Katarzyna Kachel. Filip Pławiak wspina się coraz wyżej

Katarzyna Kachel. Filip Pławiak wspina się coraz wyżej

Aktor z Nowego Sącza nie lubi chodzić na skróty. Wszystkie wspinaczkowe sceny w filmie „Biała odwaga” zagrał bez dublera. Na mistrzowskim poziomie.

Kiedy Filip Pławiak wspina się bez żadnych zabezpieczeń na filar Kazalnicy Mięguszowieckiej, przestaję oddychać i wciskam się mocniej w kinowy fotel. Bo góry w filmie Marcina Koszałki są niedostępne, mroczne, wieje z nich śmiercią. A jednak kuszą, wciągają, mamią i obiecują ten rodzaj wolności, który jest na granicy paktu z samym diabłem. Za doświadczenia mistyczne trzeba ponieść koszta. Jak się w takich górach odnalazł aktor, który z taternictwem nie miał wcześniej nic wspólnego? Jak można w rok tak poczuć strukturę skały, jej piękno i rytm, by zagrać podczas wspinaczki tak wiele skrajnych emocji. A może wcale nie zagrać, ale sobie na nie pozwolić, nie tłumić. – Sprawdź go – usłyszał Andrzej Marcisz, legenda polskiej wspinaczki od Koszałki zanim padł pierwszy klaps na planie filmu „Biała odwaga”. I tak zrobił.

Z Nowego Sącza do Zakopanego jest około stu kilometrów. Zależy od trasy i korków. Droga wiedzie przez Łącko, Czorsztyn, Szaflary i dalej, przez Biały Dunajec i Poronin. Z malowniczego Beskidu Sądeckiego o łagodnych i miękkich zboczach w Tatry wydaje się niedaleko, ale przecież nie każdemu po drodze. Filipowi Pławiakowi po drodze nie było. Zanim zaczął zdjęcia, na których wspina się niemal zawodowo, nie miał w ręku czekana i pewnie raki też były mu obce (…)

Cały tekst Katarzyny Kachel przeczytasz w najnowszym wydaniu DTS – bezpłatnie pod linkiem:  

Fot. Kadr z filmu. Materiały prasowe.

Reklama