Prezydent RP Andrzej Duda odpowiedział na apel o pomoc dla Jana z Żegiestowa. Trwa walka o życie…

Prezydent RP Andrzej Duda odpowiedział na apel o pomoc dla Jana z Żegiestowa. Trwa walka o życie…

W pierwszych dniach listopada opublikowaliśmy w dts24 apel o pomoc dla Jana Fiedora z Żegiestowa, o którego życie walczą kochające córki – Kasia i Weronika.  Jan walczy z chorobą nowotworową. Narodowy Fundusz Zdrowia nie ma już dla niego żadnej dostępnej w ramach ubezpieczenia terapii. Jan przyjmuje chemię paliatywną, która nie daje szans na wyleczenie, ma jedynie zmniejszyć ból.  Jest jednak nadzieja związana z terapią ostatniej szansy metodą Car-T Cell. Polega ona na pobraniu limfocytów T i zmodyfikowaniu ich w taki sposób, by potrafiły walczyć z nowotworem. Takie „przeprogramowanie” organizmu, by mógł nauczyć się pokonać raka nie jest niestety refundowane. Leczenie koszuje ponad 1,3 miliona złotych. Córki Jana postanowiły poruczyć niebo i ziemię, aby zebrać tę kwotę. Ich prośba o pomoc trafiła nawet do prezydenta RP Andrzeja Dudy. Prezydent odpowiedział.

Wczoraj na Twitterze pojawił się wpis prezydenta Dudy, w którym apeluje o przyłączenie się do akcji charytatywnej i nadmienia, że on sam i jego małżonka już pomogli.

Nie wiadomo jaką kwotą i w jaki sposób, jednak dzięki głowie państwa poruszająca historia walki o życie Jana na pewno trafiła do wielu ludzi, którzy dotąd jej nie znali.

Do dziś udało się zebrać 336 tysięcy złotych.  Potrzeba niemal czterokrotnie więcej, aby móc opłacić leczenie ostatniej szansy dla Jana Fiedora.

Wierzymy, że  to się uda.

Przypolminamy raz jeszcze tę wzruszającą historię i prosimy Was o pomoc.

  • Można pomóc wpłacając datek w dowolnej wysokości.
  • Można pomóc biorąc udział w licytacjach, z których dochód zostanie przekazany na konto zbiórki, albo oddając na aukcję coś, co może zostać wylicytowane.
  • Można pomóc przekazując ten apel dalej w świat.

 

Jan, dla bliskich Jasiu, to wspaniały mąż naszej mamy i najlepszy tata, jakiego można sobie wymarzyć. Ma dopiero 50 lat. Powinien mieć przed sobą jeszcze wiele lat szczęśliwego życia… – mówi Kasia. – W ubiegłym roku tata zaczął cierpieć na ból nogi. Nie skarżył się jednak, nie dał po sobie znać, że coś jest nie tak. Taki jest: zawsze uśmiechnięty, pogodny, pociesza, gdy ktoś ma zły dzień, zaraża optymizmem i pozytywnym myśleniem. Nie chciał nas martwić. Miałam wtedy osiemnastkę. Wiem teraz, że ból był już wtedy nie do zniesienia, ale tata nafaszerował się lekami przeciwbólowymi, żeby nie sprawić mi przykrości i na urodzinach po raz ostatni ze mną zatańczyć…

Ból był coraz silniejszy. Trzeba było odwołać zimowy wyjazd na narty. Jan kochał jeździć, był bardzo aktywnym człowiekiem, ale już nie mógł. Początkowo lekarze podpowiadali, że przyczyną bólu może być rwa kulszowa, jednak ostateczna diagnoza była ciosem znacznie trudniejszym do udźwignięcia.

Świadomość, że ktoś z Twojej najbliższej rodziny jest chory na tak straszną, śmiertelną chorobę, że może umrzeć, to koszmar, którego nie da się z niczym porównać. Nowotwór to strach. Strach o życie. Strach przed wynikiem kolejnego badania, przed wznową, przed tym, co przyniesie jutro. To bezradność, gdy ukochana osoba cierpi, a ty nie możesz nic zrobić. Tata, zawsze dzielny, cierpiał potwornie. Miał wrażenie, jakby odcinano mu nogę albo uderzano ją młotem – opowiada Weronika.

Życie Jana i jego bliskich przeniosło się do szpitala. Zaordynowano chemię, potem immunoterapię. Nagrodą za herroiczną walkę była remisja. Niestety, nie trwała zbyt długo. Po czterech miesiącach od zakończenia chemioterapii choroba znów zaatakowała. Jan przyjął kolejnych pięć chemii, zastosowano też leczenie z wykorzystaniem komórek macierzystych.

Coś drgnęło. Wydawało się, że będzie dobrze. Czuł się znacznie lepiej, wrócił do pracy, planował wyjazd z żoną nad morze. Kilka dni przed wyjazdem żona zauważyła na plecach Jana guz. Znów był szpital, badania i ten paraliżujący strach. Okazało się, że choroba jednak nie odpuściła. Niestety stwierdzono też przerzuty do mózgu.

Okazało się wówczas, że  leczenie oferowane w ramach NFZ, które dawało szansę na pokonanie choroby zostalo wyczerpane, a  za ostatnią szansę trzeba zapłacić krocie.

–  To cena, której same nigdy nie będziemy w stanie zapłacić – mówi Weronika.

– Tato  zawsze wspierał nas w naszych pasjach. Kibicował mi podczas egzaminów do szkoły muzycznej, nie przegapił żadnego konkursu. Siostrę wspierał w miłości do jazdy konnej, opłacał lekcje, sprzęt. Dzięki niemu realizowaliśmy też swoje plany podróżnicze. Mówił, że on jeszcze ma czas na podróże i że on na starość jeszcze coś zobaczy... – wspomina Kasia.

Córki Jana ufają, że tak będzie i proszą o pomoc.

„Zrobiłybyśmy dla rodziców wszystko, ale nigdy nie zdobędziemy takich pieniędzy. Potrzebujemy pomocy, nie możemy poddać się bez walki. Chociaż 1,3 mln zł wydaje się sumą niemożliwą do uzbierania, jesteśmy gotowe do starań i szukania ludzi dobrej woli, którzy mogą nawet najmniejszą sumą nas wesprzeć. Zrobimy wszystko, by ocalić tatę. Wiemy, że on zrobiłby to samo dla nas. Prosimy, błagamy o ratunek – bez Ciebie nie damy rady” – apelują

Zbiórkę funduszy  na terapię ostatniej szansy dla Jana Fiedora z Żegiestowa koordynuje Siepomaga.

Znajdziesz ją TUTAJ

 

 

WYBORY 2024

REPERTUAR KINA SOKÓŁ

Reklama