Nie pozuję na jakąś diwę, to nie mój charakter

Nie pozuję na jakąś diwę, to nie mój charakter

O niecodziennym sposobie kręcenia „Zimnej wojny” i odbiorze  filmu, o Tomaszu Kocie i o folklorze Muszynki specjalnie dla Czytelników „Dobrego Tygodnika Sądeckiego” – aktorka Joanna Kulig.

– Przyznaję, że zdumiał mnie Pani telefon, że pamięta Pani o wywiadzie dla „Dobrego Tygodnika Sądeckiego” i możemy się już umówić na rozmowę. Zero gwiazdorstwa…

– Cieszę się, bo „Dobry Tygodnik Sądecki” to w końcu moje strony, więc nie ma mowy, żebym takiej rozmowy odmówiła. Tylko tyle się działo różnych rzeczy ostatnio… Ale cały czas leżało mi w pamięci, że obiecałam, więc trzeba to zrobić, bo potem znów się coś wydarzy i zaginie w ferworze miliarda spraw. Mogę odmawiać innym, ale lokalny patriotyzm u mnie zawsze zwycięża.

– Za Panią mnóstwo wywiadów, mnóstwo spotkań w związku z premierą „Zimnej wojny”. Były wśród nich takie wyjątkowe, szczególnie zapadające w pamięć?

– Rzeczywiście bardzo dużo się działo. Samo przyjęcie filmu na festiwalu w Cannes było wyjątkowe: reakcja publiczności, gwiazd światowego kina i łzy wzruszenia u chociażby Julianne Moore czy Benicio Del Toro. To było niezwykłe. Film wszedł w Polsce na ekrany 8 czerwca i ma bardzo dobrą oglądalność, choć to kino artystyczne. A niedługo premiery w Anglii, Francji, Stanach Zjednoczonych, więc trzeba się szykować na kolejne wyzwania. To wielkie przeżycia dla mnie i jestem bardzo szczęśliwa, że ta ciężka praca, która trwała ponad rok, biorąc pod uwagę przygotowania do filmu i zdjęcia, znalazła taki wydźwięk w odbiorze światowym.

– Grając w filmie, spodziewała się Pani takiego efektu?

– Aż takiego chyba nikt się nie spodziewał. Trudno jest przewidzieć, na jaki festiwal film trafi i jak będzie odebrany. Ale że to będzie dobry film, to wiedzieliśmy. Widać było, że to będzie niezwykły, dopracowany, wzruszający obraz. Potem potwierdził to fakt, że film dostał się do selekcji głównej w Cannes, gdzie wybieranych jest zaledwie kilkanaście filmów z kilku tysięcy zgłoszonych. To już było olbrzymim wyróżnieniem, tym bardziej, że polskiego filmu nie było tam od bardzo dawna. A to co się stało później, jego odbiór, nagroda to było niezwykłe. To naprawdę wielki sukces.

– Sama praca nad filmem też chyba była niezwykła? Po pierwsze ilość dubli, nawet 60 i więcej, to się rzadko zdarza?

– To była misterna praca nad detalami. Bardzo ważny w filmie był obraz, więc każdy kadr musiał być odpowiednio ustawiony. W tym wypreparowanym świecie my aktorzy musieliśmy być bardzo naturalni. Więc zanim te wszystkie elementy: światła, scenografii, ruchu, gry aktorskiej się dograło, było sporo dubli.  Paweł  Pawlikowski pracuje w profesjonalny sposób, szukając prawdy a równocześnie stylizując ten świat, więc u niego taka ilość powtórek ujęć jest normą. Robiliśmy już razem trzy filmy, dlatego nie było to dla mnie zaskoczeniem, ale to rzeczywiście w typowej pracy nad filmem to dość niespotykane.

– Niezwykłe było też to, że układ kręcenia kolejnych scen odpowiadał chronologii wydarzeń w filmie?

– To było bardzo ważne. Dzięki temu można było wtapiać się w tę rzeczywistość, bez przeskakiwania w czasie. Dzięki temu, wraz z kolejnymi scenami, temat w nas aktorach powoli dojrzewał, tak jak dojrzewały grane przez nas postacie. To oczywiście pomagało budować rolę. Rzeczywiście taki sposób pracy bardzo rzadko się zdarza, może w teatrze tak. W filmie jest to trudne, choćby ze względu na dostępność aktorów, obiektów, scenografię. Taka chronologiczna praca wymaga dużej elastyczności, ale niewątpliwie wpływa na klimat pracy.

– Trzeci niecodzienny element to czarno-biała konwencja filmu.

– To po „Idzie” drugi czarno-biały film Pawła. Początkowo reżyser myślał o kolorze, ale te czasy, o których opowiada film, były czarno-białe, i zdjęcia z nich były czarno-białe i świat był trochę bury, więc konwencja była naturalną kolorystyką tamtego czasu. Dzięki temu jest wiarygodnie.

– Lat 50-60., w których toczy się akcja, Pani osobiście nie zna, ale pamięta Pani koniec lat 80., schyłek komunizmu? (…)

Całą rozmowę przeczytasz w „Dobrym Tygodniku Sądeckim” 12 lipca

Fot. Kino Świat

 

Reklama