„Pawłowski. Biografia”. Historia człowieka sukcesu

„Pawłowski. Biografia”. Historia człowieka sukcesu

Szymczyk i Pawłowski

Rozmowa z Adamem Szymczakiem, współautorem książki „Pawłowski. Biografia”, która ukazała się nakładem sądeckiego wydawnictwa RTCK (Rób To Co Kochasz)

– „Chciałbym tak właśnie być zapamiętanym: Był prawym człowiekiem. Nic więcej” – to słowa Krzysztofa Pawłowskiego i motto Waszej książki. Myślę jednak, że po wspólnej pracy nad biografią rektora WSB-NLU zapamiętasz go szczególnie. Jak?

– Na pewno zapamiętam go w taki sposób, jak sam chce być zapamiętany, czyli jako prawego człowieka. To cecha charakteru, którą on sam wnosi na piedestał, a której nauczył go między innymi jego ojciec. Choć Krzysztof Pawłowski nie znał swojego taty, bo ten zmarł tragicznie, gdy syn miał dwa latka, to jednak miał wpływ na jego wychowanie. To wychowanie odbywało się poprzez epitafium nagrobne, napisane przez przyjaciela rodziny: „ […] Nie będziem chcieli ni skarbów ni złota, by Twa szlachetna dusza była pełna dumy, żeś pozostawił na ziemi dzieci, które cnotę, dobro stawiają wyżej niż złudę fortuny”. Cnota – to jest właśnie charakter człowieka.

Poznając rektora w procesie redagowania książki, mocno mogłem dostrzec, że on nigdy nie kierował się własnym interesem. Jako student WSB-NLU – jego wychowanek pamiętałem go jako osobę czarującą i porywającą, która potrafiła budować atmosferę prestiżu uczelni, a w studentach wlewać pewność siebie, poczucie, że jesteśmy dobrze uposażeni, aby realizować marzenia. Zresztą to było motto WSB-NLU: „Zmieniamy marzenia w rzeczywistość”.

Rektor po latach przyznaje, że warto było się poświęcić, choćby dla tak wielu młodych ludzi. Gdyby nie uczelnia, nie byłoby tylu fascynujących karier. Tej książki też nie pisał dla siebie – dopiero później okazało się, że dla jego zdrowia było to zbawienne. Jest po dwóch udarach, z których jeden ograniczył go ruchowo, drugi ograniczył pamięć. On mimo to uznał, że musi odtworzyć swoje życie i podzielić się nim z innymi. Codziennie przez pięć godzin przez wiele miesięcy spisywał fakty ze swojego życia ze swoich kalendarzy i opatrywał komentarzem. Co, jak się okazało, było najlepszą formą rehabilitacji dla niego i pozwoliło na odzyskiwanie formy.

– Dostałeś w ten sposób do zredagowania tak spisane milion znaków. Co było Twoim największym zaskoczeniem, odkryciem, po tej lekturze? Czego nie wiedziałeś o Krzysztofie Pawłowskim?

– Na pewno nie znałem historii rodziny Krzysztofa Pawłowskiego. Nie miałem pojęcia, że jego rodzice prowadzili w Nowym Sączu restaurację, która mieściła się na granicy getta żydowskiego. To był konspiracyjny punkt łącznościowy. Profesor Aleksander Skotnicki w swojej książce „Arka” opowiada historię swojej babci, nomen omen pseudonim w AK „Babcia”. Dzięki tej relacji, a także pracy historyka ziemi sądeckiej Józefa Bieńka, możemy dowiedzieć się, że przez restaurację Pawłowskich udało się uciec z getta wielu Żydom.

Niestety ojciec rektora przepłacił życiem za tę działalność konspiracyjną. Został aresztowany i dotkliwie pobity przez gestapo. Co prawda wypuszczono go na wolność, ale niedługo jeszcze żył. Jego organizm był całkowicie wyczerpany. Krzysztof Pawłowski wspomina spacer z nianią, podczas którego zatrzymała się nagle na ulicy i wskazując pewnego mężczyznę, powiedziała: „Ten pan zabił twojego tatę”. Rektor miał wtedy cztery latka. To było najtrudniejsze i pierwsze takie wspomnienie z dzieciństwa, które zapamiętał na całe życie.

W tej biografii Krzysztof Pawłowski dzieli się wieloma innymi, trudnymi momentami. Jakoś tak się zdarzyło, że każdy okrągły jubileusz jego urodzin wiązał się z chorobami, które nieraz mogły pozbawić go życia. Utkwił mi więc też w głowie moment, w którym dowiaduje się tuż przed pięćdziesiątką, że ma nowotwór. Pracownicy uczelni i studenci zorganizowali dla niego wielką fetę. Trudno mu było wytrzymać na tej imprezie. Nikomu bowiem nie zwierzył się ze swojego stanu zdrowia. Długo trzymał to w tajemnicy, bo uważał, że taka informacja mogłaby zaszkodzić prestiżowi uczelni. On nawet w takiej chwili nie myślał o sobie. Przyznaje się jednak, że po tej uroczystości wrócił do domu, a tam córka zapytała go: „Tato, jak się czujesz?”. Wówczas rozpłakał się jak dziecko. Później postanowił opracować plan rozwoju szkoły na 25 lat i tym zajął swoją głowę.

– W tej historii nie brakuje wzruszających momentów, ale pełno też w niej zabawnych anegdot. (…)

Całość przeczytasz w najnowszym numerze „Dobrego Tygodnika Sądeckiego”:

WYBORY 2024

REPERTUAR KINA SOKÓŁ

Reklama