GAZETA DO SŁUCHANIA! Kobieta u władzy: Nie znoszę histerii, krzyku, kłótni

GAZETA DO SŁUCHANIA! Kobieta u władzy: Nie znoszę histerii, krzyku, kłótni

Wystarczy mi koc, książka i muzyka…

 

 

Rozmowa z Magdaleną Majką – wiceprezydent Nowego Sącza

 

– Generalnie przyjmuje się, że kobieta u władzy jest silna, zdecydowana i pewna siebie. Czy tak jest również w Pani przypadku?

– Trochę tak, trochę nie. Jeśli wiem, że muszę szybko podjąć jakąś decyzję, to po prostu to robię. Ale najczęściej staram się nie robić niczego bez głębszej analizy, konsultacji z ekspertami.  Praca w samorządzie to bardzo specyficzne zajęcie, jest bardzo dużo ograniczeń ustawowych – znacznie więcej niż np. w przypadku prowadzenia własnej firmy. Cały czas trzeba myśleć o tym, co można zrobić, jakie metody działania wybrać, by osiągnąć jakieś zamierzone cele.

 

– Jakie Pani cechy charakteru pomagają w zawodowych obowiązkach a jakie przeszkadzają?

– Myślę, że tym, co ułatwia mi wykonywanie pracy, jest na pewno zdolność komunikacji. Nigdy nie zakładam z góry, że znam najlepsze rozwiązanie. Zawsze chcę wiedzieć, co myślą inni na dany temat, nawet kiedy nie zgadzam się z pewnymi argumentami. Z kolei to nad czym cały czas pracuję, to umiejętność patrzenia długofalowego na pewne sprawy, bo chyba jak większość kobiet lubię się skupiać na działaniach bieżących, tu i teraz. A na stanowisku, które pełnię, trzeba też ciągle wybiegać w przyszłość.

 

– Czy prowadząc dom, też kieruje się Pani taką wewnętrzną samodyscypliną?

– Nie podchodzę do obowiązków domowych aż tak zadaniowo, że zawsze musi być wszystko na swoim miejscu. Nie jestem osobą aktywną 24 godziny na dobę. Często wracam do domu dość późno, o godzinie 18 czy 20 i jestem po prostu zmęczona. Jeśli mam do wyboru usiąść i porozmawiać z dziećmi czy z mężem a zabrać się za sprzątanie, to zawsze wybieram pierwszą opcję. Pozwalam sobie na luz. Najważniejszy jest dla mnie bliski kontakt z rodziną, spędzanie z nimi wspólnego czasu. To jednak nie oznacza, że kieruję się zdaniem: „Kurz leży, to ja się też położę” (śmiech). Domowe prace staram się ogarniać pod koniec tygodnia. Mam też duże wsparcie w moim mężu – nie zamartwiam się zbytnio na przykład czy dzieci zjedzą obiad, kiedy muszę zostać dłużej w pracy, bo wiem, że mogę na niego liczyć.

 

– Gotowaniem dzieli się Pani ze swoim mężem po równo?

– Od początku naszego małżeństwa mnóstwo rzeczy robimy razem, dzielimy się obowiązkami, ale nie wynika to z jakiś sztywnych ustaleń między nami. Mąż świetnie gotuje, ma talent kulinarny. Jest ekspertem od dań mięsnych, zwłaszcza z dziczyzny, i od gotowania rosołu. Ja natomiast na resztce tego rosołu z poprzedniego dnia gotuję świetną ogórkową i pomidorową. Tak przynajmniej twierdzą moje dzieci (śmiech). Lubię też przyrządzać dania kuchni włoskiej. I piekę regularnie domowy, żytni chleb na zakwasie.

 

– A co Panią najbardziej relaksuje, uspokaja po ciężkim dniu?

– Nie wymyślę nic oryginalnego. Wystarczy koc, książka i muzyka. Od dziecka uwielbiam czytać. Lubię literaturę piękną, fantastykę, książki historyczne, dobry kryminał. Amatorsko interesuję się również historią sztuki. Uwielbiam albumy, na które wydaję czasem za dużo pieniędzy (śmiech).

 

– A w letnie dni?

– Od maja do października lubię spędzać każdą wolną chwilę na zewnątrz. Mamy dom i ogród. Lubię zajmować się kwiatami. Co roku próbuję posadzić coś nowego, ale mam też stałych ulubieńców – od paru lat jestem wielką miłośniczką lawendy, obsadziłam nią cały nasz taras. Ujmuje mnie jej niesamowity zapach, i to, że bardzo kochają ją pszczoły. Widać, że są w niej szczęśliwe i ja z nimi również (śmiech).

Większa część naszej działki jest obiektem aktywności mojego męża, który uprawia na niej drzewa owocowe, maliny, porzeczki i borówki, ale też grządkę warzywną. W sezonie chętnie żywimy się tym, co udaje się nam na niej wyhodować.

 

– Lubi Pani spędzać każdą wolną chwilę z rodziną?

– W tygodniu trudno jest na to znaleźć czas. Ale w weekend już bardziej. Bardzo lubimy się spotykać przy wspólnym niedzielnym obiedzie. W lecie uwielbiamy też jeść razem śniadania na tarasie. Chodzimy w piżamach do południa. Gramy w gry planszowe, oglądamy razem filmy czy po prostu rozmawiamy. To są cudowne momenty zesłane z nieba.

 

– A urlop też razem czy osobno?

– Starsze dzieci są już w takim wieku, że niekonieczne chcą go spędzić z rodzicami (śmiech). Najstarsza córka Karolina jest studentką trzeciego roku medycyny, syn Andrzej jest w drugiej klasie liceum ogólnokształcącego a córka Maryla jest w czwartej klasie szkoły podstawowej. Ci starsi mają własne pomysły na wakacje, ale zdarzają się nam krótkie wspólne wyjazdy, takie 2-3 dniowe. Głównie na Węgry, na gorące źródła. Moczymy się w wodzie, jemy gulasz węgierski, pełnoletnie osoby piją kieliszek wina (śmiech) i rozmawiamy do późnych godzin nocnych.

 

– Widać, że tworzycie bardzo zgodną rodzinę, ale zapewne zdarzają się też jakieś trudne momenty, konflikty?

– Nad tym trzeba cały czas pracować, aby było ich jak najmniej. Trudne momenty są normalną częścią życia każdej rodziny. Jeśli się pojawiają to ważne, aby się nad nimi za bardzo nie skupiać, zachować konieczny dystans. Nie znoszę histerii, krzyku, kłótni i to się praktycznie u nas nie zdarza. W najgorszym razie czasem zamykam się w sobie. Wiem, że muszę dać sobie czas na przemyślenie, refleksję. Ale po dwóch, trzech godzinach mi przechodzi. Bardzo wierzę w takie mądre przysłowie: „Niech słońce nie zachodzi nad waszym gniewem”. U nas to zawsze działa.

 

– Co najbardziej docenia Pani w mężu?

– Wiem, że zawsze mogę na nim polegać. Po prawie 25 latach małżeństwa nadal nigdy się nie nudzimy w swoim towarzystwie. Zna moje potrzeby i pragnienia. Nie obsypuje mnie płatkami róż i nie kupuje mi brylantów, bo wie, że tego nie oczekuję. Ale wciąż potrafi zaskoczyć i sprawiać mi przyjemność. Dlatego czuję się spełnioną żoną.

 

– A spełnioną matką?

– Jak najbardziej. Bycie matką to największa frajda w moim życiu. Udaje się mi się z całą trójką zachować bardzo dobry i bliski kontakt. Jestem przekonana, że gdyby któreś z nich znalazło się w sytuacji kryzysowej, nawet spowodowanej przez jakąś głupotę, to przyjdą z tym do mnie. Cieszę się, że ze starszymi dziećmi udaje mi się mieć już relacje partnerskie. Wymieniamy się poglądami, rozmawiamy o swoich przemyśleniach. Relacja z nimi daje mi mnóstwo radości. Mamy podobny sposób postrzegania rzeczywistości, poczucie humoru i świetnie się czujemy w swoim towarzystwie.

– Czyli można powiedzieć, że rodzina jest dla Pani najważniejsza w życiu.

– Oczywiście. Mam bardzo mocne oparcie w rodzinie, zawsze mogę na nią liczyć. I to sobie najbardziej cenię w życiu.

Inspirujące teksty o innych kobietach przeczytasz w specjalnym wydaniu „Dobrego Tygodnika Sądeckiego” – „Sądeczanka”. Pobierz bezpłatnie:

 

 

Targi Edukacja, Kariera, Przyszłość

REPERTUAR KINA SOKÓŁ

Reklama