Jak DJ Assimo z Berestu został nauczycielem marketingu

Jak DJ Assimo z Berestu został nauczycielem marketingu

Jakub Biel całe życie słyszał, że jest za wcześnie: za wcześnie na radio, za wcześnie na bycie DJ’em. Udowodnił, że na sukces nie jest za wcześnie.

– Kiedyś szalony, 16 – letni DJ Assimo, dziś 24 – letni ułożony pan Jakub?

– Właśnie mam trochę przeczucie, że przez „szybki kurs dorastania” i wyprowadzkę z domu w młodym wieku nie miałem kiedy się porządnie wyszaleć. Nie oznacza to oczywiście, że teraz codziennie chodzę na imprezy, ale dawniej, nawet jeśli byłem w każdy weekend w klubie, to po to, by pracować do samego rana. A czy jestem ułożony? Chyba tak, bo widzę jak wygląda teraz życie moje i wielu z moich rówieśników. Ale drzewa jeszcze nie zasadziłem, ani nie miałem okazji wybudować domu …(śmiech)

– Twoja przygoda z ,,wielkim światem” zaczęła się po wyjeździe na studia. Opowiedz o tym.

– Kiedy piłkarz zdobędzie bramkę, to pyta się go jak wypoczywał przed meczem i co jadł na śniadanie, a kluczowe nie są dni, tylko lata treningów. Swoją przygodę zacząłem w rodzinnej miejscowości – Bereście, koło Krynicy-Zdroju. Już w gimnazjum zacząłem zabawę z radiem internetowym. Wprawdzie wówczas nie miałem zbyt wielu słuchaczy, ale rozbudziło to we mnie ciekawość świata. W liceum pisałem artykuły do lokalnej prasy oraz prowadziłem audycje w Radio Nowy Sącz. Byłem również DJ’em i sporo grałem na imprezach klubowych, a nawet zostałem wicemistrzem Podkarpacia w tej dziedzinie.

– Jednak zdradziłeś konsolę na rzecz marketingu…

– Przyszedł czas na studia w Krakowie i…jeszcze w trakcie matur dostałem się do Grupy Onet. Tam to dopiero miałem pomysły! Podczas sprzedawania reklam pytałem właścicieli firm, kiedy była np. bitwa pod Grunwaldem i jeśli zgadli, to dostawali 1410 zł rabatu. Z tego, co wiem, to do teraz funkcjonuje taka promocja. Dzięki moim pomysłom kariera szybko się potoczyła i wylądowałem w Solgazie.

– Przez 12 lat firmy Solgaz- sprzedającej AGD, nikt nie znał. Po przyjściu 20-latka usłyszał o niej świat. Obecnie sprzedaje swoje produkty w 20 krajach. Jak to zrobiłeś?

– Bardzo bym chciał, żeby wystarczyło przyjście z magiczną różdżką i w sekundę mały biznes rozrasta się na pół Europy, ale niestety tak nie jest. Przed zakupem klient musi poznać naszą firmę, zaufać jej i w ogóle wiedzieć, że istnieje. W tym pomagają internetowe akcje. Robiliśmy to, co kosztuje mało albo wcale, m.in. korzystaliśmy z marketingu w czasie rzeczywistym.

– Coś może nic nie kosztować i przynosić zysk?

– Podczas Euro 2016 mieliśmy jamnika, który wskazywał, kto wygra mecz. Nawet, kiedy położyliśmy kiełbasę pod flagą Szwajcarii i sałatę pod naszymi symbolami narodowymi to wiedział, co wybrać. Takie nagrania wrzucaliśmy do sieci przed każdym meczem i niektóre z nich, za darmo, na Facebooku trafiały do więcej niż miliona osób, a później zaczęły pokazywać je największe telewizje i portale w kraju. Innym razem wysyłałem walentynki do dziennikarek, które kiedykolwiek napisały o firmie. Kobiecie w ciąży, do której spóźniał się kurier przywieźliśmy obiad do domu. Była przeszczęśliwa.

– Używasz liczby mnogiej, a przecież dzięki Tobie firma zyskała rozgłos? Nie jesteś za skromny?

– Trochę jestem narcyzem i chwalipiętą, ale jeśli chodzi o rozkręcenie Solgazu, to już zostałem za to odpowiednio nagrodzony, zarówno w samej firmie, jak i poza nią. Często opowiadam na konferencjach, spotkaniach czy uczelniach o tym, jak promować biznes, i na które trendy postawić. Po drodze trafiło się też kilka nagród. Nie widzę potrzeby koloryzowania tego, bo wciąż czuję, że dużo przed nami. Widzę też ile pracy przede mną.

– Nie tęsknisz za swoją konsolą, nocnym życiem, radiem?

– Bardzo! Teraz zdarza mi się skomentować coś dla stacji radiowej, albo wypowiedzieć się do kamery i zamiast stresu daje mi to ogromną satysfakcję. Wiadomo, jeśli mówię o firmie to nie ma takiej swobody jak wtedy, kiedy jestem prowadzącym audycję, ale i tak jest super. Nocne życie też nie było takie przyjemne jak się wydaje, bo musiałem odsypiać całymi dniami, ale owszem, brakuje mi tego czasem. Konsolę, przynajmniej taką małą, to chyba sobie kupię do domu. Tak dla zabawy.

– Jednak nie rozwiodłeś się do końca ze starym życiem, stara miłość nie rdzewieje?

– Zdecydowanie… Za niedługo, jak dobrze pójdzie, to jeszcze usłyszysz mój głos po drugiej stronie mikrofonu. Póki co nie mogę zbyt wiele powiedzieć, bo nie wiem, czy się uda. W każdym razie prowadzę pewne rozmowy. Do DJ-ki, jako takiej pewnie już nie wrócę, bo nie dość, że wypadłem z obiegu, to jeszcze nie mam czasu na wycięcie całych weekendów z życia. Jeśli się uda, to będzie to tylko dodatek do codziennych zajęć, a nie nowy sposób na życie.

– Jesteś bardzo tajemniczy… Planujesz zaśpiewać w Opolu?

– Mój śpiew słyszany poza prysznicem? Nie wiem, kto by to wytrzymał! Pewnie zdobyłbym niezły rozgłos, ale raczej, jako straszak na małe dzieci i bohater jednego fragmentu Fail Compilation na YouTubie.

– Wracając do starych miłości. Niezmiennie z Justyną, Twoją licealną miłością?

– Tak się złożyło. Trochę zmieniłem się od tego czasu, ale gdy patrzę wstecz, to chyba na lepsze. Swoją drogą, jeśli tyle wytrzymała ze mną, moimi suchymi żartami, a wszystko często na odległość, to coś musi być na rzeczy.

– Czyli jednak mimo wielu obowiązków masz czas na miłość?

– Mniej niż bym chciał.

– Świat marketingu to transakcja wiązana, Twój czas za pieniądze…. Jednak dzięki temu możesz swobodnie podróżować po całym świecie…

– Tak, to prawda. Dzięki temu mam możliwość poznawania innych kultur i zwyczajów! Zwiedziłem praktycznie całą Europę, a poza tym byłem w Turcji, Omanie i Moskwie. Celowo mówię o Moskwie, a nie Rosji, bo tam na miejscu każdy mówi, że to jak osobny kraj. Widziałem też obrzeża tego ogromnego miasta i wierzę im. A w wakacje chciałbym samochodem objechać Bałtyk dookoła. Mało brakło, a zrobiłbym to w długi weekend majowy miesiąc temu. Jednak ostatecznie trafiło na San Marino i Rzym.

– Opłaciło się zrezygnować ze studenckiego życia? Co już osiągnąłeś?

– Wiem jedno, niczego nie żałuję! Moim największym sukcesem jest fakt, iż robię to, co lubię i spełniam się. A co do nagród to byłem m.in. nominowany do tytułu Człowieka Roku w kategorii PR wg magazynu „Brief”. A na konferencji „I love Marketing”, gdzie słuchało mnie 800 osób, wybrano moją prezentację jako najlepszą. O mediach opowiadałem na Uniwersytecie Warszawskim, Jagiellońskim, Łódzkim, kard. Stefana Wyszyńskiego w Warszawie i wielu innych. Byłem również prelegentem m.in. 320 m pod ziemią, na barce płynącej po Wiśle, czy największej sali multikina w Złotych Tarasach.

– Mieliśmy również okazję oglądać Cię w telewizji…

– Wypowiadałem się dla TVN24 BiS jako ekspert ds. nowych mediów oraz udzielałem wywiadu największym mediom w Polsce: zarówno telewizjom, radiu jak i prasie drukowanej. Moje wypowiedzi trafiły do stacji TV w Wietnamie, RPA, Łotwie i innych krajach. Piszę również do prasy branżowej.

– Dostałeś propozycję zastania wykładowcą na AGH, nie mając wówczas tytułu naukowego. Czyli jednak pasja i kreatywność ważniejsze od dyplomu?

– Z tą uczelnią ostatecznie nie było mi po drodze, ale faktem jest, że nikt nie pytał mnie o dyplom. Pracowałem przy wielu ciekawych projektach i do teraz ani razu nie słyszałem pytania o to, czy skończyłem jakiekolwiek studia. Dzisiaj przede wszystkim stawia się na kreatywnych praktyków, których pomysły sprawdzają się na rynku. Swoją drogą ja też wolałbym uczyć się jeździć od kogoś, kto spędził dwa lata za kierownicą niż z kimś, kto tylko czytał kilkanaście lat o samochodach.

– Nie zapomniałeś o rodzinnych stronach?

– Skądże! Rodzinę odwiedzam regularnie, więc nie jest źle. Poza tym, raz już musiałem się nagle wyprowadzić z domu rodziców, kiedy nie było czasu na tęsknoty. Później ciężko było opuścić Kraków, bo w tym mieście zakochałem się bezgranicznie. Dziś jestem pod Wrocławiem i również się tutaj odnajduję.

Rozmawiała: Natalia Sekuła
Fot. z arch. J. Biela

 

Reklama