Brakuje 300 tysięcy, aby kupić szansę na życie dla Janka z Żegiestowa. Mijają ostatnie godziny zbiórki…

Brakuje 300 tysięcy, aby kupić szansę na życie dla Janka z Żegiestowa. Mijają ostatnie godziny zbiórki…

Na naszych oczach trwa walka na śmierć i życie. Walczą dwie piękne, dzielne, pomysłowe dziewczyny – Kasia i Weronika. Walczą o każdą złotówkę. Stawką jest życie ich ojca, Jana Fiedora, u którego zdiagnozowano chłoniaka. Niestety nowotwór dał przerzuty. Wraz z córkami Jana walczy rodzina, przyjaciele, anonimowi, życzliwi ludzie… Terapia kosztuje milion i trzysta tysięcy złotych. Udało się zebrać ponad połowę. Jan jest po sześciu cyklach chemii, która okazała się nieskuteczna. 16 marca czeka go kolejny etap leczenia – przeszczep od siostry. A potem już terapia Car T-Cell – ta, która ma szansę okazać się przełomowa.

Jan, dla bliskich Jasiu, to wspaniały mąż naszej mamy i najlepszy tata, jakiego można sobie wymarzyć. Ma dopiero 50 lat. Powinien mieć przed sobą jeszcze wiele lat szczęśliwego życia… – mówi Kasia. – W ubiegłym roku tata zaczął cierpieć na ból nogi. Nie skarżył się jednak, nie dał po sobie znać, że coś jest nie tak. Taki jest: zawsze uśmiechnięty, pogodny, pociesza, gdy ktoś ma zły dzień, zaraża optymizmem i pozytywnym myśleniem. Nie chciał nas martwić. Miałam wtedy osiemnastkę. Wiem teraz, że ból był już wtedy nie do zniesienia, ale tata nafaszerował się lekami przeciwbólowymi, żeby nie sprawić mi przykrości i na urodzinach po raz ostatni ze mną zatańczyć…

Ból był coraz silniejszy. Trzeba było odwołać zimowy wyjazd na narty. Jan kochał jeździć, był bardzo aktywnym człowiekiem, ale już nie mógł. Początkowo lekarze podpowiadali, że przyczyną bólu może być rwa kulszowa, jednak ostateczna diagnoza była ciosem znacznie trudniejszym do udźwignięcia.

Świadomość, że ktoś z Twojej najbliższej rodziny jest chory na tak straszną, śmiertelną chorobę, że może umrzeć, to koszmar, którego nie da się z niczym porównać. Nowotwór to strach. Strach o życie. Strach przed wynikiem kolejnego badania, przed wznową, przed tym, co przyniesie jutro. To bezradność, gdy ukochana osoba cierpi, a ty nie możesz nic zrobić. Tata, zawsze dzielny, cierpiał potwornie. Miał wrażenie, jakby odcinano mu nogę albo uderzano ją młotem – opowiada Weronika.

Życie Jana i jego bliskich przeniosło się do szpitala. Zaordynowano chemię, potem immunoterapię. Nagrodą za heroiczną walkę była remisja. Niestety, nie trwała zbyt długo. Po czterech miesiącach od zakończenia chemioterapii choroba znów zaatakowała. Jan przyjął kolejnych pięć chemii, zastosowano też leczenie z wykorzystaniem komórek macierzystych.

Coś drgnęło. Wydawało się, że będzie dobrze. Czuł się znacznie lepiej, wrócił do pracy, planował wyjazd z żoną nad morze. Kilka dni przed wyjazdem żona zauważyła na plecach Jana guz. Znów był szpital, badania i ten paraliżujący strach. Okazało się, że choroba jednak nie odpuściła. Niestety stwierdzono też przerzuty do mózgu.

Tata przyjmuje chemię paliatywną, która nie daje szans na wyleczenie. Ma tylko zmniejszyć ból. Przedłuża, ale nie ratuje życia. Leki onkologiczne już nie działają. Zostało leczenie ostatniej szansy: terapia Car-T Cell polegająca na pobraniu limfocytów T i zmodyfikowaniu ich w taki sposób, by potrafiły walczyć z nowotworem. To „przeprogramowanie” organizmu w taki sposób, by mógł pokonać raka. Wielu osobom uratowała życie. Niestety, nie jest refundowana. Kosztuje ponad 1,3 miliona złotych. To cena, której same nigdy nie będziemy w stanie zapłacić – mówi Weronika.

– Tato  zawsze wspierał nas w naszych pasjach. Kibicował mi podczas egzaminów do szkoły muzycznej, nie przegapił żadnego konkursu. Siostrę wspierał w miłości do jazdy konnej, opłacał lekcje, sprzęt. Dzięki niemu realizowaliśmy też swoje plany podróżnicze. Mówił, że on jeszcze ma czas na podróże i że on na starość jeszcze coś zobaczy... – wspomina Kasia.

Córki Jana ufają, że tak będzie i proszą o pomoc.

„Zrobiłybyśmy dla rodziców wszystko, ale nigdy nie zdobędziemy takich pieniędzy. Potrzebujemy pomocy, nie możemy poddać się bez walki. Chociaż 1,3 mln zł wydaje się sumą niemożliwą do uzbierania, jesteśmy gotowe do starań i szukania ludzi dobrej woli, którzy mogą nawet najmniejszą sumą nas wesprzeć. Zrobimy wszystko, by ocalić tatę. Wiemy, że on zrobiłby to samo dla nas. Prosimy, błagamy o ratunek – bez Ciebie nie damy rady” – apelują

Zbiórkę funduszy  na terapię ostatniej szansy dla Jana Fiedora z Żegiestowa koordynuje Siepomaga.

Znajdziesz ją TUTAJ

Na obojętność nie ma czasu. Jeśli możesz – pomóż i podaj dalej apel. Niech pomogą też inni.

 

Reklama