Wspomnienia. Jeżdżenie na czym się tylko da

Wspomnienia. Jeżdżenie na czym się tylko da

Kalczyńska, zima

Gdzie i jak sądeczanie bawili się zimą w dzieciństwie? Jak teraz spędzają ten czas? Gdzie najchętniej i dlaczego tam?

Małgorzata Kalczyńska, szefowa Centrum Informacji Turystycznej w Nowym Sączu:

– Kto spędził dzieciństwo w okolicach Osiedla Milenium i na terenie budującego się Osiedla Wojska Polskiego, ferie spędził na „Górce Majchra”. To historyczne miejsce dla setek dzieci i młodzieży zjeżdżających na sankach, gruszkach, workach na buty, nartach, podeszwach i pupach. Spędzaliśmy na „górce Majchra” cały dzień, no z przerwą na oskrobanie ziemniaków i szybkie posprzątanie domu przed przyjściem rodzicielki po pracy. Te czasy ze śniegiem i mrozem, bez telefonu, bez internetu, z „kluczem na szyi”, z przemarzniętymi dłońmi i nogami (nosiło się tylko sztruksy i jeansy, tak dla przypomnienia), wspominam z uśmiechem.

Wiesław Piprek, przewodnik PTTK, prezes Zarządu Koła Przewodników PTTK, miłośnik historii: 

– To było bardzo, bardzo dawno temu, kiedy zacząłem moją przygodę z narciarstwem: w końcu lat 50. i początku 60. XX wieku. Ponieważ urodziłem się w Bielsku-Białej, z tym też rejonem związane jest moje dzieciństwo. Pierwsze narty zrobił mi mój wujek, stolarz. Były zrobione ze zwykłej deski, wujek wygiął nieco tylko przód. Później były polsporty. Po przyjeździe do Nowego Sącza i wstąpieniu do GOPR, jeszcze w latach 70. moje przygody z narciarstwem ograniczały się do pełnienia dyżurów na stacjach narciarskich i w schroniskach. Miło wspominam te czasy, kiedy jeszcze nie śnieżono sztucznie stoków, a wyciągi to były zaledwie niewielkie wyrwirączki, później orczyki. Teraz warunki narciarze mają nieporównywalnie lepsze od tego, co ja pamiętam. Chociaż tęsknię bardzo za dawnymi czasy.

Jerzy Dębicki, polonista z Zespołu Szkół nr 3 im. Bolesława Barbackiego w Nowym Sączu:

– Zima mojego dzieciństwa zawsze była mroźna i śnieżna. Była też pełna zabawy. Sanki na Górze Cmentarnej albo na Majchra przy ogródkach działkowych. Ślizgawka na osiedlowej górce (wieczorami wylewaliśmy tam wiadra wody, by nocą zamarzła). Lodowiska na szkolnym boisku, na których panowała „wolna amerykanka”, a dziki tłum jeździł we wszystkich kierunkach jednocześnie, jak w godzinach szczytu na ulicach Hanoi. Punktem obowiązkowym śnieżnych zabaw było budowanie fortec i bitwy na śnieżki. Przestrzenie między blokami stawały się polami działań wojennych, a śnieżne kule śmigały budząc popłoch wśród przechodniów. Na narty jeździło się najczęściej na Suchą Dolinę, do Cieniawy, na Słotwiny albo do Kasiny na stromy stok Śnieżnicy. I jeszcze jedno. Wszędzie było pełno dzieciarni, od rana do wieczora, jakby ferie trwały trzy miesiące. Dzisiaj zima dla mnie to czas długich, spokojnych treningów biegowych i wędrówek górskich oraz zimnych kąpieli w beskidzkich strumieniach. Też pięknie.

Pozostałe wspomnienia znajdziesz w numerze. Kliknij i czytaj za darmo on-line:

 

 

WYBORY 2024

REPERTUAR KINA SOKÓŁ

Reklama