Wiedziałem, że w ratuszu jest źle, ale nie że dramatycznie

Wiedziałem, że w ratuszu jest źle, ale nie że dramatycznie

Rozmowa z Arturem Bochenkiem, wiceprezydentem Nowego Sącza

– Zagnieździł się Pan już w ratuszu?

– Codziennie wychodzę z ratusza około godziny 20-21. Tyle osób potrzebuje załatwić sprawy, że na nic nie mam już czasu.

– Ledwie Pan wszedł do ratusza, a stał się jego postrachem. Zaczął Pan pracę od zwolnienia czterech dyrektorów wydziałów, później posypały się kolejne wypowiedzenia. Takiego ruchu w pierwszym dniu urzędowania nikt się chyba nie spodziewał?

– Spodobała mi się wypowiedź podczas sesji radnego Macieja Prostki, który idealnie podsumował to, jak podeszliśmy do pracy w ratuszu. Co zresztą obiecaliśmy w kampanii wyborczej mieszkańcom. Wówczas w piśmie do pracowników urzędu wprost informowaliśmy, że konieczne są przesunięcia i zwolnienia na szczeblach dyrektorskich. Blisko 22 tysiące głosów poparcia i 60 procent w drugiej turze dla Ludomira Handzla to w większości głosy nawołujące do zmiany i akceptujące takie podejście. Dziwię się więc temu zdziwieniu.

– Radny Wojciech Piech cytował z kolei wypowiedzi medialne Ludomira Handzla, że jeśli chodzi o sprawy kadrowe nie będzie nerwowych ruchów.

–  To nie są nerwowe ruchy. To ruchy przemyślane. Nie żyjemy w próżni, jakieś bańce mydlanej. Żyjemy w tym mieście od urodzenia, działamy społecznie i widzimy, co się dzieje. Stowarzyszenie Koalicja Nowosądecka istnieje już od czterech lat. I cztery lata temu Ludomir Handzel kandydował z tymi samymi hasłami na prezydenta Nowego Sącza. Wtedy, bardzo niewielką liczbą głosów, przegrał. Potrzebę zmian jednak artykułujemy od tego czasu bez przerwy. Skoro cztery lata temu była ona tak silna, to teraz, kiedy nic się nie zmieniło, tym bardziej.

– „[…] Niezależnie od chamstwa, jakie zagnieździło się w ratuszu…” – napisał Mirosław Trzupek, zwolniony dyrektor Wydziału Architektury i Budownictwa.

– Trochę mnie to zdziwiło, bo z nim akurat była najmilsza rozmowa. Trwała co prawda cztery minuty, ale była bardzo kulturalna. Nie padło ani jedno obraźliwe słowo. Nawet na do widzenia podaliśmy sobie ręce. Osobiście odebrałem to spotkanie jako jedno z najmilszych. Reszta, powiedzmy, była bardziej oschła.

– Radny Grzegorz Fecko studzi nastroje i mówi: „Dajmy sobie sto dni”.

– To za długo! My sobie nie możemy nawet pięciu dni dać. Leżenie już było w ratuszu przez ostatnie 12 lat. Moje odczucia po dwóch tygodniach pracy w ratuszu są takie: Działało tu kilkanaście niezależnych księstewek, kompletnie niekoordynowanych przez nikogo. Proszę sobie wyobrazić, że pracownicy jednego wydziału przychodzą do mnie, żeby zmotywować pracowników innego wydziału, żeby wykonali dla nich jakąś pracę. Dramat. Nikt na tym nie panował. Totalnie rozleciały organizm. Ja wiedziałem, że jest źle, ale nie wiedziałem, że jest dramatycznie.

– Radna Teresa Cabała na sesji wyraziła troskę, że teraz urzędnicy są zestresowani i do pracy idą po zażyciu środków uspokajających.

– Nie wiem skąd takie informacje. Ja tego nie obserwuję. Spotykam się codziennie z pracownikami. Nie krzyczę, nie robię nerwowych ruchów. Kto mnie zna, to wie, że nie jestem człowiekiem impulsywnym.

– Pan może nie krzyczy, ale w ręku trzyma wypowiedzenie.

– Mówimy teraz de facto o dziewięciu osobach z urzędu, którym je wręczyłem. W ratuszu zatrudnionych jest 410 osób, w Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej 130, w Urzędzie Pracy około 80. A my mówimy o wierzchołku, o ludziach, którzy mieli decydujący wpływ na to, w jakim kierunku miasto będzie szło. Od czterech lat natomiast artykułujemy, że miasto idzie w złym kierunku. Właściwie to nie idzie, tylko stoi.

– Te setki osób, które Pan wylicza, mogą się bać utraty pracy?

– Nie ma takiej możliwości, żeby zwolnić wszystkich urzędników i zatrudnić ludzi od nowa. Sparaliżowałoby to pracę urzędu miasta i podległych mu jednostek. Osoby, zatrudnione w urzędzie to rzetelni pracownicy. Ich trzeba tylko dobrze pokierować. Wskazać właściwą drogę, dać przykład. I tyle.

– Nie było dobrych kierowników?

– Te osoby, które zostały bezpośrednio przeze mnie zwolnione, nie wypełniały należycie swoich obowiązków.

– Prezydent Ludomir Handzel na Pana scedował zadanie wręczania wypowiedzeń? Przyjął to Pan z satysfakcją czy niechęcią?

– Wiedziałem, że to trzeba zrobić.

– Powodem zwolnień miała być utrata zaufania?

– Tak, brak zaufania był głównym czynnikiem decydującym o zwolnieniu.

– Radni na sesji podnosili, że aby stracić zaufanie do kogoś, trzeba je najpierw zbudować. Kiedy Pan to zdążył zrobić?

– Robiliśmy to od lat, działając w stowarzyszeniu, wysyłając dziesiątki pism do urzędu. Osobiście wypowiadałem się w mediach, krytykując działania urzędników w Nowym Sączu. To było do przewidzenia, że skoro rok, dwa, trzy lata temu uważałem, że ci ludzie nie pracują dobrze, a to się nie zmieniło, to i teraz nie będą. Na moje zaufanie po prostu nie zapracowali. Nawet go nie mieli.

– A prezesi miejskich spółek? Czy oni teraz mogą spodziewać się utraty stanowisk?

– Dokonujemy analizy miejskich spółek. To będzie bardzo szczegółowa analiza, również kadrowa.

– Czy ona szybko nastąpi?

– Przyszliśmy do ratusza, żeby w końcu w mieście szybko zaczęło się coś dobrego dziać. Nie mam na myśli zwolnień. Nowy Sącz spał. W końcu musi się obudzić i zacząć żyć, jak na przykład Rzeszów. Procesy decyzyjne muszą być podejmowane z głową, ale energicznie, bez zbędnych otoczek. Miasto musi być zarządzane sprawnie, czego do tej pory nie było. Do końca roku musi więc nastąpić reorganizacja urzędu, by pracownicy ze sobą wreszcie zaczęli się dogadywać. Nie może być tak, że istnieje tak potężna struktura, a nie ma komu nawet żarówki przykręcić, gdy się spali.

– To znaczy?

– Podaję ten przykład, bo mnie zmroził. Jak ratusz wygląda, każdy widzi. Wchodząc do gabinetu prezydenta, rzucają się w oczy odrapane ściany sekretariatu. Pytam więc o ekipę remontową. Takiej w urzędzie jednak nie ma.

– Jest spółka Sądecka Infrastruktura Miejska.

– Też o niej pomyślałem, ale i w jej strukturach nie ma nikogo, kto by żarówkę przykręcił czy zrobił malowanie. Co się okazuje? Urząd zleca te zadania Spółdzielni Socjalnej Pucuś z Chełmca, którą zakładaliśmy – mówię „my” bo byłem wówczas zastępcą wójta Chełmca – z pieniędzy unijnych, dając pracę niepełnosprawnym.

Czytaj „Dobry Tygodnik Sądecki” – kliknij i pobierz bezpłatnie cały numer:

WYBORY 2024

REPERTUAR KINA SOKÓŁ

Reklama