Bajka dla bike`a

Bajka dla bike`a

Centrum Helu, środek sezonu, środek tygodnia, środek dnia: wszędzie rowery. Z rzadka przejeżdża samochód. Można tu dojechać wygodną ścieżką rowerową niezależną od drogi z oddalonego o 35 kilometrów Władysławowa. Bajka.

Trójmiasto, środek weekendu, siąpi deszcz: wszędzie rowery. Różne: szosowe, miejskie i „górale”. Nawet „poziomka” przejechała. Nawet handbajki dwa. Na rowerach starzy, średni i młodzi, zdrowi i niepełnosprawni, ubrani w sportowe wdzianka, w garnitury, czasem nawet w sukienki. A pod znakami zakazu, nakazu i ograniczenia – tak samo jak na Helu – wszędzie charakterystyczne tablice z napisem: „nie dotyczy rowerów”. To znaczy, że rowerzystom wolno więcej, bo miasto chce mniej aut, mniej spalin, a więcej rowerzystów. Rowerzyści odwzajemniają tę sympatię i lubią takie miasto.

Nowy Sącz, środek tygodnia, środek dnia, kawałek całkiem miłej dla kół ścieżki rowerowej: prawie pusto. Pal licho, że ścieżka znikąd donikąd. Gorzej, że kończy się pułapką ruchliwej ulicy Nawojowskiej. Druga też w miarę miła dla kół kończy się pułapką ruchliwej Tarnowskiej. Trzecia – pułapką ruchliwej Lwowskiej. Ścieżką wzdłuż Alei Piłsudskiego przejeżdża w ciągu kwadransa pięciu cyklistów i przechodzi dziesięciu piechurów. Jeden z „gościnnych” użytkowników ścieżki poruszający się na dwóch nogach, na widok nastoletniego rowerzysty krzyczy wniebogłosy: „chodnik smarkaczu! Za jajca i do Dunajca!”.

Pan tylko wtedy zrozumie swoją pomyłkę, gdy na ścieżce będzie w zdecydowanej mniejszości. Będzie w mniejszości, gdy rowerzyści zaczną lubić Nowy Sącz. Zaczną lubić, gdy Nowy Sącz pokaże, że lubi rowerzystów. Odwrotnie nie będzie.

Miasto, które lubi rowerzystów poznasz niekoniecznie po ilości i długości ścieżek, ale po tym, że trudno w nim zrobić takie zdjęcie, żeby w kadrze nie było roweru.

 

 

Targi Edukacja, Kariera, Przyszłość

REPERTUAR KINA SOKÓŁ

Reklama