Wybory samorządowe 2018: Trudności w prognozowaniu

Wybory samorządowe 2018: Trudności w prognozowaniu

Sondaże nie rozwiały wątpliwości. Przeciwnie. Pokazały, że aż czworo kandydatów – Głuc, Handzel, Mularczyk i Zegzda – ma szansę znaleźć się w drugiej turze. Co więcej, nie wiadomo na ile partyjne szyldy pomogą dwojgu ostatnich, a na ile bezpartyjność Głuca i Handzla może stać się decydującym atutem. Widać jedno: nie ma żadnego automatycznego przenoszenia głosów oddanych w wyborach parlamentarnych. O wyniku nie zadecyduje wielka polityka, ale zmieniające się do ostatniej chwili odczucia i opinie.

Nie pierwszy raz zdarzą się takie emocje. Nowy Sącz był jednym z miast rządzonych przez jednego prezydenta przez wiele kadencji. Myliłby się jednak ktoś, kto sądziłby, że Ryszard Nowak – jak inni wielokadencyjni prezydenci – za każdym razem wygrywał z ogromną przewagą, że deklarując start w wyborach miał za każdym razem wygraną w kieszeni. W 2006 wygrał z Piotrem Lachowiczem 47 głosami, zdobywając 50,09 proc. głosów. W 2014 – pokonał Ludomira Handzla 188 głosami i zdobył „aż” 50,31 proc. poparcia. Tylko w roku 2010 wygrał w I turze, zdobywając powyżej 60 proc. głosów, z przewagą ponad 10 tysięcy głosów nad kolejnym z kandydatów.

Co z tego wynika? W Nowym Sączu inaczej niż w wielu polskich miastach nikt nie może liczyć na „gwarancje” poparcia. Ani urzędujący prezydent, ani kandydat najsilniejszej w mieście partii. Dlatego pojawiające się w mediach sondaże nie powinny uspokajać żadnego z kandydatów. Nie tylko dlatego, że próba czy metodologia nie stwarzają wielkich szans na precyzję pomiaru. Przede wszystkim dlatego, że wiele osób podejmuje decyzje w tej sprawie w ostatnich dniach przed wyborami. Tu nie mają znaczenia trwałe przekonania, które czynią z nas stałych wyborców tej czy innej formacji. Tu liczy się ocena kandydata, jego umiejętności i zdolności odnalezienia się na tak odpowiedzialnym stanowisku.

Oczywiście nie wszyscy podejmują decyzję na własną rękę. Ogromną rolę odgrywają tu „liderzy opinii”. Nie ci występujący w mediach, ale ci mający posłuch we wspólnocie sąsiedzkiej, w miejscu pracy, w stowarzyszeniu czy parafii. To oni uważnie śledzą miejską scenę polityczną, weryfikują lokalne plotki i pogłoski, pamiętają więcej niż tak zwany przeciętny obywatel. Mieszkając w Nowym Sączu bardzo często zadawałem im pytania, prosiłem o opinię. Przeczytanie gazety to stanowczo za mało, by rozumieć świat lokalnej polityki.

Moi rozmówcy – wybitni znawcy, nierzadko uczestnicy gry politycznej – czasami mylili się w prognozach, jak choćby w 2005 r. gdy zlekceważyli poselską kandydaturę Arkadiusza Mularczyka, choć prowadził on bardzo energiczną kampanię. Albo jak w 2002 r. gdy nie wierzyli w możliwość zwycięstwa Józefa Wiktora. Ale rzeczowo oceniali wszystkie personalne oraz polityczne uwarunkowania, weryfikowali obietnice i zapowiedzi, żartobliwie – nierzadko ironicznie – opisywali charaktery. Zrozumienie sądeckiej polityki wymagało wielu takich rozmów i wielu lat obserwacji, ale nawet one nie przekładały się – jak wspomniałem – na zdolność prognozowania.

Zresztą wybór Józefa Wiktora jako jedyny z wielu moich rozmówców przewidział wiekowy taksówkarz, dość dobrze uzasadniając swoje przeczucia. Opowiedział mi bez większych ceregieli o tym, jaką opinię mają mieszkańcy o jego rywalach. Powiedział, że jak przyjdzie co do czego, tamci się tak pożrą, że „na końcu zostanie sam Wiktor”. Trochę prawdy w tym było.

Dziś wiemy tyle, że o wyniku wyborów nie zadecydują barwy partyjne. Bo przecież Józefowi Wiktorowi zwycięstwa nie dał mało popularny w Nowym Sączu Sojusz Lewicy Demokratycznej. Czwórka faworytów może się jeszcze „potasować” w różny sposób. W 2002 r. nikt nie przewidywał, że w finale – w drugiej turze – zabraknie przedstawiciela prawicy. Kalkulacje odnoszące się do świata wielkiej polityki i wielkich idei zawiodły. W mieście takim jak Nowy Sącz liczy się osobista opinia o kandydacie. Ocena uczciwości, wiedzy i umiejętności, powiązań personalnych. Czasami bywa niesprawiedliwa, oparta na podejrzeniach nie popartych dowodami. No ale na to nic się nie poradzi. Opinia publiczna to nie sąd, tu nie ma domniemania niewinności.

Dlatego warto słuchać różnych opinii i komentarzy, ale gdy ktoś chce poznać przyszłość to – także tym razem – radzę wydać parę złotych i przejechać się taksówką. Koniecznie z doświadczonym kierowcą.

Rafał Matyja

Targi Edukacja, Kariera, Przyszłość

REPERTUAR KINA SOKÓŁ

Reklama