Czy Sądecczyzna ma jeszcze przyjaciół?

Czy Sądecczyzna ma jeszcze przyjaciół?

Zapewne tak. Nadal. Ale bardziej ta przyjaźń opiera się na związkach emocjonalnych, rodzinnych a coraz rzadziej na pragmatycznych, czyli takich, które sprawiłyby, że lobby sądeckie w Krakowie, szczególnie zaś w Warszawie, wspierałoby inicjatywy gospodarcze, choćby sądeckich samorządów. Nie oszukujmy się – Sądecczyzna w rozwoju, zwłaszcza infrastruktury komunikacyjnej – popadła w kompletną stagnację.

Owszem, firmy tzw. „tygrysy”, w większości prywatne, mają się dobrze, ba osiągają rynki krajowe, globalne, jak Fakro, Wiśniowski, Newag, bracia Koralowie, ale w innych dziedzinach jest klapa kompletna. Sądecczyzna wyludnia się i powoli staje się, podobnie jak Nowy Sącz, krainą emerytów i rencistów. Bez oferty dla młodych ludzi, którzy chcieliby tutaj powrócić, choćby po skończeniu studiów.

W celu odwrócenia tego smutnego trendu, zrodziła się przed laty inicjatywa powołania do życia Klubu Przyjaciół Ziemi Sądeckiej. Klub nawiązywał w swojej działalności do Klubu Ziemi Sądeckiej w Warszawie. Powołali go w latach 50. ziomkowie sądeccy, pragnący wspierać głośny na całą Polskę za czasów Gomułki tzw. „Eksperyment Sądecki”. Sądeczanie w Warszawie stworzyli mocne lobby, mając swoich przedstawicieli we władzach centralnych, mediach, w środowisku akademickim, itp.

Do tej tradycji powrócił nowy Klub Przyjaciół Ziemi Sądeckiej, założony w 2003 r. Przez lata jego prezesem był śp. były premier Józef Oleksy. W ostatnich latach wiceprezesami byli starosta Jan Golonka i prezydent Ryszard Nowak. Czasy się jednak zmieniły, Józef Oleksy zmarł przed czterema laty, zaś Golonka i Nowak wycofali się z działalności publicznej. Klub praktycznie zawiesił swoją działalność. W chwili największego rozkwitu 5-10 lat temu do KPZS należało ponad 100 osób z różnych stron kraju i z zagranicy m.in. z USA. Profesorowie, biznesmeni, artyści wspierali klub składkami i dotacjami, co umożliwiło choćby fundowanie stypendiów na studia najlepszym sądeckim maturzystom. Członkowie na co dzień też lobbowali w wysokich urzędach Krakowa, Warszawy, Gdańska, Wrocławia, Katowic na rzecz wspomagania inicjatyw gospodarczych samorządów sądeckich.

Czy dzisiaj, kiedy rządzi PiS, taka działalność jak KPZS ma sens? Przecież nawet PiS-owscy posłowie nie starają się, by wspomóc Sądecczyznę choćby w budowie „Sądeczanki”, o linii kolejowej Piekiełko-Podłęże nie wspominając. Czy przyjaciele Sądecczyzny są jej w ogóle potrzebni?

Na to pytanie starali się odpowiedzieć działacze KPZS podczas ostatniego spotkania. Nowy prezes klubu, były wiceminister Rafał Skąpski, stwierdził, że najpierw trzeba policzyć, ilu jest rzeczywistych członków KPZS. Następnie nawiązać ściślejszą współpracę z samorządami i zapytać ich, czy chcą jakiejkolwiek pomocy ze strony klubu. A potem? Potem zastanowić się, czy KPZS ma rację bytu, by nie stać się li-tylko towarzystwem wzajemnej adoracji. Czas na lobbystów jest zawsze, ale czy to są przyjaciele?

Targi Edukacja, Kariera, Przyszłość

REPERTUAR KINA SOKÓŁ

Reklama