani internetowe komentarze?

– Czasami czytam.

– Na przykład w okresie ostatniej kampanii samorządowej, która momentami miała bardzo ostry przebieg?

– Tamtą kampanią do dzisiaj jestem mocno oburzona. Obserwowałam wiele kampanii, ale tamta kampania prezydencka była nieprawdopodobnym niszczeniem człowieka. Byłam wtedy w ciąży…

– I czytałam opinie pojawiające się w różnych miejscach, zamiast się relaksować…

– Opinie? Stek brudów i pomyj!

– Mocno to Pani przeżywała?

– Przeżywałam. To był najgorszy okres w mojej pracy. Chciałabym go wymazać z pamięci, bo uważam, że nie wolno tak postępować z ludźmi. Katolickie społeczeństwo bez wyroku linczowało publicznie jednego człowieka.

– I co Pani sobie wtedy pomyślała o sądeczanach?

– Ale przecież nie o wszystkich! To była wąska grupa. Jest tylko jedna droga zadośćuczynienia – przeprosić i wykazać skruchę.

– Jak Pani sobie to wyobraża? Że dziesiątki ludzi piszących w internecie jakieś mocno niepochlebne opinie o Ryszardzie Nowaku przyjdą pod ratusz, z tabliczkami „Przepraszam” na szyi będą stali na śniegu i mrozie pod prezydenckim oknem w ramach zadośćuczynienia?

– Bez przesady. Ale ktoś, kto był motorem tych działań chyba wie, że postąpił niegodnie. Liczę na to, że przynajmniej się wyspowiadał. A jeśli tak zrobił, to jego spowiedź jest i tak nieważna.

– Dlaczego?

– Bo nie zadośćuczynił.

– Jest Pani dumna, że znalazła się w drużynie Nowaka?

– A jestem w drużynie Nowaka? Nigdy w ten sposób tego nie traktowałam. A jeśli już o drużynie mowa, to są nią Ci, którzy pracują dla miasta

– No chyba Pani jest. Nikt nie ma bliżej do prezydenta! Cztery kroki dzielą Panią od klamki wewnętrznych drzwi pomiędzy gabinetami.

– To nie ma żadnego znaczenia! Dziesięć lat z nim pracuję i mogę powiedzieć, że to dobry człowiek i porządny facet.

– Ktoś Pani uwierzy w taką deklarację?

– Nie wiem, może nie piszmy tego.

– Wykreśli Pani przy autoryzacji, ale ja zanotuję.

– A co mam powiedzieć, skoro uważam, że to dobry człowiek i świetny szef.

– Rozmawiamy o mężczyźnie, a miało być o kobietach. Jaka jest przeciętna sądeczanka?

– Bardzo zapracowana.

– Kobieta taszcząca siatki z zakupami?

– Ja też jestem kobietą z siatkami zakupów, jako cotygodniowa klientka Maślanego Rynku. Mam tam swoich stałych dostawców, u których się zaopatruję.

– Jest Pani typową sądeczanką?

– Typową sądeczanką, taką z krwi i kości, z siatkami zakupów przedzierającą się przez Maślany Rynek. Sądeczanki mają jeszcze jedną ważną cechę: zawsze mówią to, co im na sercu leży. Ja się też tego nie boję, choć czasami miewam z tego powodu kłopoty. Kiedy moja kuzynka wzięła ślub w Las Vegas, wyraziłam na temat tego typu obrządku krytyczną opinię. Była cisza na łączach, ale tylko do czasu, kiedy wzięła ślub kościelny w Nowym Sączu.

– Pani jest taka zasadnicza, mówiąc po sądecku – kościółkowa?

– Jestem bardzo zasadnicza. Ale mój starszy, 16-letni syn jest jeszcze bardziej zasadniczy, a w sprawach państwowych czarno-biały.

– Zostanie kiedyś prezydentem Nowego Sącza?

– Nie za bardzo popuszczamy wodze fantazji? Pytał Pan czy jestem kościółkowa? Jestem wierząca, a do tego przekonana, że gdyby ludzie stosowali się do 10 przykazań nie byłoby potrzeby tworzenia świeckich aktów prawnych i aparatu ich przestrzegania.

– I na przykład nie byłby potrzebny sekretarz miasta…?

– To bardzo prawdopodobne.

DTS nr 9 (278) 3.03.2016

Oglądaj nasz kanał Studio DTS na You Tube. Poniżej nagranie realizowane w gminie Gródek nad Dunajcem, gdzie dziś pracuje Edyta Brongiel

WYBORY 2024

REPERTUAR KINA SOKÓŁ

Reklama