Ryszard Nowak: ktoś sypał, sypie i pewnie będzie sypał…

Ryszard Nowak: ktoś sypał, sypie i pewnie będzie sypał…

Skąd opóźnienia w budowie stadionu Sandecji i mostu heleńskiego, skąd żona wiceprezydenta w radzie nadzorczej miejskiej spółki i dlaczego na ostatniej sesji nie dopuszczono do głosu mieszkańców Wólek zaniepokojonych planowanym przebiegiem Węgierskiej Bis? O to wszystko pytamy prezydenta miasta tuż po jego powrocie do pracy.

Jak szlachetne zdrowie? Docierały do nas niepokojące wiadomości…

Dziękuję. Jak widać dobrze. Coraz lepiej.

Wrócił Pan do pracy?

Wróciłem i nigdzie się nie wybieram bo dużo pracy przede mną.

Jaką zastał Pan sytuację po powrocie?

Urząd funkcjonował w miarę właściwie, aczkolwiek zawsze kiedy człowieka nie ma na miejscu, to gdzieś tam w głowie jest trochę różnych myśli, że coś trzeba byłoby zrobić szybciej.

Że zaległości rosną?

Nie ma takich, które byłyby niepokojące, aczkolwiek są. Nie wynikają jednak z tego, że mnie nie było. Nie jestem zadowolony z tego, że mamy pewne opóźnienia z dwoma inwestycjami, czyli z budową stadionu i z decyzją dotyczącą pozwolenia na budowę mostu heleńskiego, ale to są kwestie, które w najbliższym czasie zostaną rozstrzygnięte.

Zacznijmy od stadionu, bo na stadionie zakończyliśmy naszą ostatnią rozmowę. Wtedy byliśmy w takiej sytuacji: Sandecja właśnie zdobyła awans, a Pan powiedział: 1 lutego przyszłego roku będzie nowy stadion. Już dzisiaj wiadomo, że nie będzie…

Nie, ale myślę, że będzie budowany w sposób szybki i sprawny, tak, żeby można było na wiosnę, czy też początkiem lata grać na naszym stadionie. Ale co tu dużo mówić: Sandecja świetnie sobie radzi w roli gospodarza również i w Niecieczy.

To nie budujmy stadionu, bo tamten jest szczęśliwy?

Nie! To nie tak. Ale to świadczy o tym, że drużyna jest dobra.

Wie Pan już jak będzie wyglądał nowy stadion?

Nie. Nie wiem jak będzie wyglądał, ale już mogę powiedzieć, że będzie to stadion na około 8000 – 8200 miejsc.

Co by Pan powiedział takim, którzy mówią: budżet Nowego Sącza, ten inwestycyjny liczy około 30 milionów, czy zatem przy takiej inwestycji jak budowa stadionu nie braknie nam przez najbliższe dwa lata pieniędzy na inne?

Nie brakowało i nie brakuje. Wprost przeciwnie: nawet dokładamy pieniądze w trakcie roku budżetowego. Ten rok był najlepszym tego przykładem. Na same inwestycje drogowe zwiększyliśmy budżet o pięć i pół miliona złotych. To świadczy o tym, że nie robimy nic kosztem czegoś.

Wspomniał Pan że stadion i most heleński to są te dwa tematy które Pana trochę zirytowały.

Oczywiście zawsze irytuje gdy napotyka się na przeszkody czysto administracyjne, urzędnicze, gdy procedury są przewlekłe. Przekładanie papierów,  przesyłanie ich z miasta do delegatury na Jagiellońską, z Jagiellońskiej do Krakowa, z Krakowa do Warszawy i w powrotną drogę –  to wszystko jest irytujące i długie.

Ktoś zawalił?

Mam pretensje, że pewnych rzeczy nie przewidziało się wcześniej. Tych którzy są za tym, żeby miasto się rozwijało jest wielu, ale są też tacy, którzy zrobiliby wszystko, żeby przeszkodzić…

Ktoś sypie piach w tryby?

Sypał, sypie i pewnie będzie sypał.

Wie Pan jaką lawinę spekulacji wywoła Pan takim tajemniczym stwierdzeniem?

Najwyższy czas. Może ktoś otworzy oczy i przyjrzy się temu bliżej. Nie tylko na zasadzie takiej, że uderzy się w ratusz, w prezydenta, w wiceprezydenta, ale prześledzi się działania urzędników różnego szczebla.

Rozumiem, że są ludzie którym zależy żeby opóźnić taką inwestycję…

Jeszcze dalej bym poszedł: są tacy, którzy zrobiliby wszystko, żeby do inwestycji nie doszło. Na zasadzie: nie ważne czy będziemy wpław chodzić, byle się Nowakowi nie udało.

Ja myślałem, że Pan powie, że wytargał Pan za uszy jakiegoś urzędnika, bo zapowiedział Pan że prace ruszą w czerwcu, a dopiero 25 lipca miasto wystąpiło o zezwolenie na realizację inwestycji drogowej… I wrócił Pan z urlopu, z chorobowego i oświadczył: zawaliłeś stary.

Takie rozmowy się odbyły.

Pojawiły się takie opinie że jeśli miasto nie wykona inwestycji do końca roku, to przepadnie część pieniędzy.

Nie ma takich obaw. W żadnym wypadku.

Wrócił Pan do pracy i od razu trudna sesja: studium zagospodarowania przestrzennego z tematem: „Węgierska Bis”. Pojawiły się emocje, pojawili się na sali obrad mieszkańcy osiedla Wólki i powiedzieli: pan radny Grzegorz Mądry jest naszym przedstawicielem w radzie miasta, a nie dopuszcza w ogóle do dyskusji…

Radny Mądry wykazał się wyjątkową dojrzałością, bo zdaje sobie sprawę z tego, że jest radnym miasta, a nie osiedla Wólki czy też ulicy Podmłynie. Zarzuty, że nie było dyskusji są bezpodstawne. Na sesji poprzedniej, w czerwcu, jasno i wyraźnie przedstawiałem stanowisko urzędu w tej sprawie do tych samych ludzi, którzy byli wówczas dopuszczeni do debaty i zabrali głos.

Co by się stało, gdyby do tej dyskusji na ostatniej sesji doszło? Mieszkańcy kilku ulic niepokoją się tą kreską na mapie.

Po raz setny miałbym wyjaśniać, że niepotrzebnie się niepokoją? Jestem w stanie zrozumieć samych zainteresowanych, których jest kilku…

Zebrali tysiąc dwieście podpisów.

Proszę sprawdzić skąd są te podpisy. Z różnych, odległych osiedli. Przy dwóch ulicach, których sprawa dotyczy nie wiem czy można doliczyć się stu mieszkańców. Przyszedł wreszcie czas na podjęcie konkretnej decyzji, bo bez uchwalenia tego studium całe miasto zablokowane jest inwestycyjnie.

Wiceprzewodniczący Rady Miasta Tomasz z Cisoń powiedział, że kreska na mapie czyli Węgierska Bis nie jest jeszcze definitywnie wyznaczona…

Oczywiście, że nie jest. Studium polega na tym, że ustala się pewne kierunki. Tym kierunkiem jest budowa tak zwanej „Węgierskiej Bis” i połączenie z obwodnicą zachodnią. Przy każdej tego typu inwestycji należy przedstawić trzy koncepcje do wyboru, w związku z tym przebieg nie jest sztywny i jasno określony. Wiele jeszcze może się zmienić. Ale przypominam, że najbliższe okna od tej „kreski na mapie” są w odległości 60 metrów. To egoizm jeśli ktoś myśli tylko o sobie, a nie o całym mieście. Na tej zasadzie każda ulica w mieście jest zbyt blisko okien. Mam taką ulicę pod własnym domem. Albo ktoś chce mieszkać w mieście, albo w skansenie i nie wymaga wtedy dróg, kanalizacji, wodociągów, ani niczego innego. Jest kurna chata, spokój i cisza.

Żona wiceprezydenta Wojciecha Piecha była przez chwilę w radzie nadzorczej spółki Sądecka Infrastruktura Miejska. Komentowano, że to nie jest możliwe, że ani Wojciech Piech ani Ryszard Nowak nie wiedzieli, że to niezgodne z Ustawą o samorządzie.

Ja podjąłem tą decyzję. Nie Wojciech Piech, tylko Ryszard Nowak powołał panią Martę Piech na członka rady nadzorczej i nie mam nic na swoje usprawiedliwienie, poza tym, że otrzymałem błędną informację, że może być powołana. Moim błędem było, że nie sprawdziłem. Powołałem ją w określonej sytuacji, gdy nie miałem innego wyjścia. Pan Haslik zasiadający w tej radzie został prezesem Spółki Akcyjnej Sandecja, zwolnił to miejsce i musiałem w szybkim trybie powołać na jego miejsce inną osobę. Potrzebowałem osoby dyspozycyjnej, godnej zaufania. To była moja decyzja i biorę za nią odpowiedzialność. Błędna i do tego się wprost przyznaję. Nie sprawdziłem.

Czuje Pan już początek kampanii?

Nie czuję.

Ryszard Nowak będzie kandydował na prezydenta?

Nie wiem. Mamy rok do wyborów. Co się wydarzy to jeden Pan Bóg wie. Nie będę niczego zapowiadał.

rozmawiał Wojciech Molendowicz

Wykorzystano fragmenty wywiadu dla Regionalnej Telewizji Kablowej

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Reklama