Andrzej! Przecież umawialiśmy się na kawę…

Andrzej! Przecież umawialiśmy się na kawę…

Jak grom z jasnego nieba spadła ta informacja: Andrzej Krupczyński nie żyje. Wciąż nie mogę uwierzyć, że to prawda.

Przecież jeszcze w sobotę umawialiśmy się na kawę w Gródku. Andrzej od pewnego czasu był chory. Zaniemógł, a lekarzom nie udało się postawić w porę diagnozy. Był w krynickim szpitalu, gdzie przeprowadzono wszelkie możliwe badania by znaleźć odpowiedź na pytanie co mu jest.
Kiedy zadzwoniłem do niego, ucieszył się: „o, Jerzyku (bo tylko tak do mnie mówił), fajnie, że telefonujesz. A skąd wiesz, gdzie jestem?

Rozmawialiśmy luźno, przynajmniej próbowaliśmy. Jednak słychać było, że to nie ten Andrzej, zgasł w nim wulkan energii, uśmiechu i radości. Kolejny dzień, kolejny telefon i rozmowa o wszystkim i o niczym… Ale kiedy napomknąłem o teatrze Barbackiego, od razu się ożywił.

W końcu dotarły jakieś konkretne wieści: lekarze wiedzą, co mu jest. We wtorek miał się pojawić w nowosądeckim szpitalu na leczeniu.

Zadzwoniłem ponownie w sobotę. „A wiesz [słyszę w słuchawce] byłem z Basią [żona] w Krynicy. Tam ją zaszczepili. Ty już byłeś na szczepieniu?” – zapytał. Odpowiedziałem, że tak. Podano mi szczepionkę Astra Zeneca. Opowiedziałem mu, że wszystko jest dobrze, nie miałem żadnych objawów niepożądanych. Ucieszył się, że może Basi też nic nie będzie. Na koniec stwierdziłem, że kiedy nieco się ociepli, to zaraz po świętach przyjadę na kawę. Usiądziemy sobie na tarasie, popatrzymy na jezioro, zobaczymy jak krety pracują w ogródku.

Dziękuję Jerzyku za telefon” – to były Jego ostatnie słowa jakie usłyszałem.

Andrzej był – jakie smutne to słowo: „był” – człowiekiem wielu talentów. Z wykształcenia i z zamiłowania – muzyk. Grał w teatrze, udzielał się w kabaretach. Był dziennikarzem radiowym. Przez pewien czas dowodził sądeckim oddziałem Radia Kraków. Z nim nie można się było nudzić. Miał zawsze dla ludzi dobre słowo, uśmiech i dowcip. Żarty trzymały się go zawsze.

Smutno będzie bez niego…

 

Reklama