Bezdomni w koronawirusowym impasie. Problemem nie brak miejsc, a procedury

Bezdomni w koronawirusowym impasie. Problemem nie brak miejsc, a procedury

W Domu im. św. Brata Alberta w Nowym Sączu mieszka obecnie około 70 osób. Są to zazwyczaj ludzie, których los ciężko doświadczył i zostali bez dachu nad głową. Osoby, które znalazły się w trudnej sytuacji życiowej zawsze mogły zapukać do drzwi i poprosić o pomoc. Miejsca nie brakowało. Teraz problemem nie jest brak wolnych łóżek, a procedury, przez które może dojść do sytuacji, że osoba bezdomna pomocy nie uzyska.   

Problem ma skalę ogólnopolską. W dobie epidemii koronawirusa organizacje prowadzące schroniska i noclegownie dla bezdomnych są bezradne. Aby dostać się do takiej placówki, trzeba posiadać negatywny wynik testu na COVID-19. I tutaj zaczyna się problem, bo chociaż badania są również dla osób nieubezpieczonych, to skierowanie na nie musi wypisać lekarz rodzinny (POZ), a aby do niego trafić, trzeba mieć ubezpieczenie. Błędne koło. Rząd obiecuje niezwłoczne zajęcie się tematem.

Drugą opcją, aby móc przyjąć kogoś do domu dla osób bezdomnych, jest poddanie zainteresowanego dwutygodniowej izolacji, to jednak w wielu placówkach jest niemożliwe. gdyż nie ma na to warunków lokalowych.

– Procedury zapędzają nas w przysłowiowy ,,kozi róg”. Nie mamy dobrego sytemu, aby przyjmować nowych przybyszów i monitorować zdrowotnie – przyznaje kierownik schroniska i noclegowni dla bezdomnych Nowosądeckiego Towarzystwa Pomocy im. Św. Brata Alberta w Nowym Sączu Leszek Lizoń.

Jeśli chodzi o wydzielenie tzw. izolatki dla osoby, która zgodnie z procedurami miałaby przejść dwutygodniową kwarantannę przed przyjęciem, to jest to na obecną chwilę niemożliwe. W Domu Brata Alberta trwa remont, więc fizycznie brak miejsca na taki pokój.

Jak zapewnia kierownik placówki, władze miasta dostarczyły testy kasetkowe, jednak wiarygodność takiego badania jest niska. Dom otrzymał również pieniądze przyznane przez marszałka województwa na zakup środków ochrony osobistej, maseczek, płynów dezynfekcyjnych. Za nie zakupiono również ozonatory i lampy przepływowe.

– Jednak kluczowym elementem, który pozwoliłby nas odpowiednio zabezpieczyć byłyby profesjonalne testy PRC, a do nich dostępu nie mamy – przyznaje Leszek Lizoń.

Codziennie wieczorem domownicy mają mierzoną temperaturę. Jeżeli jest podwyższona, pracownicy przeprowadzają wywiad z pacjentem i próbują ustalić, czy są inne objawy chorobowe. To jedyne, co mogą zrobić w takiej sytuacji. Jak przyznaje kierownik placówki, na szczęście dotychczas nie stwierdzono przypadku zakażenia koronawirusem.

Osoby, które przychodzą z ulicy mają robione testy kasetkowe, bo zwyczajnie z ludzkiego punktu widzenia, nie mogą zostać na zimnie całą noc. To jednak nie zabezpiecza w należyty sposób pozostałych osób mieszkających w placówce i każde tego typu przyjęcie jest ryzykiem.

Bezdomni znajdują tu namiastkę rodzinnego ciepła

Fot. arch. schroniska dla bezdomnych w Nowym Sączu

Reklama