GAZETA DO SŁUCHANIA! Kobieta z ławy poselskiej. Lubię prać, prasować, odkurzać

GAZETA DO SŁUCHANIA! Kobieta z ławy poselskiej. Lubię prać, prasować, odkurzać

 

Rozmowa Urszulą Nowogórską – posłanką na Sejm z list PSL

 

– Kiedy ostatnio była Pani na spacerze z dziećmi?

– Trudno z tym czasem, ale ostatnio w sobotę.

– Naprawdę?

– Tak. Dzieci wiedzą, że poświęcam im każdą wolna chwilę. Jeśli nie jest to spacer, to wspólne bycie w domu, rozmowy, wspólne sprzątanie, gotowanie…

– Ma Pani teraz czas dla dzieci?

– Trzeba być bardzo zdyscyplinowaną i pilnować ułożonego harmonogramu, ale jak się chce to wszystko można.

– Rodzina jest do tego przyzwyczajona? Praca samorządowa, więc ciągle Pani w domu nie było?

– Można powiedzieć, że są zaprawieni w boju. Natomiast ja też zawsze pilnowałam tego, żeby oczywiście oddawać się pracy zawodowej, obowiązkom, ale jednak w domu starać się przebywać jak tylko się da najczęściej.

– Jak mąż i dzieci zareagowali na wybór Pani na posłankę?

– Z jednej strony była oczywiście radość, bo ten wybór był jakimś podziękowaniem, okazaniem mi zaufania przez wyborców, docenieniem tego, co dotychczas robiłam jako radna województwa małopolskiego. Natomiast mieli też świadomość, że to będzie oznaczało, trochę więcej obowiązków domowych spadnie dla nich, a wspólnego czasu będzie jeszcze mniej niż do tej pory.

– Gdy wyjeżdża Pani do Warszawy, to dzieci wiedzą, że mamie teraz nie można przeszkadzać?

– Zawsze mniej więcej wiem, kiedy jest dyskusja, kiedy głosowania, więc wcześniej określam porę, kiedy możemy porozmawiać telefonicznie. Natomiast rodzina wie, że zawsze, jeśli nie mogę rozmawiać, a jest pilna potrzeba, SMS-em możemy się porozumiewać. W zasadzie w tej kwestii, to że jestem posłem, nic nie zmieniło.

– Możemy więcej powiedzieć o dzieciach?

– Syn jest 17-latkiem, chodzi do szkoły średniej. Córka jest w ósmej klasie. To trudny i ważny czas w ich życiu, wymagający zrozumienia i akceptacji. Są fajnymi dzieciakami, charaktery mają mieszane, trochę po mnie, trochę po mężu. Są optymistyczne, uśmiechnięte, mają fajnych kolegów i koleżanki, których pozdrawiam.

– Jako posłanka czuje się Pani swego rodzaju celebrytką? Ludzie Panią obserwują, ważne jest to, jak się Pani ubierze, zachowa?

– Pewnie moja osoba jest bardziej obserwowana przez społeczeństwo, bo jest to też inny szczebel niż dotychczas. Natomiast  generalnie nie jestem sztuczną osobą, chcę być jak wszyscy. Ubieram się tak jak do tej pory, czeszę się tak samo. Wydaje mi się, że się nie zmieniłam. Ale pewnie muszę się liczyć z tym, że więcej ludzi zwraca teraz na mnie uwagę. Uważam, że jestem posłem, po to, żeby być dla ludzi, a nie żeby być na świeczniku i zachowywać się jak celebryta. I mam nadzieję, że woda sodowa do głowy mi nie uderzyła i nie uderzy.

– Jest Pani kojarzona z klasyczną elegancją. To Pani własny styl, czy ktoś podpowiada?

– Odkąd pamiętam, zawsze miałam taki styl. Moje ulubione kolory to: biel, czerń, granat, szary. Ciemne kolory są też wygodne, zwłaszcza przy częstych wyjazdach. Lubię ponadczasową klasykę. Nikt mnie nie stylizuje, to moje pomysły. Zresztą prawdę mówiąc, na zakupy nie mam czasu, więc jak gdzieś biegnę i coś mi wpadnie w oko, to to kupuję, bez specjalnego wybierania czy mierzenia. Nie mam też w zwyczaju chodzić po galeriach, nie lubię tego.

– A domowe zakupy kto robi?

– W zależności od tego, czy jestem w domu. Jak jestem w Warszawie, to kuchnią zajmuje się mąż i dzieci. A jak jestem na miejscu, to staram się zawsze gotować obiad, żeby było normalnie jak w każdym domu.

– Ostatnio co Pani ugotowała?

– Wczoraj były ziemniaki, gulasz wołowy, surówka z marchewki oraz kiszona kapusta.

– Lubi Pani gotować?

– Niekoniecznie, ale jak każda matka i żona po prostu to robię. Lubię przebywać w kuchni jak przyrządzamy posiłki wspólnie, bo jest to też okazja, żeby pobyć razem. Natomiast żebym z zamiłowania była kucharką, to raczej nie. Ale oczywiście gotować się musiałam nauczyć, jak każda mama.

– Jak przychodzi niedzielne popołudnie, wreszcie ma Pani wolne…

– Nie, w soboty i niedziele jest dużo spotkań. To nie tak, że pracuję od poniedziałku do piątku. Czasem się zdarza wolny weekend, ale jak są jakieś spotkania, to staram się w nich uczestniczyć, bo chcę być blisko ludzi, mieć okazję, żeby porozmawiać o ich problemach.

– A jak już zdarzy się wolna chwila, to woli Pani poczytać książkę, obejrzeć serial…?

– Wtedy lubię sprzątać, prasować, odkurzać. Prać też. Zresztą dużo rzeczy piorę ręcznie, bo kobiece bluzki są z delikatniejszych materiałów niż męskie koszule. Lubię to robić.

– Ma Pani czas na kosmetyczkę, na jakieś specjalne zabiegi?

– Nie, nie mam czasu, nie mam też takiego nawyku. Czasem idę na paznokcie. Resztę robię we własnym zakresie, to taka praktyczna medycyna.

– A spotkania z koleżankami przy kawie?

– – Raczej rozmawiamy przez telefon albo gdzieś w przelocie na ulicy, bo na dłuższe spotkania trudno jest wygospodarować więcej czasu. Ale zdarza się że moi znajomi rozumieją moją pracę i sami odwiedzają mnie w domu, a wówczas jest możliwość, żeby porozmawiać, a ja np. w tym czasie np. prasuję (śmiech).

– Można też Panią spotkać w ogródku…

– Tak, po nerwowym tygodniu jak złapię kosiarkę, to czuję się bardzo dobrze (śmiech). Lubię też formować krzewy i sadzić kwiaty.

– Pierwsze spotkanie z Sejmem to było rozczarowanie czy oczarowanie?

– Ani jedno ani drugie, bo szłam do Sejmu świadomie, wiedziałam jak to wygląda. Hołduję merytorycznym rozmowom w duchu wzajemnego szacunku i do tego będę zachęcać w Sejmie, dając dobry przykład. Mam wpojone, że trzeba zawsze szanować innych. Przecież, jak to się mówi, przykład idzie z góry, ludzie nas obserwują, więc musimy się godnie zachowywać, dając przykład właściwego poziomu dyskusji. Nigdy nie dzieliłam ludzi i nigdy tego robić nie będę, nie jest dla mnie ważne, czy mój rozmówca jest z opozycji czy z koalicji rządzącej. Dla mnie każdy jest równy i chciałabym, żeby ludzie też mnie tak traktowali.

– Jest jakaś solidarność kobieca wśród posłanek?

– Posłanek w Sejmie IX kadencji jest 131. Zawód posła jest takim zawodem, że każdy sam kreuje politykę i swój sposób postępowania. Owszem spotykamy się na korytarzach, rozmawiamy, ale nie ma nadmiernego jednoczenia się. Może dlatego, że jesteśmy dopiero na początku kadencji i ludzie po prostu się nie znają.

– Do Pani biura poselskiego częściej przychodzą kobiety, licząc, że kobieta bardziej je wysłucha i zrozumie?

– Przychodzą i kobiety, i mężczyźni. Cieszę się, że przychodzą, bo dla mnie to dowód, że mają do mnie zaufanie, rozmawiając niejednokrotnie o swoich osobistych problemach. Tak jak zapewniałam, otwierając biuro poselskie, każdy znajdzie tu życzliwość, niezależnie od poglądów czy płci.

– W ostatnich latach zmieniło się postrzeganie kobiet w polityce?

– Ktoś kiedyś wymyślił parytety, bo wydaje się, że jak kobiety są w polityce, to jest to bardziej estetyczne, pokazuje się równouprawnienie. Natomiast kobiety są na tyle przebojowe, mądre, wykształcone, dzielne i odpowiedzialne, że niejednokrotnie w życiu prywatnym i zawodowym radzą sobie bez parytetów. My kobiety jesteśmy zaradne, potrafimy sobie poradzić w trudnych sytuacjach, więc parytet nie jest aż tak potrzebny. Niemniej w polityce generalnie kobiety mają trudniej. Musimy udowodnić, wiedzą i merytoryką, że jesteśmy osobami, z którymi można rozmawiać tak samo jak z mężczyznami. Zresztą jak popatrzymy na pełnienie funkcji społecznych tzw. świecznikowych, to kobiet nie jest dużo. W tym temacie prym wiodą mężczyźni, a kobiety są traktowane jak koło ratunkowe – doradzą, wesprą i tworzą ładne tło.

– Jest Pani kobietą spełnioną, szczęśliwą?

– Jestem twardą kobietą. Szczęśliwą też. Dziękuję, że jestem zdrowa, że mogę realizować swoje plany, marzenia.

Przeczytaj też o innych kobietach w specjalnym wydaniu „Dobrego Tygodnika Sądeckiego” – Sądeczanka.

Kliknij w okładkę i pobierz numer BEZPŁATNIE!:

 

 

 

 

WYBORY 2024

REPERTUAR KINA SOKÓŁ

Reklama