I Jarmark Średniowieczny „U Rittera” stał się już historią. Kto był (a odwiedzających było naprawdę sporo), mógł osobiście doświadczyć atmosfery średniowiecza pod ryterskim zamkiem. A kto nie był – niech żałuje i poprawi się za rok! Dla nieobecnych i obecnych, ale żądnych wspomnień – krótka relacja z wydarzenia. Relacja trochę nietypowa i zapewne niepełna – bowiem okiem wystawcy.
I tak ten oto rękodzielnik, wystawiający swoje wyroby na jarmarku i dbający, należycie mam nadzieję, o klientów i sympatyków, nie był niestety w stanie poświęcić tyle uwagi na wszystkie punkty programu, ile by się im należało. Oczywiście nie jest to forma narzekania, ale wyrażenia lekkiego niedosytu, ponieważ atrakcji było mnóstwo i żal było nie zobaczyć wszystkiego.
W sobotnie popołudnie ryterskie wzgórze zamkowe wypełnił zapach prochu strzelniczego, echo wystrzałów (huk bombardy słyszały z pewnością okoliczne miejscowości!), aromat domowych przysmaków, a wszystko to przy akompaniamencie średniowiecznej muzyki.
Do tego kilka słów o historii miejsca, cudne tańce średniowieczne (chociaż dziewczynki oglądałam spomiędzy ludzi, ze swojego stoiska – małe praczki zachwyciły mnie swoim występem!), no i walki rycerskie, okraszone nutą humoru i niespodziewanych zwrotów akcji, uciekać przed rycerzami musieli bowiem nawet oglądający!
Zachwycone dzieci lepiły naczynia z gliny, pisały gęsim piórem, rysowały piaskiem, strzelały z łuku, a nawet mogły potrzymać w dłoni średniowieczną broń skałkową. O nudzie nie mogło być więc mowy!
Na nudę nie narzekali też rękodzielnicy. Rzeźba, malunek na jedwabiu, wełna, kamienne amfory, ceramika i również moje poduszki ozdobne i torebki, szyte na zabytkowej łaciarce szewskiej – cieszyły się, ku wielkiej radości wszystkich wystawców, zainteresowaniem odwiedzających. Padało mnóstwo pytań o naszą pracę, materiały, techniki wytwórcze.
Taki jarmark to dla rękodzielnika okazja do ciekawych rozmów, posłuchania o oczekiwaniach odbiorców, a także możliwość poznania niezwykłych ludzi, no bo gdzie indziej miałabym okazję spotkać pana, który zajmuje się runami słowiańskimi? Dużą radością napawa też fakt, że dzieło rąk zaczyna być w naszej kulturze doceniane i my wszyscy, jako klienci, zaczynamy przywiązywać uwagę do jakości przedmiotów, którymi otaczamy się w życiu.
Średniowieczną imprezę zwieńczyło widowisko, przedstawiające legendę o Bojomirze. Sceneria dziedzińca zamkowego musiała dodać inscenizacji niesamowitego klimatu, a ja bardzo żałuję, że mogłam obejrzeć ją tylko on-line!
Małgorzata Siwiec
zdjęcia Andrzej Kłodnicki