Grudzień 1981. Nowy Sącz. Ludzie – książki pozwalają czytać ze swoich wspomnień

Grudzień 1981. Nowy Sącz. Ludzie – książki pozwalają czytać ze swoich wspomnień

Nie było komórek. Telefony stacjonarne mieli nieliczni. Ale była SOLIDARNOŚĆ. Ta najważniejsza – w sercach. Gdy kogoś aresztowano, ci po których jeszcze nie zdążyli przyjść „smutni panowie” – organizowali pomoc. Chodzili od drzwi do drzwi, ostrzegali się wzajemnie, wspierali, zajmowali się seniorami i dziećmi, które pozostały w domach, zbierali pieniądze, odzież, papierosy, aby przynajmniej w ten sposób dać sygnał komuś, kto trafił do celi: „trzymaj się, jesteśmy…”

W studio Regionalnej Telewizji Kablowej dwie panie – Alicja Derkowska i Ewa Andrzejewska podzieliły się wspomnieniami ze stanu wojennego. Te same wspomnienia mieli okazję poznać goście Żywej Biblioteki, którą zorganizowano 13 grudnia w sądeckim „Splocie”. Tym razem zamiast z kartek, można było „czytać” ze wspomnień i myśli ludzi…

Ewa Andrzejewska jest jedną z kobiet Komitetu Założycielskiego „Solidarności” w Wojewódzkim Biurze Projektów w Nowym Sączu. W stanie wojennym była autorką zakazanych ulotek i plakatów, kolporterką wydawnictw niezależnych. Alicja Derkowska mocno zaangażowana w kształcenie nauczycieli i jednocześnie w działalność pierwszej „Solidarności” po wprowadzeniu stanu wojennego straciła pracę, ale nie straciła zapału do współpracy z niejawnymi strukturami opozycji.

Była taka partia: Stronnictwo Demokratyczne. Jej przewodniczący, Marian Białoskórski mieszkał u nas na osiedlu. 13 grudnia 1981 roku, o czwartej nad ranem, ktoś zaczął walić w drzwi. Mieliśmy w domu „bibułę”, więc było dość niewesoło… Otwieramy drzwi, a tam zapłakana Jadzia Białoskórska. Opowiedziała o imieninach u znajomego architekta, na które wpadli milicjanci. Powiedzieli, że w domu Białoskórskich cieknie woda i trzeba tam szybko jechać. Nalegali, że ich podwiozą. Pojechali jednak nie do domu, tylko do aresztu. Mariana aresztowali. Gdy Jadzia próbowała się buntować, postraszyli ją, że ją też zamkną, a dzieci trafią do domu dziecka. Rano okazało się, że w nocy zatrzymano wielu ludzi. Ogłoszono stan wojenny – opowiada Alicja Derkowska.

Ona sama też miała powody obawiać się aresztowania.

Gdy ogłoszono stan wojenny, prowadziliśmy kursy dla nauczycieli, więc poszliśmy z mężem przekazać ludziom, że zajęcia są odwołane. W drodze powrotnej sąsiad ostrzegł nas, że już mieliśmy wizytę milicji w domu. Jak się później okazało, nasze dzieci powiedziały, że rodziców nie ma i nie wiedzą, gdzie są i kiedy wrócą. Nie umawialiśmy się z nimi co mają mówić, a jednak doskonale wiedziały… Postanowiliśmy, że przeczekamy u sąsiadki, również związanej z „Solidarnością”  – Alicji Kłosowskiej. Niebawem do niej też zapukała milicja. Zabrali ją. No więc zdecydowaliśmy, że przenocujemy u Haslingerów.  Nie zdążyliśmy tam nawet wypić herbaty zanim przyszła milicja i zabrali Romana Haslingera. Uznaliśmy, że nie ma wyjścia i trzeba jednak wrócić do domu. Następnego dnia zatrzymano nas i przesłuchiwano na komendzie milicji – wspomina.

Choć Derkowscy uniknęli aresztowania, dotknęła ich inna bolesna represja. Obydwoje stracili pracę. Jak wspominają –  wtedy poznali, czym jest solidarność. Przysyłano im koperty z pieniędzmi, ubrania dla dzieci, lekarstwa…

W tym świecie bez komórek, bez Internetu, gdy trzeba było chodzić od domu do domu, żeby dowiedzieć się kogo aresztowano, zbierać się i robić listy aresztowanych, listy potrzeb, a później rzucić wszystko, żeby pomóc i tym w celach i ich bliskim… 13 grudnia to jednak święto. Święto niesamowitej ludzkiej solidarności, której dziś tak nam brakuje – mówi Ewa Andrzejewska.

Ona nie uniknęła aresztowania. Trafiła do celi w 1984. Jak wspomina – taki  „upominek” zafundowała jej ówczesna władza na dzień kobiet. Dziś wspomina te wydarzenia jak przygodę, choć wówczas do śmiechu nie było.

Każdy czas można jakoś dobrze wykorzystać. Wtedy był czas na refleksję, na czytanie. Można wycisnąć jakieś korzyści nawet siedząc w kryminale. Biblioteka na Montelupich to jedna z najlepiej wyposażonych bibliotek jakie znam – śmieje się pani Ewa. – Poza tym trzeba było się tam czymś zająć, na przykład haftowaniem w celi serwetek. Mam ich całą skrzynkę…

Czytaj też:

SPLOT otwiera „żywą bibliotekę”. Ludzie – książki odpowiedzą na pytania Czytelników…

Reklama