Afera na Okęciu przed MŚ „Hiszpania ‘82”, czyli…

Afera na Okęciu przed MŚ „Hiszpania ‘82”, czyli…

Ta sytuacja – choć nie jest związana ani z pięknymi golami, ani ważnymi zwycięstwami – przeszła do historii polskiej piłki nożnej. Zapisała się w niej jako „Afera na Okęciu”. Jej konsekwencje mogły przynieść katastrofalne efekty dla naszej reprezentacji, a dwóm późniejszym zdobywcom pucharu Europy skomplikować piękne kariery. W czasach telefonów komórkowych i mediów społecznościowych to niewyobrażalne, ale tamtym wydarzeniom na lotniku towarzyszyło tylko dwóch świadków. Jeden z nich Jacek J. Gucwa 42 lata później tak je opisuje.

Afera na Okęciu  przed  MŚ „Hiszpania  ‘82”, czyli…

                  „Panie, weź pan ten mikrofon !”

Rok 1980.  Nie, to nie będzie plagiat Orwella. To będzie wspomnienie z roku, który wyjątkowo zapisał się w historii Polski. Wszak wtedy narodziła się „Solidarność” stwarzając  podwaliny przemian prowadzących do dzisiejszej Polski. To społeczne wrzenie nie ominęło  i polskiego sportu. Symbolem tego słynny „Gest Kozakiewicza” na  Igrzyskach Olimpijskich w Moskwie. Wtedy też wydarzyła się głośna, piłkarska „Afera na Okęciu”,  której uczestnikiem  – i to bynajmniej nie biernym  – byłem  również  ja …

*

Pochmurna sobota 29 listopada 1980 r. W tamtych czasach pracowałem w Redakcji Sportowej TVP, a do moich reporterskich  obowiązków należała m.in. newsowa obsługa zespołów sportowych przylatujących i odlatujących z warszawskiego portu lotniczego. Tak było i w tym przypadku. Bladym świtem spotkałem się z ekipą (kamerzysta, dźwiękowiec, oświetleniowiec), by na Okęciu „skręcić” materiał  do sportu w głównym wydaniu „Dziennika TV”.  Z Warszawy odlatywała piłkarska reprezentacja Polski. Na Malcie miała rozegrać mecz eliminacyjny do finałów Mistrzostw Świata Hiszpania ’82. Ot, rutyna. Bo co tu można było wymyślić. Piłkarze powiedzą, że lecą po wygraną, że są zdrowi oraz w dobrej formie, trener to potwierdzi i po robocie. Tym razem jednak wszystko poszło inaczej…

W hali odlotów panował jeszcze półmrok. Kiedy kamerzysta balansował optykę w swoim sprzęcie, oświetleniowiec szukał gniazdka elektrycznego do swoich „sanganów”, a ja rozglądałem się gdzie robić rozmówki, podszedł do mnie reporter Polskiego Radia –  Boguś Chruścicki: – Cześć Jacek – zagaił i od razu dodał: – Chyba coś tu się dzieje. Lecę nagrywać o czym rozmawiają…

*

Rzeczywiście. Odprawa samolotu rejsowego do Rzymu trwała już na dobre (tam najpierw, na krótkie zgrupowanie leciała nasza reprezentacja), ale żaden z piłkarzy jakoś się do niej nie kwapił. Stali zbici w małe grupki, a jedna nieco większa dyskutowała zawzięcie z trenerem Ryszardem Kuleszą. Z boku zebrała się reszta ekipy: działacze z sekretarzem generalnym PZPN – Zbigniewem Kalińskim, kierownikiem ekipy – Zbigniewem Należytym i drugim trenerem – Bernardem Blautem.

O co tu chodzi – przemknęło mi przez myśl, gdy mój wzrok padł na samotną postać przy jednym ze słupów, wspierających starą halę odlotów. Osoba ta wyraźnie walczyła, by utrzymać pionową postawę, a w walce wyraźnie pomagał  jej ów słup. Kiedy rozpoznałem osobnika w stanie „nieważkości” – olśniło mnie w ułamku sekundy.  Był to wszak bramkarz naszej reprezentacji – Józef Młynarczyk! To on  był sprawcą całego zamieszania.

*

Nie pozostało mi nic innego, jak zabrać się do pracy. Gdybym przymknął oczy na zaistniałą sytuację, już następnego dnia  musiałbym szukać nowej roboty. Mówię więc do technika oświetlenia: – Odpalaj te swoje „sangany” by się rozgrzały, a ja poszukam kogoś do rozmowy”. Z kolei kamerzystę proszę: – Zrób ujęcia „zmęczonego” Józka, piłkarzy dyskutujących z Kuleszą, działaczy i na „przebitki” pozostałych grupek piłkarzy. Po tych słowach ruszam z dźwiękowcem, by poprosić Kuleszę o wyjaśnienie: – Co tu się dzieje? Kiedy stawiam pytanie, gdzieś z boku słyszę słynne: „Panie, weź pan ten mikrofon”. To Zbyszek Boniek próbuje ochronić trenera, który i tak odmawia wypowiedzi. Nikt z piłkarzy i działaczy także nie chce rozmawiać. Nabrali wody w usta i uciekają przed mikrofonem.

Wreszcie znajduję rozmówcę, który godzi się powiedzieć kilka zdań opisujących  zaistniałą sytuację. To Zbigniew Kaliński, sekretarz generalny PZPN. Ale to jeszcze nie koniec moich kłopotów. Kiedy idziemy do kamery, nagle gaśnie światło. Spryciarz Stasiu Terlecki odłączył z gniazdka kable zasilające „sangany” oświetleniowca. Gdy technik przywraca oświetlenie, trzymam rozmówcę za rękaw, by nie zmienił zdania i się nie ulotnił.  Wreszcie pada hasło „kamera” i Kaliński mówi: – Stała się rzecz niedopuszczalna. Nasz pierwszy bramkarz upił się w nocy na mieście i wciąż jest pijany. W hotelu „Vera”, gdzie  mieliśmy zbiórkę i spaliśmy ostatnią noc, z trenerem Bernardem Blautem i resztą kierownictwa ekipy postanowiliśmy rano, że „Józek” z nami nie leci i zostaje w kraju. Drużyna stanęła jednak w jego obronie, grożąc, że jak on zostaje, to oni też nie lecą. Młynarczyka na lotnisko przywiózł  prywatnym samochodem Staszek Terlecki. W tej sytuacji, szantażowany trener Kulesza przed chwilą zmienił zdanie. Uległ naciskom piłkarzy i Józek leci z nami do Rzymu.

*

Uff. Odlecieli wszyscy ! To jednak nie koniec afery na Okęciu.  Przeciwnie. Już po kilku dniach „Banda Czworga” – jak określiła ich prasa – Młynarczyk oraz najmocniej ujmujący się za „Józkiem”:  Zbigniew Boniek, Władysław Żmuda i Stanisław Terlecki z powrotem byli w kraju. Osobiście przywiózł ich z Rzymu sam prezes PZPN – generał Marian Ryba. Wcześniej cała czwórka (wraz z reprezentacją) została jeszcze przyjęta na audiencji przez papieża Jana Pawła II. Nic im to nie pomogło. Na Maltę już nie polecieli. Bez tych czterech Polska wygrała z Maltą 2-0. A kiedy reprezentacja wróciła do domu, to dopiero się zaczęło. Publiczne dyskusje, przesłuchania i sądy – często przed kamerami telewizji – zakończyły się karami i dyskwalifikacjami nałożonymi  na winnych. – Choć z góry było wiadomo, kto zostanie uznany winnym i poniesie karę – wspomina Zbigniew Boniekgodzinami bito przysłowiową pianę. Prawdziwy kabaret…

*

Zabawne nie były za to kary, jakie ostatecznie  nałożono na „Bandę Czworga”. 20 grudnia decyzją Wydziału Dyscypliny PZPN:  Terlecki i Boniek dostali po roku bezwzględnej dyskwalifikacji, a Młynarczyk i Żmuda – po osiem miesięcy. Część z tych kar  niebawem  jednak zweryfikowano.  W obliczu eliminacyjnych spotkań z NRD,  już w połowie lutego 1981 r.  Komisja Dyscypliny i Zmiany Barw Klubowych  GKKFiS  rozpatrzyła odwołania ukaranych zawodników. Utrzymano pierwotne wyroki dla Młynarczyka i Terleckiego. Bońkowi roczną dyskwalifikację skrócono do ośmiu miesięcy, a Żmudzie z ośmiu do sześciu, dodatkowo zawieszając ich wykonanie na okres dwóch lat.

W efekcie Żmuda grał już 2 maja 1981 r. w zwycięskim (1-0) meczu el. MŚ ’82  z NRD w Chorzowie. Kilka miesięcy później  (10 października) dołączyli do niego na stadionie w Lipsku  – Józef Młynarczyk i Zbigniew Boniek. Obaj wystąpili  w zwycięskim rewanżu z NRD. Wygrana biało-czerwonych 3-2  przypieczętowała awans do finałów Mundialu Espana ‘82. Jedynym z tej czwórki, który w całości odbył nałożoną karę był Terlecki. Niepokorny Staszek obraził się na kadrę i wyjechał do USA. Tam nie obowiązywała go nasza dyskwalifikacja.  W Ameryce Terlecki kopał więc futbolówkę  i odkładał pieniądze na późniejszą emeryturę. Nigdy więcej nie zagrał  już w reprezentacji Polski. Także dobroduszny Kulesza niebawem zapłacił funkcją za aferę na Okęciu. Zastąpił go Antoni Piechniczek. Ze stanowiska prezesa PZPN zrezygnował  wkrótce też generał Marian Ryba.

*

Ostatecznie „Aferę na Okęciu” najlepiej podsumował kapitan tamtej reprezentacji . Władysław Żmuda, powiedział: – Pokazaliśmy wtedy, że jesteśmy solidarni, choć miałem wrażenie, że aż takiej jedności wśród nas wszystkich nie było. Przecież tylko nasza czwórka została surowo ukarana. Inni pospuszczali głowy. Ot, głupia niepotrzebna sprawa. Najważniejsze było jednak to, co półtora roku później pokazaliśmy na stadionach Hiszpanii. Zdobyliśmy medal mistrzostw świata. I to była nasza najlepsza odpowiedź na tę aferę na Okęciu.

Jacek J. Gucwa

Specjalne wydanie DTS POLACY NA MUNDIALACH dostępne bezpłatnie pod linkiem:

Targi Edukacja, Kariera, Przyszłość

REPERTUAR KINA SOKÓŁ

Reklama