Dali sobie „po razie” – remis Sandecji z GKS-em Jastrzębie

Dali sobie „po razie” – remis Sandecji z GKS-em Jastrzębie

W pierwszy weekend września podopiecznym Tomasza Kafarskiego przyszło zmierzyć się w kolejnym pierwszoligowym starciu tego sezonu. Ich rywalem była ósma wówczas ekipa GKS-u 1962 Jastrzębie. Po 90 minutach względnej walki sądeczanie zdobyli kolejny punkt do ligowego rankingu.

W porównaniu do zeszłotygodniowego przegranego meczu przeciwko Radomiakowi, szkoleniowiec Sandecji postawił na kilka zmian; Grzegorz Baran został przesunięty do pomocy w miejsce Radosława Kanacha, wolne miejsce w obronie zajął Dawid Szufryn, a Dominik Kun zajął pozycję Damiana Chmiela, który to powędrował na skrzydło. Jarosław Skrobacz postanowił zaś dokonać dwóch roszad; Bartosz Jaroszek zastąpił Adama Wolniewicza, zaś Marek Mróz pojawił się w miejsce Kamila Jadacha.

Od gwizdka sędziego rozpoczynającego mecz przewagę optyczną mieli gracze Sandecji. Mocno naciskali defensywę GKS-u, mimo to, zwykle pewnie interweniowała, a jeśli padł jakikolwiek strzał, to jego wykonanie pozostawało dużo do życzenia. W mecz dobrze wszedł też Szufryn; chociaż nie grał od początku sezonu na drugim szczeblu rozgrywek, to dobrze wywiązywał się ze swoich zadań i nie dawał szans na większe zagrożenie ze strony rywali. Dlatego też zbyt dużej liczby okazji z którejkolwiek stron nie uświadczyliśmy.

W 17. minucie po raz pierwszy znacznie groźniej zrobiło się pod bramką Sandecji – wtedy niewiele ponad poprzeczkę piłkę posłał Mróz. Najaktywniejszy po stronie Sandecji był Michał Walski, który od pierwszej minuty szukał gry w ofensywie; nie tylko oddawał strzały w środkowej części boiska, ale też próbował zagrozić Drazikowi ze skrzydeł. Po jednej z akcji skonstruowanych przez niego mogło być 1-0; odegrał futbolówkę na prawo do Danka, ten wykonał wrzutkę w pole karne, a tam minimalnie pomylił się Chmiel. Analogicznie sporo do gry gości wniósł Adamek; niezwykle często przenosił się z prawego skrzydła na lewe, gdzie szukał dośrodkowań do dobrze ustawionych kolegów w polu karnym. W 27 minucie dobrym uderzeniem z 18. metra popisał się Małkowski, a do gola zabrakło centymetrów od poprzeczki.

Dwa kwadranse gry nie były szczególnie porywające; w trzecim wszystko zaczęło się obiecująco. Najpierw Tront pokusił się o próbę z okolic półkola przy polu karnym, by później refleks Drazika sprawdził Korzym. W obu wypadkach nie było powodów do radości dla sympatyków swoich zespołów, którzy w telefonach chętnie sprawdzali wynik odbywającego się w tym samym czasie półfinałowego pojedynku polskich siatkarek w Mistrzostwach Europy. W 44 minucie Kun przebiegł kilka metrów, po czym na 20 metrze oddał mocne uderzenie, które lewą nogą ofiarnie obronił Drazik. Po kilkudziesięciu sekundach kolejny strzał ponad poprzeczkę oddał Walski. Nie ma co tu kryć, koneserzy futbolu mogli być wyraźnie zadowoleni ze stylu prezentowanego przez oba zespoły.

Druga połowa na początku wyglądała na bardzo wyrównaną, bo piłka przemierzała od jednego pola karnego do drugiego. Jako pierwsi poważne zagrożenie stworzyli goście, a dokładniej Mróz, który główką po dośrodkowaniu z prawej strony zmusił Bielicę do interwencji, pewnej zresztą. Po chwili, w 51 minucie mieliśmy już jednak 1-0. Małkowski podał futbolówkę w polu karnym do Kuna, ten minął dwóch obrońców i uderzył przy lewym, bliższym słupku i mimo próby wybicia jej przez Drazika kibice „Biało-czarnych” mieli powody do satysfakcji. Po 540 sekundach prowadzenie mogło być wyższe; z lewej strony dośrodkowywał Chmiel, a golkiper gości o włos nie przekroczył z piłką linii bramkowej, kiedy próbował uspokoić sytuację.

W 65 minucie sądeczanie stworzyli sobie kolejną akcję z możliwością podwyższenia prowadzenia. Wtedy jednak centymetry od lewego słupka pomylił się Baran uderzający z 25 metra. 240 sekund później był już jednak remis; rezerwowy Żak pokusił się o strzał z okolic 30. metra, po którym piłka poleciała niczym rakieta przy prawym słupku. Trafienie z kategorii: „Stadiony Świata”! Podopieczni Tomasza Kafarskiego zaatakowali w myśl zasady, że nawet po poniesieniu obrażeń trzeba walczyć do końca. Jęk zawodu można było usłyszeć po dośrodkowaniu z rzutu wolnego wykonaniu Małkowskiego i niewielkim pudle Chmiela.

W ostatnim kwadransie okazji było jak na lekarstwo, choć nie brakowało walki w środku pola po obu stronach. Na 6 minut przed końcem regulaminowego czasu gry Tront pozazdrościł koledze pięknej bramki i przymierzył z podobnej odległości; tym razem jednak futbolówka niemal otarła się o poprzeczkę. W doliczonym czasie gry Flis mocnym strzałem wykonał rzut wolny, dobre ustawienie Drazika pozwoliło mu na interwencję i sparowanie piłki obok lewego słupka.

Sandecja Nowy Sącz – GKS 1962 Jastrzębie 1-1 (0-0)

Bramki: Dominik Kun 51′ – Adam Żak 69′

Żółte kartki: Damian Tront, Bartosz Jaroszek, Mariusz Pawełek (z ławki rezerwowych), Michał Bojdys, Łukasz Włodarek (asystent trenera) – Mateusz Klichowicz.

Sandecja (3-4-3): Daniel Bielica – Michal Piter-Bučko, Dawid Szufryn, Marcin Flis – Adrian Danek (82′ Mateusz Klichowicz), Grzegorz Baran, Michał Walski (73′ Thiago), Dominik Kun – Damian Chmiel, Maciej Korzym (65′ Bartłomiej Dudzic), Maciej Małkowski.

GKS (4-5-1): Grzegorz Drazik – Dominik Kulawiak, Bartosz Jaroszek, Michał Bojdys, Dawid Gojny – Rafał Adamek (69′ Dominik Szczęch), Farid Ali (88′ Daniel Liszka), Łukasz Norkowski, Damian Tront, Marek Mróz (53′ Adam Żak) – Jakub Wróbel.

Sędziował: Mateusz Złotnicki (Lublin).

Widzów: 1400

Fot. Jerzy Cebula (zdjęcie archiwalne)

Reklama