Francja 1998 r. Tajemnicza niedyspozycja Ronaldo

Francja 1998 r. Tajemnicza niedyspozycja Ronaldo

Niewątpliwie to jedna z największych zagadek w historii futbolu. Ronaldo, nie bez kozery noszący przydomek „Il Fenomeno”, nie miał jeszcze 22 lat, kiedy zdobył niepodważalną pozycję w składzie Brazylijczyków, których od czwartego tytułu dzieliła już tylko finałowa potyczka z Francją. Miała być formalnością, bo w sukces gospodarzy mundialu nie wierzyły nawet miejscowe media.

*

Zresztą od pierwszego dnia turnieju trener Aimé Jacquet nie był ich ulubieńcem. Po skreśleniu z kadry Erica Cantony, Davida Ginoli i Jeana-Pierre Papina stał się wdzięcznym obiektem ataków. Tym bardziej, że selekcjoner Trójkolorowych podjął rękawicę i w równie niewybredny sposób odpowiadał na krytykę. Mimo pokonywania przez Francuzów niezwykle trudnych przeszkód, okraszonych w konfrontacji z Paragwajem „złotym golem” Laurenta Blanca oraz serią rzutów karnych z Włochami, a w półfinałowej potyczce z rewelacyjnymi Chorwatami dwoma bramkami Liliana Thurama, wojna trwała niemal do ostatniego gwizdka finałowego meczu. Jeszcze w niedzielnym wydaniu, 12 lipca, dziennikarz „L’Equipe” wypominał selekcjonerowi sens wystawiania w drużynie napastnika z Marsylii Christophe’a Dugarry’ego.

*

Jednak prawdziwe spekulacje na dobre zaczęły się w godzinach popołudniowych i dotyczyły ekipy Mario Zagallo. Lotem błyskawicy rozniosła się wiadomość o tajemniczej dolegliwości Ronaldo, który kilka godzin przed rozpoczęciem meczu trafił na badania do szpitala. Jego udział w najważniejszym spotkaniu mistrzostw stanął pod znakiem zapytania. Snuto różne hipotezy…

– Myślałem, że on nie żyje – opowiadał Roberto Carlos, który znalazł go w pokoju leżącego na podłodze. Lekarze dokonywali cudów, ale zgody na występ na Saint-Denis nie dali. Z ich decyzją pogodził się Zagallo, bo w składach drużyn przekazanych dziennikarzom w ataku Canarinhos znalazł się Edmundo. Zamieszanie potęgował fakt, że brazylijscy piłkarze nie wyszli na rozgrzewkę. Ostatecznie jednak Ronaldo na godzinę przed rozpoczęciem meczu przyjechał na stadion i wybiegł na boisko. W szatni pojawił się prezydent brazylijskiej federacji Ricardo Teixeria i najwyraźniej użył przekonujących argumentów. Ronaldo zagrał, ale w istocie przeszedł obok meczu zupełnie niezauważony. Zagrał, bo wypełnienie kontraktu ze sponsorami jest rzeczą świętą. Był cieniem Zinedine’a Zidane’a, który poprowadził Francuzów do historycznego triumfu. Brazylia przegrała bezapelacyjnie 0-3, a dwa gole strzelił im właśnie „Zizou”.

 

*

Francja oszalała z radości. Dwa dni później, obchodzone 14 lipca święto narodowe przerodziło się na Polach Elizejskich w niespotykaną manifestację. Bohaterów uhonorował wysokimi odznaczeniami państwowymi prezydent Jacques Chirac, a nazajutrz po sukcesie piłkarzy „L’Equipe”, który rozszedł się w rekordowym nakładzie ponad 1,6 mln egzemplarzy, przeprosił trenera Jacqueta za napastliwą krytykę.

Finał na wybudowanym specjalnie na mundial monumentalnym Stade de France w podparyskim Saint-Denis był świetnym spektaklem i najlepszym w turnieju meczem Trójkolorowych. Z długiej listy znakomitych widowisk, niekoniecznie z udziałem gospodarzy, nie można zapomnieć przede wszystkim ćwierćfinałowego pojedynku Holendrów z Argentyną i przebłysku piłkarskiego geniuszu Denisa Bergkampa, którego gol w 90. minucie na 2-1, dający Oranje awans, mógłby pretendować do najpiękniejszych w historii futbolu.

*

W półfinale z Brazylijczykami podopieczni Franka Rijkaarda już tyle szczęścia nie mieli. Wprawdzie dzięki strzałowi Patricka Kluiverta udało się im doprowadzić do dogrywki (1-1), ale o wszystkim zadecydowały rzuty karne, w których więcej zimnej krwi zachowała ekipa Zagallo. Wcześniej nie bez trudu po równie ekscytującym boju Canarinhos uporali się z Duńczykami (3-2).

Czarnym koniem turnieju okazała się Chorwacja. Grała ładnie dla oka i nade wszystko skutecznie. W pojedynku o półfinał zdeklasowała drużynę niemiecką (3-0), w meczu o brązowy medal zasłużenie pokonała Holendrów 2-1, a Davor Šuker sięgnął po koronę króla strzelców.

*

Dwie potyczki miały wyraźny polityczny podtekst: Argentyny z Anglią i Iranu ze Stanami Zjednoczonymi. Mimo że od wojny o Falklandy minęło 16 lat, a od wydarzeń w Iranie jeszcze więcej, rany wciąż się nie zabliźniły. Obyło się bez skandali. Piłkarze Iranu pokonali Amerykanów 2-1, a rywali zaskoczyli, witając ich na murawie białymi kwiatami. Natomiast nie uchronił się przed prowokacją David Beckham, który wyleciał z boiska za samodzielne wymierzenie kary faulującemu go Diego Simeone. Anglicy, grając w osłabieniu zdołali wprawdzie doprowadzić do rzutów karnych, ale te lepiej egzekwowali gracze Argentyny.

*

Rankingu dopingujących swoje drużyny nie prowadzono, ale z pewnością na najwyższe oceny zasłużyli kibice debiutującej w mistrzostwach Jamajki i fanki Meksyku. Na murawie stadionu w Lens Reggae Boyz mierzyli się z Chorwatami, a na trybunach dwugodzinny koncert dawało kilkudziesięciu, bajecznie kolorowo ubranych i niezwykle głośnych przybyszów z Karaibów. Ani trochę nie interesowali się tym, co dzieje się na boisku, a zabawy w rytmie reggae nie przerywały nawet gole strzelane ich pupilom.

Natomiast w Montpellier, w czasie meczu Niemiec z Meksykiem (2-1), z nieba lał się istny żar. Termometry pokazywały 36 stopni C, na telebimach wyświetlano ostrzeżenia przed upałem, a na widowni wolontariusze nie nadążali z rozdawaniem butelek z wodą. I ten niezapomniany obraz żeńskiej części meksykańskich kibiców w stroju adekwatnym do pogody: topless…

*

Mundial we Francji był trzecim z kolei, po Włoszech i USA, na których zabrakło polskich piłkarzy. Celu nie udało się zrealizować Wojciechowi Łazarkowi i Andrzejowi Strejlauowi. Po przegranych eliminacjach do Euro przez Henryka Apostela do powtórnego wejścia do tej samej rzeki ówczesny prezes PZPN Marian Dziurowicz namówił Antoniego Piechniczka. Jedyny selekcjoner, który z Biało-Czerwonymi dwukrotnie awansował na mundial, nigdy nie bał się podejmować trudnych zadań, ale w tym przypadku już na starcie osiągnięcie celu graniczyło z cudem. Na drodze do Francji stanęli bowiem Włosi i po raz czwarty w eliminacjach do mistrzostw świata prześladujący nas Anglicy. Piechniczek z jednymi i z drugimi miał do wyrównania stare porachunki. W 1982 roku w półfinale mundialu ograła nas Italia po dwóch golach Paolo Rossiego, a cztery lata później w Monterrey w roli kata drużyny Piechniczka wystąpił Gary Lineker. Okazało się, że od tamtego czasu polska piłka sporo straciła na wartości, więc nic dziwnego, że i tym razem w konfrontacji zarówno z Wyspiarzami, jak i Włochami nasza reprezentacja nie miała wiele do powiedzenia.

Polskę na mistrzostwach reprezentował w roli trenera Tunezji Henryk Kasperczak, który jednak nie dotrwał do trzeciego meczu grupowego. Po porażkach z Anglią i Kolumbią został zdymisjonowany.

Marek Latasiewicz

Specjalne wydanie DTS POLACY NA MUNDIALACH dostępne bezpłatnie pod linkiem:

 

 

 

Targi Edukacja, Kariera, Przyszłość

REPERTUAR KINA SOKÓŁ

Reklama