Zioła pomagają, ale trzeba znaleźć odpowiednie dla siebie

Zioła pomagają, ale trzeba znaleźć odpowiednie dla siebie

Rozmawiamy z Małgorzatą Kaczmarczyk – zielarką

– Kiedy zaczęły Panią fascynować zioła?

– Cztery lata temu. Najpierw było studium zielarskie, uprawa i przetwarzanie ziół i roślin alternatywnych na Uniwersytecie Rolniczym w Krakowie. Ponieważ mam rodzinną posiadłość w Beskidzie Wyspowym, zaczęłam tam robić zdjęcia roślinom, wyszukiwać ich nazwy, sprawdzałam, czy są lecznicze. Lubię robić zdjęcia i pisać, postanowiłam więc, że będę pisać bloga. Pierwsze artykuły dotyczyły żywokostu. Akurat w tym czasie bardzo bolał mnie kręgosłup, więc się nim leczyłam. Zaczęłam opisywać różne zioła, przetwarzać je i okazało się, że to również mocno mnie fascynuje. Zioła były znane od tysięcy lat i prawie z każdym jest związana ciekawa historia, którą można opowiedzieć. Postanowiłam te historie odgrzebywać, bo świadczą o tym, jak ludzie kiedyś sobie pomagali, jak się leczyli. Zioła służyły też kiedyś do kadzenia, o czym zupełnie zapomniano. Moja babcia rzucała na blachę zioła i w domu bardzo ładnie pachniało. Dziś wiem już, że to była macierzanka. Później zaczęłam robić maści, mikstury lecznicze, pomagać sobie, rodzinie i znajomym.

– Testowała Pani swoje wyroby na sobie?

– Sama je jadłam i piłam, ponieważ mam zaburzoną odporność. Nastąpił taki czas w moim życiu, że ciągle chorowałam. Dzięki ziołom choruję dużo mniej i nigdy nie mam efektów ubocznych, infekcji w postaci kaszlu czy bólu gardła. Mam nadzieję, że kwestia odporności też wzrośnie. Zioła pomagają, ale trzeba być cierpliwym, żeby znaleźć odpowiednie dla siebie. Jest dużo takich, które działają podobnie i trzeba odszukać to, które dla nas jest najlepsze.

– Weźmy na przykład zioła na kaszel. Z pomiędzy których można wybierać?

– Jest ich bardzo dużo, na przykład cała grupa takich, które zawierają śluzy. To między innymi korzeń prawoślazu, krwawnicy, liście i kwiaty malwy, liście, pączki i kwiaty lipy. Kiedy rozgryziemy nawet te nie całkiem rozwinięte liście lipy, okazuje się, że mamy w ustach kisiel. Są też zioła, które nie należą do grupy zawierających śluzy, ale działają na kaszel. Na przykład dziewanna, jej kwiaty i liście. Dobrym ziołem na kaszel jest żywokost. Co prawda nie należy go stosować wewnętrznie, ale w przypadku, gdy ktoś ma bardzo suchy męczący kaszel, to można sobie z niego zrobić napar, którego nie trzeba dużo pić. Jest on w stanie w przeciągu dwóch dni zakończyć kaszel.

– Co z tego co rośnie teraz na beskidzkich łąkach możemy użyć do celów leczniczych?

– To krwawnik, babka lancetowata i babka lekarska. Są już liście żywokostu i liście wrotyczu, stosowane zewnętrznie na przykład w przypadku problemów skórnych. Pojawił się już dziurawiec, o bardzo wszechstronnym działaniu. Jest jeszcze coś, czego ludzie nie uznają za zioło, a mianowicie młode liście brzozy czy lipy. Kwitnie też czeremcha, bardzo fajne ziółko na przeziębienia, ból oczu czy na cerę tłustą. Zioła kojarzą nam się z czymś, co kupujemy w sklepach zielarskich. Tymczasem roślin, które są lecznicze, jest bardzo dużo.

– Kremy, maści, mydła. To wszystko wychodzi spod Pani ręki. Skąd biorą się pomysły na receptury?

– Na przykład: zaparzę kwiat dziewanny i widzę, że wywar jest żółty, uwolnił się barwnik. Można więc nim zabarwić mydło, czy dodać do szamponu, który będzie fajny dla blondynek. Poza tym, sprawdzam też, co ma w składzie dane zioło, korzystam z literatury. Mam także koleżanki, które się tym zajmują, również prowadzą blogi. Nawzajem się obserwujemy i wymieniamy pomysłami.

 – Jakie jest Pani „ziołowe odkrycie”?

– Mam swoje ulubione zioła, do których ciągle wracam ze względu na ich moc. Należy do nich na pewno żywokost. Ma bardzo dużą siłę, jeśli chodzi o regenerację tkanki kostnej. Robię maści żywokostowe. Ludzie do mnie piszą, że one pomagają. Ktoś nie chodził, bo miał problem z kolanami, i zaczął chodzić, albo uniknął operacji. To wszystko ogromnie cieszy i sprawia, że ciągle wracam do tego surowca. Ma on również bardzo fajne właściwości kosmetyczne, łagodzące, na problemy skórne. Są zioła, które się po prostu kocha. Jest nim także dziurawiec, panaceum na wiele chorób. Przy nim jednak trzeba trochę uważać. Teraz chcę zrobić maść z silnym maceratem z dziurawca, który jest bardzo dobry na zapalenie nerwu trójdzielnego. Bardzo bym się cieszyła, gdyby ktoś zechciał to wypróbować i gdyby to pomogło. Dziurawiec ma silne działanie przeciwbólowe.

– Mam wrażenie, że świat trochę zapomniał o ziołach. Trudno spotkać na ulicy dwie koleżanki, które rozmawiają o tym jak sobie zrobić krem ziołowy.

– Ja współpracuje z koleżankami, które się tym zajmują, i wydaje mi się, że tego jest dużo i że ludzie do ziół wracają. Ale wiele osób woli kupić krem w sklepie kosmetycznym, tak samo mydło. Dla nich nie ma znaczenia, że te produkty zawierają substancje rakotwórcze, że to może im zaszkodzić. Nie drążę tego tematu wśród znajomych, ale na przykład moje dzieci już to czują i chcą, żebym robiła im kosmetyki. Opowiadają też o tym innym i wydaje mi się, że te kręgi się rozszerzają, i że ludzie do ziół wrócą. A będą musieli, bo pojawia się mnóstwo problemów, w tym skórnych. Małe dzieci chorują na atopowe zapalenie skóry, czy egzemę. Skądś się to bierze.

– Od czego zaczynać przygodę z ziołami, gdzie sięgać po wiedzę?

– Mogą to być blogi. Na początku czerwca wydaję też książkę „Zioła dla smaku, zdrowia i urody”. To jest takie kompendium wiedzy dotyczące przetwarzania roślin w kuchni, przygotowania z nich mikstur leczniczych i kosmetyków. Myślę, że będzie ona dobra na początek. Można również uczestniczyć w warsztatach, na których można zyskać skomasowaną wiedzę o tym, jak postępować z roślinami. Chociażby o tym jak zmniejszyć ilość patogenów, jak wyciągnąć związki lecznicze, czy roślinę zatopić w oleju, w wodzie, czy glicerynie. Warsztaty to najlepszy sposób na zdobycie podstawowej wiedzy.

Rozmawiała Krystyna Pasek
Fot. Z arch. Małgorzaty Kaczmarczyk

Reklama