Nie ma ruchu – nie ma życia… Z psychologiem o depresji

Nie ma ruchu – nie ma życia… Z psychologiem o depresji

Krzysztof Brocławik

Po dwóch latach nauczania zdalnego widać pierwsze skutki zamknięcia uczniów w domach przed komputerami. Psychologowie, z którymi rozmawialiśmy przyznają, że drzwi do ich gabinetów nie zamykają się i przestrzegają, że nie jest to jedynie ,,jednorazowy” wysyp młodzieży z problemami i trzeba się przygotować na długotrwale efekty zdalnego nauczania.

To jeszcze nie są długotrwałe efekty. One dopiero przed nami. Obecnie obserwujemy skutki, powiedziałbym: „średniego dystansu”, ale nie ma się o co sprzeczać. Rzeczywiście, coś takiego dostrzegam. Depresja była plagą już przed pandemią. Teraz stała się jeszcze większą plagą. Pojawią się symptomy związane ze stresem, jego „owoce”: nieukierunkowany gniew, regresja, różnego typu zaburzenia snu, wycofywanie się z relacji społecznych, otępienie emocjonalne… Ze względu na różnice indywidualne, nie u wszystkich zajdzie to jednakowo daleko. Mówię to z pewnym nadmiarem, może to słowo jest za wielkie: trauma jednostki i trauma społeczeństwa to są dwie strony tego samego medalu. Tego nie da się rozdzielić. Wszelkie koncepcje psychologiczne dotyczące człowieka, które koncentrują się wyłącznie na jednostce, są niewystarczające, podobnie jak wszystkie koncepcje koncentrujące się na aspekcie społecznym. Zacznijmy od czegoś najbardziej elementarnego, jeszcze zanim powiemy o tych wizytach: przede wszystkim zmalała ruchliwość dzieci i młodzieży, które siedzą przed komputerami. Coś o tym wiem – przecież drugą stroną nauczania zdalnego jest nauczyciel. Problemem była otyłość. Teraz jeszcze bardziej zmalała ruchliwość, to musi się odbić na kondycji fizycznej dzieci i młodzieży, a ta się odbija na kondycji psychicznej.

Czyli słuszne jest powiedzenie ,,w zdrowym ciele, zdrowy duch”. 

To jest słuszne od czasów Platona. Jak nie ma ruchu, to nie ma życia.

A co z uzależnieniami od świata nierealnego, sieci, smartfonów? Pandemia pogłębiła je? 

Wszystkie plagi, które nas teraz spotykają, istniały wcześniej, tylko czekały na swoją szansę. W związku z tym, jak przyszła pandemia to natychmiast dały o sobie znać. I rzeczywiście, już wcześniej utyskiwali co rozsądniejsi rodzice, nauczyciele i dorośli, a nawet sama młodzież, na przesadne koncentrowanie się na smartfonach, komputerach i życie w świecie wirtualnym. No a teraz to się pogłębiło.

Świat nierzeczywisty stał się bardziej znośny dla młodzieży, dlatego wolą w nim przebywać, uciekać do niego?

Na dobrą sprawę nie do końca wiadomo, dlaczego tak jest. Ale to niekoniecznie jest ucieczka. To jest wybór. To jest nowe, łatwiejsze i stworzyło pewnej grupie ludzi szansę. Weźmiemy kontinuum ekstrawersja-introwersja, to jest podstawowy wymiar osobowości, dotyczący w równym stopniu dorosłych, co młodzieży. Introwertycy zwietrzyli szansę, zaczęło im być łatwiej, lepiej, lżej. Świat wirtualny nie tylko zabiera, ale i ofertuje praktycznie nieograniczony dostęp do wszelkich informacji. Jak nie musisz czytać map jadąc samochodem, bo ci GPS podpowiada, to nie będziesz tego robił. Druga sprawa, to jest powszechne u ludzi naśladowanie i zarażanie się. Obecnie jest to już proces samorzutny i słabo kontrolowany. Co więcej, wszyscy udziałowcy świata wirtualnego, którzy na tym robią pieniądze, też nie pozostają bezczynni i korzystają z okazji.  Do tego dochodzi jeszcze przyzwyczajenie. Nie wiem, czy ktokolwiek dysponuje danymi, żeby oszacować rzeczywistą wielkość uzależnienia od elektronicznych środków. Być może występuje, ale mimo wszystko wydaje mi się, że jest ono mniej groźne niż uzależnienia tradycyjne: nikotyna, narkotyki i alkohol. Myślę, że z tym sobie na dłuższą metę poradzimy.

Jak kiedyś Tarzana wychowywały zwierzęta w dżungli, tak teraz dzieci zostawione są same sobie ,,w dżungli” nierealnego świata, w której czyha masa niebezpieczeństw. Ale nie jest przypadkiem tak, że zabiegani rodzice zrzucają odpowiedzialność za wychowanie na media społecznościowe, idoli, Internet, bo sami nie mają czasu dla swoich dzieci?

Zawsze była taka część rodziców, która zaniedbywała dzieci, i taka cześć rodziców, która zrzucała wychowawczą misję na kogoś lub na coś. Kiedyś wychowawcą stawał się telewizor, który przekształcał krąg rodzinny w półokrąg tworzony głównie przez dzieci. Faktem jest, że teraz pracujemy coraz więcej, więc tego czasu jest coraz mniej. Co więcej, nie przekazano tym pokoleniom, które teraz wychowują dzieci, z różnych złożonych względów wiedzy, umiejętności i postaw, czyli kompetencji do wychowania. Rodzice umieją niestety coraz mniej. Media społecznościowe wniosły tutaj jeden bardzo groźny wymiar, jakim jest interaktywność. W sieci można nawiązać dialog, wymianę informacji. To „żyje” i to jest istotne novum. Inne media – radio, telewizja i poniekąd czasopisma – od pewnego czasu też bardzo się starały o taki efekt, żeby z widzem czy słuchaczem mieć kontakt. I one to robią, ale szybkość zamykania pętli sprzężenia zwrotnego jest nieporównywalna z mediami społecznościowymi. Co więcej, media społecznościowe to jest żywioł, który nie ma standardów, który się jeszcze nie wykształcił całkiem dobrze i którego my nie kontrolujemy. Nikt go nie kontroluje tak naprawdę. Nawet pomawiane o to gigantyczne korporacje też do końca tego nie kontrolują. A jeśli nie ma kontroli, to „hulaj dusza, piekła nie ma”.

Myśląc o nauczaniu zdalnym, myślimy głównie o przekazywaniu wiedzy i jej nabywaniu, a równie ważnym aspektem jest zaspokajanie potrzeb takich jak kontakt z drugim człowiekiem, czy potrzeba przynależności do grupy, bycie w grupie społecznej… Podczas pandemii dzieci i młodzież były tego pozbawione.

Tutaj dochodzimy do następnego gigantycznego problemu, który istniał też przed pandemią, ale który natychmiast uzyskał ciężar gatunkowy. Razem z pandemią pojawiła się epidemia samotności. To jest subiektywne poczucie braku satysfakcji, czy w ogóle braku relacji społecznej. To nie jest tak, że każda osoba żyjąca w pojedynkę musi być osamotniona. Samotność może być czynnikiem wykańczającym. Dodatkowo, ona się rozwija zwykle na podłożu tego, co jest – to znaczy na podłożu osobowości i tendencji. Jeśli ktoś miał już  osobowościowe tendencje, jako dziecko czy młody człowiek, do tego, żeby się izolować, to uległo to tylko pogłębieniu. Jeżeli miał zadatki na neurotyczne cechy, to tylko uległo to pogłębieniu. W samej samotności nie ma nic złego, byle była w odpowiednim wymiarze, w odpowiednim czasie i przy akceptacji lub z jakiejś tam potrzeby. Natomiast samotność to poczucie osamotnienia. Pogarsza dobrostan fizyczny i psychiczny, sprawia, że człowiek mniej przejmuje się o zdrowie. Trzeba się umieć chronić przed samotnością. Grupy są dlatego ważne, że zaspokajają bardzo istotne potrzeby społeczne człowieka. Jest ich wiele. Kiedy zaczynamy być izolowani, to to wszystko ulega spowolnieniu, zmniejszeniu… Bez kontaktu we wczesnym dzieciństwie dziecko się rozwija niewłaściwie. Wierzę w adaptacyjność naszego gatunku i myślę, że jeśli nie stanie się coś bardzo złego, to te różne rzeczy zostaną w znacznej mierze skompensowane.

Młodzież do specjalistów zgłasza się m.in. z zaburzeniami lękowymi, w tym społecznym, ale również lękiem uogólnionym.

Lęk może brać się z trzech źródeł. Jeśli źródłem jest rzeczywiste zagrożenie, mówimy o strachu. Jeśli poczucie winy, że człowiek zrobił coś nie tak, że jest w konflikcie z pewnymi normami – jest to wówczas lęk moralny. Jest jeszcze trzeci  – neurotyczny, który ma postać uogólnioną, bezprzedmiotową, za to uporczywą i towarzyszącą nam bez przerwy. Jego szkodliwość polega na tym, że jest z nami bez przerwy, nie potrafimy się od niego uwolnić. Inaczej jest z epizodami, atakami lękowymi. One mogą pojawić się w każdej sytuacji.

Co powinien zrobić rodzic, kiedy okaże się, że jego dziecko ma zaburzenia lękowe?

Po pierwsze – rozejrzeć się, sprawdzić czy ten lęk jest zupełnie bezprzedmiotowy i porozmawiać z dzieckiem, dojść do przyczyn tego lęku. Przykładowo nawet bardzo małe dziecko wyczuwa, jeśli między rodzicami jest konflikt, nawet kiedy próbują to ukryć. Jeśli rodzina znalazła się w trudnej decyzji i wszystkie rozmowy skupiają się wokół kwestii, czy starczy do pierwszego, to się nie dziwmy, że u dziecka pojawia się lęk. Jeśli takie czynniki wyeliminujemy i dochodzi do ataków lękowych, to trzeba udać się do profesjonalisty – psychiatry, psychologa. W praktyce do psychologa, bo psychiatrów dziecięcych po prostu nie ma. Od dawna było wiadomo, że brakuje fachowców, ale czy ktoś z tym coś zrobił?

Lęk towarzyszy także depresji. Błędnie myślimy, że osobę z depresją widać na pierwszy rzut oka, bo siedzi w kącie i popłakuje. Ludzie bywają dobrymi aktorami, potrafią zamaskować swoje emocje. Jak przeciętny człowiek może rozpoznać, że jego bliska osoba cierpi na depresję? Na co zwrócić szczególną uwagę?

Stopnie depresji są różne, tak jak ich natężenie. Może być m.in. epizod depresyjny, depresja reaktywna, która następuje po zdarzeniu, np. śmierci bliskiej osoby, depresja około poporodowa… Lęk w depresji jest jednym z objawów osiowych i zawsze występuje. Człowiek zachowuje się w depresji tak, jak każdy chory. Choruje tak, jak potrafi, zachowuje się tak, jak potrafi. Psychiatrzy rozróżniają także uśmiechniętą depresję.

Trudne jest przyznanie się przed samym sobą, że ma się depresję? Nie zawsze od razu szukamy pomocy…

Myślę, że pogląd ten był słuszny 7-10 lat temu. Obecnie jest efekt społecznego uczenia się. Ludzie przestali się bać iść do psychologa, psychoterapeuty, czy psychiatry. Jak człowiekowi jest źle, to szuka remedium. To wszystko zależy jednak od różnic indywidualnych. Jedni szukają pomocy po kilku dniach, inni po kilku latach. Zależy to również od rodzaju zaburzenia i tego w jaki sposób upośledza ono nasze życie.

Co by Pan powiedział rodzicom, którzy skarżą się, że ich nastoletnia córka jest leniwa, bo ciągle śpi, nie ma na nic siły i wiecznie jest zmęczona?

Lenistwo coraz rzadziej się pojawia w debacie społecznej i słusznie. Bo to duże uproszczenie. Mało jest osób, którym po prostu nic się nie chce robić. Leniów bezwzględnych nie ma. Są za to ludzie, którzy nie chcą robić, tego co muszą lub tego, co im inni każą. Trzeba zacząć od zbadania stanu somatycznego. Sprawdzenia u lekarza, co się dzieje w organizmie. Jest jeszcze wiek, w niektórych momentach człowiek potrzebuje więcej snu, niż w innych. Rodzice powinni znać psychospołeczny kontekst funkcjonowania swojego dziecka, wiedzieć co robi. Poza tym trzeba rozmawiać i pytać.

Czyli rozmowa zamiast wydawania osądu: ,,leniwy”, ,,leniwa” 

To jest klasyka gatunku, ze wszystkim tak jest. Znalezienie etykietki słownej na każde zjawisko i zamknięcie sprawy…

 

 

WYBORY 2024

REPERTUAR KINA SOKÓŁ

Reklama