Trwoga, ludzie, wielka trwoga
Trzeba nam wyznaczyć wroga
Bo inaczej, Panie, Pany
Same się powyrzynamy
Od tej piosenki Zbigniewa Wodeckiego rozpoczęła swoją manifestację grupa sądeczan solidaryzujących się z ofiarami aktów przemocy, do których doszło podczas Marszu Równości w Białymstoku. Z tęczowymi balonami i muszkami, „uzbrojeni” w kartki z hasłami „stop nienawiści” i „stop przemocy”, wołali o „wolność, równość i tolerancję„. Prosili przez megafon, aby nie oceniać ludzi przez pryzmat ich orientacji seksualnej.
Po drugiej stronie ulicy Tadeusza Kościuszki zgromadziła się grupa Młodzieży Wszechpolskiej z transparentami na których widniały hasła „stop heterofobii”, „idzie jesień, Polska brunatnieje„, „chłopak, dziewczyna: normalna rodzina”… Spod kościoła pod wezwaniem św. Kazimierza słychać było skandowanie „precz z pedałami„, „precz z dewiacjami” na zmianę z „Bóg, Honor, Ojczyzna„. W rozmowie z dziennikarzami wszechpolacy przekonywali, że walczą o tradycyjne polskie, katolickie wartości i o to, aby symbole ważne dla każdego chrześcijanina nie były przez przedstawicieli środowisk LGBT profanowane.
Druga strona ulicy odpowiadała: „Polska wolna od faszyzmu”. Zwracano uwagę, że przemoc jakiej doświadczyli solidaryzujący się ze środowiskiem LGBT rodacy w różnych zakątkach Polski jest najgorszą z możliwych profanacją chrześcijańskich wartości.
Nikt nikomu podczas sądeckich manifestacji krzywdy nie zrobił, przynajmniej czynem. Buforem bezpieczeństwa byli policjanci, którzy bacznie przyglądali się manifestującym. Z obu obozów słychać było głosy, że w Białymstoku źle się stało, a winni tego co się stało, niestety byli po obu stronach barykady.
Po stronie „wszechpolskiej” dostrzegliśmy między innymi Jana Ruchałę z nowosądeckiego oddziału Polskiego Towarzystwa Historycznego, zaś po stronie „tęczowej” – pisarza i publicystę Andrzeja Stasiuka.