Grzegorz – dawca nadziei

Grzegorz – dawca nadziei

Do Renaty i Grześka dzwonią obcy ludzie. Płaczą do słuchawki, dzielą się swoimi historiami i troskami. Dzwonią matki więźniów. Dzwonią ludzie, których bliscy odsiadują wyroki za błędy, ludzie którzy mniej lub bardziej pogubili się w życiu oraz tacy, którzy nie pogubili się, ale potrzebują Przyjaciela… Te telefony to odpowiedź na książkę „Nie jesteś skazany” Grzegorza i Renaty Czerwickich. Napisali ją razem, a przed nimi „pisało” ją życie Grześka. Jako młody chłopak sięgnął dna. Z tego dna zaczął szczebel po szczebelku wspinać się najpierw po ratunek, później – po szczęście. Kiedyś sporo narozrabiał. Teraz robi dobre rzeczy. Jest szczęśliwym mężem Renaty, która pojawiła się na jego drodze tuż po wyjściu z więzienia. Jest ojcem. Jest też dawcą nadziei. Dużą jej porcję zapakował przy pomocy żony do książki, właśnie tej, która rozdzwoniła telefony.

Renata: Mam ciarki kiedy o tym mówię. Nie zakładaliśmy tego. My mieliśmy zrobić swoją robotę, czyli napisać ciekawą książkę, opowiadającą bez koloryzowania o tym, co się wydarzyło w życiu Grzegorza i koniec. Zakładałam, że może być bardzo różnie i ciągle czekam na pierwszą negatywną recenzję, ale jeszcze nie było ani jednej. Może po prostu najważniejsze jest to, co z tej książki wypływa, czyli właśnie nadzieja. Chociaż znam Grześka od dnia jego wyjścia na wolność, ta historia jest dla mnie tak pełna nadziei, że śmieję się, bo ja trochę nie mam innego wyjścia niż wierzyć w Pana Boga. Gdybym dziś zakwestionowała istnienie Boga, to tak jakbym zakwestionowała życie mojego męża. Bo on żyje tylko dzięki Niemu. W sensie dosłownym, nie metaforycznym. Grzesiek nie chciał żyć, targał na swoje życie, a Bóg go uratował …

IK: Jak myślisz Grzegorz: czy w Twoim dzieciństwie i w latach młodzieńczych, gdy błądziłeś, błąkałeś się po świecie z deficytem nadziei, z buntem, z którym nie wiadomo co zrobić… Czy wtedy były jakieś znaki, których nie dostrzegałeś, że nie jesteś jednak sam, że ktoś się o Ciebie troszczy?

Grzegorz: Analizowałem to sobie i często powracałem wspomnieniami do wielu sytuacji z przeszłości, zwłaszcza do momentów wchodzenia w przestępstwa i nałogi. I rzeczywiście teraz dostrzegam takie momenty, w których, jak myślę, Przyjaciel próbował się do mnie dobijać, ale ja byłem na te znaki głuchy i ślepy. Na przykład babcia opowiadała mi o Panu Jezusie, o Panu Bogu… Opowiadała dużo dobrych rzeczy, ale moją uwagę przykuwało to, co w efekcie odrzucało mnie od wiary. Do dziś pamiętam jak zastanawiałem się nad stwierdzeniem „Bóg za dobre wynagradza, a za złe karze”. Myślałem wtedy: przecież ja od najmłodszych lat cały czas mam pod górkę. Dlaczego tak jest? Nie rozumiałem tego, a nikt mi nie tłumaczył dlaczego tak jest.  W efekcie nie chciałem się otworzyć na Boga. Dziadek też wysyłał mnie do kościoła, dawał mi piątaka i kazał wrzucać na tacę. To było takie wciskanie: idź, musisz… Nie działało tak, jak dziadek chciałby.

IK: … Aż w pewnym momencie dostałeś od współwięźnia – ateisty Pismo Święte.

Grzegorz: Myślę, że ten człowiek, gdy okazałem się być tak bardzo głuchy i ślepy, miał być we właściwym momencie takim „przekaźnikiem”. To było coś genialnego w wykonaniu Boga, że posłużył się ateistą, który polecił mi Pismo Święte… No który katolik wpadłby na to?

IK: Sprytny Gość… Ma fantazję.

Grzegorz: Ma fantazję i to bardzo dużą. To widać patrząc na moje życie.

IK: Renata, co było w Grześku takiego, co kazało ci trzymać go za rękę, być przy nim?

Renata: To ciekawe, bo to był człowiek, który nie miał absolutnie nic w momencie, kiedy go poznałam. W dniu, kiedy go poznałam nie miał domu, nie miał rodziny, nie miał pieniędzy, nie miał matury, nie miał włosów na głowie, nie miał ubrań… On po prostu fizycznie nie miał nic. Wszystko, z czym przyjechał na rekolekcje do Zakopanego, to była pełna radości, głęboka relacja z Przyjacielem i wiara, że On mu we wszystkim pomoże. Z tym Grzegorz przyjechał. Na początku chciałam mu w jakiś sposób pomóc. To był z mojej  strony taki „miłosierny uczynek” względem kogoś: pomóc biednemu chłopakowi po więzieniu. Mam chwilę czasu, więc co za problem… Z biegiem czasu okazało się, że Grzesiek zachowuje się zupełnie inaczej niż wielu facetów, których ja znam, że w jego oczach jest taka nieprawdopodobna radość, czystość spojrzenia. Miał w sobie tyle klasy… To było wręcz nielogiczne: jakim cudem chłop po dwunastu latach odsiadki zamiast być kimś wulgarnym, rubasznym, ciężkim, ma w sobie taką subtelność, delikatność, klasę podchodzenia do ludzi. Pomyślałam sobie: Boże, jak ja dawno kogoś takiego nie spotkałam. Ciągnęło mnie do niego, bo widziałam, że przy nim staję się lepszym człowiekiem. Wydobywał ze mnie to, co we mnie najlepsze. Po którymś spotkaniu, gdy kupowaliśmy rzeczy do jego kuchni i jakieś nowe ciuchy, wróciłam do domu i zorientowałam się, że nie pamiętam kiedy ja ostatnio tak się uśmiechałam, jak przez te kilkanaście minionych dni spędzonych z Grześkiem.

IK: Mocno utkwiła mi w pamięci scena z książki, w której więźniowie upominają kierownika, żeby nie poganiał, bo Grzegorz się modli… Opowiesz?

Grzegorz: To był Anioł Pański… Pracowaliśmy. Ja o godzinie 12 zacząłem się modlić. Wszyscy dookoła stali. Gdy kierownik nadszedł, wyglądało jakby była przerwa, choć wcale nie był to czas przerwy. Przerwa w pracy jest o godzinie 10, a to było południe. Więc zapytał: O co chodzi? Co tu się dzieje? Czemu nie pracujecie? A jeden z kolegów powiedział wtedy: Czerwicki się modli na Anioła Pańskiego. Dla nich to było zupełnie naturalne. W wielu sytuacjach dostrzegałem, że to co się dzieje ze mną, pracuje również w nich.  Zwracali uwagę na to, co robię, zapamiętywali na przykład, że poszczę w piątek i jeśli zdarzało mi się zapomnieć, że jest piątek i siadałem do stołu przymierzając się, żeby zjeść kawałek wędliny, oni jak aniołowie przypominali: Grzesiek dziś piątek, ty dziś pościsz. Obserwowali mnie jak przez lupę, ale nie złościłem się. To było wręcz miłe. Myślę, że to jest trochę tak, że ludzie z przeszłością szukają w życiu bardziej czynów niż słów, bo słów bez pokrycia było w ich życiu mnóstwo. Czyny w moim przypadku widzieli niemal na każdym kroku.

Renata: Mnie osobiście poruszyła też bardzo sytuacja, która zdarzyła się w studio Telewizji Polskiej na nagraniu odcinka programu „Ocaleni”, w którym Grzegorz występował. Emitowane były wtedy materiały z więzienia, których nie widzieliśmy wcześniej. Wypowiadali się w nich Grześka koledzy z celi. Jeden z nich powiedział wtedy przed kamerą:  „ja chciałbym tak jak Grzesiek kiedyś… tak jak on bym chciał…”  Przed kamerą powiedział to, czego nigdy wcześniej nie powiedział osobiście. Ogromnie mnie to wzruszyło.

IK: Spotykasz się teraz z dzieciakami i młodymi ludźmi, którzy popełniają takie same błędy, jakie ty kiedyś popełniałeś. Co im mówisz?

Grzegorz: Nie lubię umoralniać, wciskać na siłę: masz rzucić fajki, narkotyki i wszystko inne, bo pamiętam swoje własne doświadczenia z dzieciństwa i młodości. Im bardziej próbuję wciskać komuś coś na siłę, wchodzić z butami w jego życie, tym większy pojawia się opór. Ja opowiadam swoją historię z mocnymi akcentami skierowanymi na przyjaźń, miłość, na szacunek do drugiego człowieka. Nie mówię też bezpośrednio o Jezusie. Nie próbuję im wciskać wiary na siłę, bo wiara to relacja i każdy ma swój moment, swój czas, gdy ta relacja zostanie zbudowana. Ja tylko opowiadam o swoim Przyjacielu. Największe zaskoczenie jest na sam koniec, gdy mówię, że moim Przyjacielem jest Jezus. Słuchacze mają często wówczas trochę zmieszane miny. Niektórzy zawieszają się na myśli, że Jezus nie żyje. Nie pamiętają, że zmartwychwstał…

IK: … I ciągle żyjąc, podsuwa na swoją obecność dowody, które w Twoim życiu można znaleźć w obfitości. Jesteś szczęściarzem.

Grzegorz: Tak. Mam wspaniałą żonę, cudownego synka – Kubusia, wspaniałych przyjaciół, super pracę w RTCK, znalazłem siostrę, spotkałem się z babcią, pomagam mamie. Tego jest mnóstwo. To są właśnie owoce mojej bezpośredniej współpracy z Przyjacielem.

IK: A pamiętasz ten moment, gdy wyszedłeś z więzienia po pierwszym wyroku i pomyślałeś, że chyba lepiej tam wrócić, bo świat na wolności jest zły, brutalny, bo trzeba spać na śmietniku, więc chyba wolisz na więziennej pryczy… ?

Grzegorz: Tak, pamiętam, choć wychodziłem pełen entuzjazmu, planów, przekonania, że sobie poradzę, ale rzeczywistość okazała się zupełnie inna. Małymi krokami i wielkimi upadkami nie zauważyłem momentu, w którym wylądowałem na śmietniku, śpiąc na kartonach. Miałem wtedy 24 lata i nie wiedziałem co mam ze sobą robić…

IK: Co musiałoby się w świecie zmienić, żeby żaden chłopak, który znajdzie się w podobnej sytuacji, nie chciał wracać do więzienia?

Grzegorz: Musiałoby się pojawić dużo miłości. Mocno dudnią mi teraz w głowie słowa matki Teresy z Kalkuty: „jeśli chcesz zmieniać świat, idź do domu i zacznij kochać swoją rodzinę”.

Renata: Jeśli coś mogę dodać do tej historii… Ja myślę, że świat do którego Grzegorz wyszedł po pierwszej odsiadce i świat, do którego wyszedł po drugiej odsiadce, to jest ciągle ten sam świat, tylko wyszedł inny człowiek.  Problemem nie jest to, co Grzesiek zastał po wyjściu. Bo i po pierwszej odsiadce i po drugiej – był człowiekiem bezdomnym. Tu chodzi Grzegorz przede wszystkim chyba o siłę wewnętrzną, czerpaną z relacji z Przyjacielem. Dał ci nie tylko wiarę w to, że będzie dobrze, nie tylko siłę potrzebną, aby o to zawalczyć i otwarte oczy, które wychwytywały właściwych ludzi obok i umiejętność proszenia ich o pomoc. Gdybyś po tej pierwszej odsiadce zobaczył ten sam świat innymi oczami, to nie musiałbyś spać na tym śmietniku. Tylko Ty byłeś jakby ślepy na to. Wróciłeś do tego, z czego wyszedłeś. A po drugiej odsiadce było całkowite zerwanie z dawnym środowiskiem, przeprowadzka do zupełnie nowego miejsca, zmiana środowiska, nowi ludzie, praca. Nie było już podejścia: „pożyję i zobaczę co będzie”  tylko od razu praca, szkoła, działanie, działanie, działanie…  Tu chodzi o nastawienie człowieka. Świat jest taki, jaki jest. Jest w nim dużo brutalności i zła, ale jest też dużo dobra i piękna. Albo zaczniemy wszystko przeżywać jako cud, albo nic nie będzie dla nas cudem. Chodzi o to, jak patrzymy na ten świat.

IK: Rzeczywiście. Grześkowe kroki po pierwszej i drugiej odsiadce prowadziły zupełnie w inne miejsca, do innych ludzi.

Grzegorz: Za pierwszym razem do sklepu monopolowego po browara, żeby wypić z kolegą, a po drugim wyjściu – do Zakopanego do Jezuitów, na rekolekcje. To jest przepaść.

IK: Dla kogo jest książka „Nie jesteś skazany”?

Renata: Ta książka jest niemal dla każdego. Zupełnie inne rzeczy wyciągnie z niej mama małych dzieci, dla której książka będzie wskazówką o co trzeba w życiu walczyć, na czym się skupić, żeby te dzieci nie poszły złą drogą. Mama dzieci, które się pogubiły, znajdzie w niej realne wskazówki jak pomóc. Młodzi na początku swojej drogi i wyborów będą mogli z niej wyczytać jak toczy się historia jeśli wybierzemy źle.

IK: Wyobraziłam sobie teraz małego Grześka, któremu ktoś w wieku 14 lat daje tę książkę i mówi: czytaj. Jak myślisz Grzegorz, co taka historia zrobiłaby z Tobą?

Grzegorz: Najpierw chyba byłoby wyparcie. Myślałbym, że mnie to nie spotka. Ale gdybym wchodził dalej w sceny, szczególnie te z więzienia, raczej dopadłaby mnie refleksja, że przecież nie chciałbym tak żyć, a nie wiadomo, co się może stać… Jako młody chłopak stwierdziłbym chyba w efekcie, że przecież nie muszę schodzić na dno, bo jest drabina, tylko trzeba próbować na nią wchodzić i nie poddawać się.

rozmawiała Iwona Kamieńska,

zdjęcia z archiwum Renaty i Grzegorza Czerwickich

Książkę „Nie jesteś skazany” możesz kupić na stronie wydawnictwa RTCK: www.rtck.pl

 

RTCK wypuściło niedawno w świat jeszcze jedną porcję nadziei –“Z BRAKU RODZI SIĘ LEPSZE…” . To autobiografia ks. Piotra Pawlukiewicza –  “Wywiad strumyk”, którego ks. Piotr udzielił Renacie Czerwickiej, tuż przed swoim nieoczekiwanym odejściem…Wraz z książką- niespodzianka – płyta Krzysztofa Antkowiaka “Zostanie mi muzyka…” do tekstów ks. Pawlukiewicza – to hołd i podziękowanie za życie i nauczanie ks. Piotra.

 

Gazeta do czytania 30.09.2020

Targi Edukacja, Kariera, Przyszłość

REPERTUAR KINA SOKÓŁ

Reklama